Werner Herzog – "Operacja świt" - recenzja filmu

mastermind
2008/03/01 18:58
8
0

Wietnam według Herzoga

Wietnam według Herzoga

 Wietnam według Herzoga, Werner Herzog – "Operacja świt" - recenzja filmu

Wernera Herzoga nie trzeba zapewne miłośnikom kina przedstawiać. Wystarczy kilka tytułów, jak choćby Zagadka Kaspara Hausera, Pod wulkanem, Stroszek, Krzyk kamienia czy Nosferatu wampir, by zrozumieć, że mamy do czynienia z artystą najwyższej klasy.

Nic zatem dziwnego, że Operacja świt jest filmem bardzo dobrym, ze wszech miar godnym polecenia. Herzog od lat hołduje regułom kina ambitnego, które ma widza nie tylko rozbawić, ale również coś przed nim odkryć, czegoś nauczyć. Nie inaczej jest w przypadku Operacji świt. Co ciekawe, do tematu, który film porusza, Herzog wraca po raz drugi. Przed jedenastu laty zrealizował bowiem fabularyzowany dokument zatytułowany Ucieczka z Laosu, który przybliżał widzom niebywałą historię amerykańskiego pilota Dietera Denglera. Obecnie zrobił w zasadzie film o tym samym, z tym, że bez udziału Denglera, który pojawił się w Ucieczce, a za to z aktorską ekipą, która pomogła w szczegółach odtworzyć jego losy.

I w tym realizuje się, co jakimś wielkim zaskoczeniem w sumie nie jest, edukacyjna rola dzieła. Ilu z widzów słyszało bowiem o heroicznym wręcz wyczynie Denglera? A jest o czym słuchać, bo żołnierz ów w czasie wojny wietnamskiej przeszedł prawdziwe piekło niewoli w obozie jenieckim w dżungli w Laosie. Następnie, nie wiedząc kompletnie, gdzie się znajduje, zorganizował ucieczkę współwięźniów i jako jedyny, przezwyciężając przeciwności losu – brak jedzenia, liczne niebezpieczeństwa – dotarł do amerykańskiej bazy. Losy Denglera to historia poświęcenia, charyzmy, wiary we własne siły i odwagi, jaką niewielu mogłoby się poszczycić, a która może przełamać największy nawet strach – strach, jaki ofiara czuje przed oprawcą.

Werner Herzog zrobił na tej kanwie film wielce emocjonujący, niezwykle zajmujący i epicki oraz, rzecz jasna, perfekcyjnie dopracowany w każdym szczególe. Najpierw uderzają widza piekielne wręcz realia obozowego życia – nudna do bólu rutyna, dojmujący głód oraz znęcanie się nad więźniami – które reżyser inteligentnie przemyca, nie fundując przy tym spektaklu gore. Psychiczny ciężar tego obozowego piekła udziela się widzom, którzy czują bijącą z każdego kadru beznadzieję.

Drugi element, na który zwraca się uwagę, to przyroda. Dżungla w ujęciu niemieckiego reżysera wygląda... olśniewająco i naturalnie. Staje się dodatkowym więzieniem, o wiele cięższym niż sklecona naprędce bambusowa chatka, w której więźniowie są przetrzymywani. Kolejny aspekt, który nie pozwala oderwać się od ekranu, to relacje między więźniami i zmiany, jakie zachodzą w tej mikrospołeczności za sprawą pojawienia się Denglera. Amerykański pilot trafia w otoczenie ludzi, którzy przekonani są o swoim beznadziejnym położeniu. Nie wierzą w ratunek, nie wierzą w cud, nie starają się już walczyć. Żyją siłą rozpędu, organicznych potrzeb, jak zahipnotyzowani, jak w jakimś transie, który również na swój dziwny i tajemniczy sposób uwodzi widza. Dengler wszystko to zmienia. Charyzmatyczny pilot ma w sobie dość siły, żeby na nowo przywrócić nieszczęśnikom wiarę we własne możliwości.

Operacja świt to pierwszy amerykański film Herzoga. Nic zatem dziwnego, że w obsadzie znalazła się prawdziwa gwiazda, a przy tym aktor nietuzinkowy. Christian Bale, bo o nim mowa, słynie z ogromnego poświęcenia dla ról, których się podejmuje. Słynne były jego przygotowania do Mechanika, dla którego schudł niemiłosiernie, odmawiając sobie dodatkowo snu. Nie inaczej jest tym razem i widać, że Bale, ale także inni aktorzy bardzo się starają. Nie tylko pod względem fizycznym upodobnili się do wychudzonych, zaniedbanych i ekstremalnie zmęczonych więźniów, ale również pod względem psychicznym stali się nimi, co po prostu bije z ekranu. Oglądając Bale’a, widz ani przez moment nie łapie się na tym, że oto ogląda seans filmowy. Aktorska pasja i zaangażowanie są tak ogromne, że emanują wręcz z ekranu. Świadomi istnienia różnych trików, do dziś sprzeczamy się, czy w jednej ze scen więźniowie-aktorzy faktycznie jedni żywe robaki – ale nie tylko to świadczy o ogromie pracy i poświęceniu całej ekipy pracującej nad filmem.

Reasumując: Operacja świt to film znakomity. Kolejne wielkie dzieło w twórczości Herzoga, film, który przybliżając widzom epizod z życia postaci nietuzinkowej, porusza tematy uniwersalne, bezustannie obecne w kinie i naszym codziennym życiu. Nie wolno przegapić.

GramTV przedstawia:

Plusy: + obsada + zajmująca historia + świetna realizacja Minusy: - brak Tytuł: Operacja świt Reżyser: Werner Herzog Scenariusz: Werner Herzog Zdjęcia: Peter Zeitlinger Muzyka: Klaus Badelt, Hans Zimmer Obsada: Christian Bale, Steve Zahn, Evan Jones, Craig Gellis, Zach Grenier i inni Produkcja: USA, 2006 Dystrybucja: Monolith Plus Strona WWW: tutaj

Komentarze
8
Usunięty
Usunięty
04/03/2008 14:05

To czysto subiektywna kwestia, czy sie film podoba czy nie - ja np. nie widze powodu, by oceniac film mogla tylko osoba ktora jest krytykiem fimowym i pozjadala wszystkie zeby na filmach...Sam filmu nie widzialem, ale jako ze bardzo lubie Bale''a, to dla mnie wystaraczajacy powod, by kiedys "Operacje..." zobaczyc

Usunięty
Usunięty
04/03/2008 00:26

Mnie się film podobał. Lubię Bale''a, choć gra tu takiego amerykańskiego "hura optymistę", ale to też jakieś przesłanie. Trzeba przyznać też, że przyroda w tym filmie zniewala.Natomiast, żeby stawiać go na równi ze wcześniejszymi filmami Herzoga to rzeczywiście nieporozumienie. Operacja świt jest świetnym filmem jak na holywood. A zholywoodyzowany Herzog to za mało.

Usunięty
Usunięty
02/03/2008 12:17

Nie chce, żeby mnie źle zrozumiano, dlatego od razu mówię, że to co tutaj napisze nie ma na celu wytykania czegokolwiek, obrażania, ośmieszania itd. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na pewien problem. Otóż, odnoszę coraz częściej wrażenie, że w dzisiejszych czasach recenzje wszelkiego rodzaju filmów, muzyki, gier itd. piszą ludzie, którzy w zdecydowanej większości przypadków mają dość ograniczoną wiedzę w tematach, na które publicznie się wypowiadają. Oczywiście rozumiem, że każdy może sobie pisać, każdy może wyrażać swoje subiektywne zdanie itd. Zastanówmy się jednak czy ma to jakikolwiek sens. Recenzja z natury rzeczy powinna w jak najbardziej obiektywny sposób (choć wyznaję pogląd, że nie ma recenzji obiektywnych - co nie znaczy, że nie należy do nich dążyć) obnażyć słabe i dobre strony opisywanego obrazu. Żeby tego dokonać potrzebna jest jednak jako taka wiedza - w tym przypadku filmoznawcza. Filmoznawstwo to wbrew pozorom nauka dość ścisła, w której nie można sobie pozwolić na wybujałe interpretacje czy improwizacje. Istnieje cała masa formalnych kryteriów, które w znacznym stopniu pokazują czy dany film jest wart zachodu czy też nie.Piszę o tym wszystkim akurat w odniesieniu do tego filmu, ponieważ wbrew temu co zawiera recenzja, obraz ten nie jest żadnym wybitnym dziełem, nie jest filmem doskonałym, nie jest nawet filmem bardo dobrym a już na pewno nie jest "kolejnym wielkim dziełem Herzoga". Na łopatki kładzie go przede wszystkim niespójny, nielogiczny scenariusz. Kwestii realizacyjnej też można by sporo zarzucić ale nie chcę bawić się teraz w odkrywanie klatka po klatce tego co jest w nim złe, a co dobre. (dobra jest przede wszystkim gra aktorska)Moja wypowiedź miała na celu jedynie zwrócenie uwagi na pewien problem. Zastanawia mnie co wy o tym myślicie. Czy nie czujecie się trochę robieni "w konia" ? Bo ja tak właśnie się czuje...I jeszcze raz podkreślam, w żadnym wypadku nie chcialem stwierdzic ze pan Mastermind nie zna sie na tym o czym pisze, nie znam go przeciez i nie wiem jakie ma kwalifikacje zeby to robic. Po prostu odnioslem wrazenie ze nie dosc dokladnie wgryzl sie w ten film - nie wiem czy wynika to z brakow wiedzy czy z czegokolwiek innego. I dlatego tez naszła mnie taka refleksja.ps. nie chce też kreować się na jakiegoś guru-ważniaka, który pozjadał wszystkie rozumy. To nie o to w tym wszystkim chodzi wiec nie bijcie ;)




Trwa Wczytywanie