Frederic Schoendoerffer – "Żołnierze mafii" – recenzja filmu

Trashka
2008/03/04 21:53
5
0

Mało emocjonująca przemoc, nuda i niesmak

Mało emocjonująca przemoc, nuda i niesmak

Mało emocjonująca przemoc, nuda i niesmak, Frederic Schoendoerffer – "Żołnierze mafii" – recenzja filmu

Prezentowany właśnie na ekranach (a raczej ekranie, gdyż wyświetla go tylko jedno kino, oferując zaledwie jeden seans dziennie) najnowszy film Frederica Schoendoerffera, pt. Żołnierze mafii, opowiada, jak sam tytuł wskazuje, o członkach mafii. A konkretniej o organizacji świata przestępczego w pięknym mieście Paryżem zwanym. Sportretowana w owym obrazie stolica Francji urokiem bynajmniej nie urzeka, film pokazuje bowiem bez ogródek jej ciemniejszą stronę: handel narkotykami i żywym towarem, kradzieże samochodów, fałszowanie pieniędzy, nielegalne zakłady, zbieranie haraczy, krwawe strzelaniny, bandyckie porachunki i czego tam jeszcze dusza zapragnie.

Biorąc pod uwagę tematykę, można by się spodziewać zapierającej dech w piersiach akcji i burzącej krew w żyłach fabuły. Czy rzeczywiście tak się stało?

Aż chce się powielić (również bez ogródek) kwestię, którą wpierała Krystyna Janda edukowanej przez siebie „aktorce” w Superprodukcji Machulskiego: „Otóż nie, Marianie”.

Frederic Schoendoerffer znany jest wszelkim polskim „Marianom” i „Mariannom” z niezłego, ponurego i ciężkiego psychologicznie obrazu Tajni agenci z Monicą Bellucci i Vincentem Casselem w rolach głównych. Pamiętając tamten utwór, spodziewaliśmy się ponownie czegoś interesującego, tyle że znacznie mocniej osadzonego w imponującej tradycji francuskiego kina przemocy. Przemoc jest, i to w ilościach hurtowych, ale jeśli chodzi o budzenie zainteresowania, to już raczej krucho.

Rzecz traktuje o pewnym gangsterze na samym szczycie wierchuszki oraz jego licznej świcie, jak również o płatnym mordercy z wolnej stopy (lecz oczywiście free lancer ów jest zwykle na jego usługach). Claude Corti (Philippe Caubere) rządzi wszystkim i wszyscy się go boją. Nigdy się nie patyczkuje z niepokornymi – jeżeli mu podpadniesz, możesz wylądować z kijem w odbycie. Jeśli masz szczęście. Jeśli nie, potraktują cię wiertarką i wydłubią oczy. W sumie też pięknie.

Franck (Benoit Magimel) jednak nie zwykł trząść portkami przed nikim. Taki fachowiec jak on budzi szacunek, a że pomógł Cortiemu w paru ważnych sytuacjach, obudził też zaufanie. A jak wiadomo, nikomu na tym najpiękniejszym ze światów nie można ufać. Szef wszystkich szefów ląduje w więzieniu na kilka miesięcy i wszystko wymyka mu się z rąk... bo dotychczasowi podwładni postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Co zrobi Franck? A cóż może zrobić ktoś, kto najwyżej ceni pieniądze?

Tak czy owak, widzowie są tym zainteresowani znacznie mniej, niż można by się spodziewać. Praktycznie żaden z bohaterów nie przykuwa na dłużej uwagi. Ani tandetnie obleśny Corti, ani Franck z permanentnie kamienną twarzą i zamglonym spojrzeniem, ani też reszta ekipy. Psychologia tych postaci przypomina stopniem komplikacji konstrukcję cepa, a ich postępowanie jest równie sensowne, co tresura konika polnego. Zwyczajnie nie obchodzi, co się z nimi stanie (z wyjątkiem jednego momentu – gdy w żenujących okolicznościach Cortiego zwijają gliniarze, można odczuć chwilową satysfakcję).

W filmie dzieje się bardzo dużo, ale wszystko przedstawiono tak chaotyczne, że paradoksalnie zyskuje się wrażenie monotonni. Tempo jest źle stopniowane, nawet strzelaniny wydają się drętwe i nie wywołują żywszej reakcji. To, że tego typu bohaterowie niczym się nie przejmują, jest oczywiście normalne, ale jeśli odbiorca również... to coś jest nie tak z realizacją reżyserskiego „dzieła”.

W zasadzie emocjonującymi scenami okazały się zaledwie dwie z kilku egzekucji – wspomniana już, ta z użyciem wiertarki, i druga, w okolicznościach nader intymnej natury. Ta ostatnia potrafi spowodować szczery wybuch śmiechu.

Reżyser wciąż niepotrzebnie epatuje damską golizną, powodując dodatkowy niesmak (zgodnie z zasadą, że w rzeźni każdy, nawet niezbyt niewybredny „smakosz”, straci apetyt). W ogóle kwestia kobiet w Żołnierzach mafii budzi pewne zdziwienie. Schoendoerffer twierdzi, iż przez trzy lata studiował informacje na temat środowiska przestępczego we Francji... Cóż, nawet w Polsce niejaka Siwa była nie tak dawno równie błyszczącą gwiazdą na przestępczym firmamencie, co jej szwagier Dziad (wołomińska mafia), ciężko więc sądzić, by w tamtym kraju, posiadającym co najmniej takie same tradycje emancypacyjne niewiast, jedyną formę działalności kobiet w mafii stanowiły usługi seksualne lub rola popychadła.

GramTV przedstawia:

Jeśli nawet jakąś dziwną koleją losu tak się stało, to atrakcyjność fabuły wymaga choć jednej naprawdę ciekawej żeńskiej postaci. Tymczasem tu baba to albo pozbawiony tożsamości, wyblakły tłumok, albo pozbawiona inteligencji i instynktu samozachowawczego zdzira, która puszcza się... z nudów. A nasi gangsterzy chlają, ćpają i zaliczają kolejne panienki, traktując je jak lalki z Sexshopu. Warto dodać, iż zdradzany mąż strasznie się przejmuje, mimo że sam chędoży na prawo i lewo.

Bohaterowie filmów Pasikowskiego to przy owych panach dżentelmeni, nie mówiąc już o tym, iż budzą większe zainteresowanie. Dlaczego? Choćby z tej przyczyny, że tli się w nich jakaś namiastka wiarygodnych uczuć i przemyśleń co do otaczającej rzeczywistości.

Dziwi także fakt, iż policja pojawia się tylko w jednym momencie. Krew leje się strumieniami, strzały na ulicy, a ci jakby nie istnieli... Cuda jakieś czy co? A może po prostu logiczna dziura w i tak cienkiej jak kompot z desek fabule?

W zasadzie więc do pozytywnych stron owego filmu zaliczyć można tylko muzykę i zdjęcia. Ciemna tonacja kadrów i zimne światło tworzą mroczną, duszną atmosferę, którą podkreśla niepokojąca melodia, przerywana przez techno dobiegające z klubów, do których uczęszczają „chłopcy z miasta”.

Podsumowując: Ani to głębokie, ani piękne. Ani to mądre, ani emocjonujące. Wszystkiego zbyt dużo, zbyt chaotycznie i zbyt drętwo. Wieje nudą i zniesmacza. Na dokładkę gra aktorska wybitnie nijaka. Szkoda pieniędzy na bilet, a jeszcze bardziej znacznie cenniejszego czasu.

Plusy: + ścieżka dźwiękowa + udane zdjęcia Minusy: - kulawa fabuła - źle stopniowane napięcie - chaos w parze z drętwotą - gra aktorska

Tytuł: Żołnierze mafii Reżyser: Frederic Schoendoerffer Scenariusz: Yann Brion, Frederic Schoendoerffer Zdjęcia: Jean-Pierre Sauvaire Muzyka: Bruno Coluais Obsada: Benoit Magimel, Philippe Caubere, Beatrice Dalle, Olivier Marchal, Mehdi Nebbou Produkcja: Francja 2007 Dystrybucja: Vision

Komentarze
5
Lucas_the_Great
Redaktor
09/02/2012 07:20

Podpowiedź: data publikacji :)

Usunięty
Usunięty
09/02/2012 01:27

Film ten posiadam na DVD. Zły nie jest mógłbym się bardziej rozpisać ale chyba nie ma sensu a i na gramie odpowiedni temat jest o filmach. Ale co to ?? na gramie będą recenzje filmów ?... jakaś mega okrojona wersja filmwebu się tu szykuje ? Czy po prostu nie macie już pomysłów na newsy albo gier do przejścia i zrecenzowania ?.Pozdrawiam.

Usunięty
Usunięty
09/02/2012 01:18

Akurat ten film,zwlaszcza w konfrontacji z hollywoodzkimi produkcjami tego typu jest wyjatkowo dobry. Moze nie jest to arcydzielo ale dobry,mroczny dramat ze swietnymi kreacjami aktorskimi i co dziwne w kinie tej klasy, pewnym rysem psychologicznym postaci. Fakt,jest to brutalny film ale taki jest swiat w nim przedstawiony. Prosze porownac z filmem "W rytmie serca" ktory uwazam za wybitny.




Trwa Wczytywanie