To ostateczny dowód, dlaczego kolejna część nie powstanie.
Uniwersum serii Tron miało powrócić z wielkim rozmachem, lecz zamiast spektakularnego sukcesu kinowego Disney otrzymał jedną z największych porażek ostatnich lat. Najnowsza część serii, Tron: Ares, której premiera miała być jednym z najważniejszych wydarzeń kinowych tej jesieni, nie tylko nie spełniła oczekiwań, ale stała się jednym z najdroższych rozczarowań roku.
Tron: Ares
Tron: Ares – Disney może zanotować ponad 130 milionów dolarów straty
Według branżowych źródeł budżet filmu wyniósł około 220 milionów dolarów, czyli znacznie więcej, niż sugerowano w pierwszych komunikatach. Do tego należy doliczyć potężne nakłady na promocję, sięgające ponad 100 milionów dolarów. Disney postawił na szeroko zakrojoną kampanię: efektowne wydarzenia w Stanach Zjednoczonych, prezentacje na konwentach, specjalne pokazy i koncerty, które miały rozbudzić nostalgię fanów i zainteresować młodszą widownię. Pomimo tych działań film już w drugim weekendzie stracił znaczną część widzów, a jego globalne wpływy wynoszą zaledwie 103 miliony dolarów. Prognozy mówią, że jeśli suma zatrzyma się w okolicach 160 milionów, Disney może odnotować stratę sięgającą aż 132 milionów.
Zdaniem osób z branży problemem nie był sam koncept powrotu do kultowej serii z lat 80., lecz jego realizacja. Tron nigdy nie był tytułem o masowym zasięgu i pierwsza część zyskała status kultowej dopiero po latach, a Tron: Dziedzictwo z 2010 roku osiągnął umiarkowany sukces, głównie dzięki efektom wizualnym i sentymentowi starszych fanów. Tym razem zabrakło zarówno przełomowych technologicznych rozwiązań, jak i angażującej historii.
Choć film mógł pochwalić się znanymi nazwiskami w obsadzie, jak Jared Leto czy Jeff Bridges, nie przełożyło się to na zainteresowanie masowego odbiorcy. Krytycy wskazują na chaotyczny scenariusz, brak spójnej wizji oraz problemy z tonem filmu, który nie potrafił zadowolić ani fanów oryginału, ani nowej widowni. Prace nad scenariuszem przechodziły przez wiele rąk, a końcowa wersja była efektem licznych poprawek w ostatniej fazie produkcji.
GramTV przedstawia:
Z danych wynika, że film przyciągnął głównie starszych widzów i 70% widowni stanowili widzowie powyżej 25 roku życia, czyli osoby pamiętające poprzednią część. W grupie 13–17 lat zainteresowanie było minimalne. Ocena widzów również nie zwiastowała potencjału na hit i w CinemaScore zarówno Tron: Ares, jak i Tron: Dziedzictwo otrzymały identyczną ocenę B+. Oznacza to, że film był odbierany poprawnie, ale bez entuzjazmu, który mógłby wywołać efekt kuli śnieżnej i zachęcić kolejnych widzów do wybrania się do kina.
Disney liczył, że odświeżenie marki, wspierane ogromnym budżetem i nowoczesnymi efektami, zapewni mu kolejny dochodowy cykl filmowy. Tymczasem wyniki wskazują, że studio przeliczyło się zarówno co do skali zainteresowania, jak i atrakcyjności samego projektu. Nie bez znaczenia był też dobór obsady. Jared Leto nie należy do aktorów, którzy potrafią przyciągnąć widzów do kin, , a w przypadku tak dużych projektów brak silnego nazwiska o globalnym zasięgu może przesądzać o wyniku finansowym.
Po otwarciu, które nie spełniło nawet ostrożnych oczekiwań, w branży zaczęły się pojawiać głosy o definitywnym końcu Trona. Nie jest to jednak przesądzone. Historia Hollywood zna przypadki, w których porażki przeradzały się w udane powroty po latach. Planeta Małp, Obcy czy Superman to przykłady marek, które po słabych okresach zdołały powrócić w nowym wydaniu i odnieść sukces.
Nie można też zapominać, że marka Tron wciąż ma swoją wartość w świecie poza kinem. Kolejki do atrakcji w parkach rozrywki Disneya, zarówno w Orlando, jak i w Szanghaju, należą do jednych najdłuższych. Dla władz studia projekt mógł więc być nie tylko filmem fabularnym, ale też narzędziem marketingowym wzmacniającym obecność franczyzy w innych obszarach biznesu.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!