Chociaż to tylko science fiction, to jednak zawiera realistyczne elementy.
Terminator 2: Dzień Sądu od lat uznawany jest za wzór udanej kontynuacji i jedno z najważniejszych dzieł science fiction w historii kina. James Cameron w 1991 roku całkowicie odmienił formułę opowieści, czyniąc z zabójczego T-800 obrońcę przyszłego przywódcy ludzkości. Film zachwycił rozbudowaną akcją oraz nowatorskim podejściem do bohaterów i odcisnął trwałe piętno na gatunku. Do dziś niewiele kontynuacji potrafiło choćby zbliżyć się do jego poziomu.
Terminator 2: Dzień sądu
Terminator 2: Dzień sądu – film realistycznie zaprezentował wybuch bomby atomowej. Nawet naukowcy byli pod wrażeniem
Produkcja pełna jest mocno przerysowanych elementów fantastycznonaukowych. Mowa o podróżach w czasie, wojnie ludzi z maszynami oraz cybernetycznych zabójcach wysłanych z przyszłości. W takim kontekście realizm wydaje się jednym z ostatnich aspektów, o które widz mógłby się martwić. Jak się jednak okazuje, jedna z najbardziej pamiętnych scen jest boleśnie wiarygodna.
James Cameron opowiedział o kulisach Terminatora 2 w obszernym materiale przygotowanym przez Vanity Fair. Reżyser zdradził, że szczególną uwagę poświęcił relacjom bohaterów. Chciał zadbać o komfort Lindy Hamilton, która miała jasno sprecyzowane oczekiwania wobec postaci Sarah Connor. Dodatkowo czuł się odpowiedzialny za Edwarda Furlonga, młodego odtwórcę roli Johna.
Prawdziwy dreszcz grozy wywołała jednak scena sennego koszmaru Sarah. Nad Los Angeles wybucha głowica nuklearna, a fala uderzeniowa w mgnieniu oka zmienia miasto w popiół. Cameron ujawnił, że został przerażony tym, jak wiernie oddał taki wybuch na ekranie.
Przeprowadziłem wiele badań na temat skutków użycia broni nuklearnej i tego, co stałoby się z miastem po detonacji. To jest bardzo dokładne. Dostałem nawet list od tak zwanych specjalistów od fali uderzeniowej z laboratorium Sandia, jednego z głównych ośrodków nuklearnych w USA. Pochwalili mnie za to, że pokazałem to dokładnie tak, jak by wyglądało w rzeczywistości.
Tak, błysk spali całe ciało na popiół, a następnie fala uderzeniowa strząśnie popiół z kości. Świetnie. Dzięki za miłe słowa. Ale to uświadamia, w jakim świecie żyliśmy. W 1990 roku byliśmy tuż po szczytowej fazie rozwoju broni atomowej. Istniało około 70 lub 80 tysięcy głowic. Każda z nich mogłaby zrobić to, co pokazaliśmy. Dziś zostało ich około 12 tysięcy. Nadal żyjemy jednak w niezwykle niestabilnych czasach. To nadal jest tak samo aktualne.
GramTV przedstawia:
Scena, która miała być jedynie filmowym koszmarem, okazuje się alarmującym przypomnieniem o realnym zagrożeniu. Cameron pokazał na ekranie prawdziwe skutki wybuchu bomby atomowej w mieście i udowodnił, że nawet taki film jak Terminator może kryć w sobie przerażająco prawdziwe oblicze.
Do wyobraźni przemawiają tzw. Hiroshima Shadows...
Warto pamiętać też, że co najmniej Rosja, zapewne i USA, być może też kraj, którego nie wolno wymieniać z nazwy, który to oficjalnie nie ma broni A... - mają dead man's switch. Więc w razie jakiegoś kataklizmu, pomoru itp., przyjmując, że po drodze nie zaszyto jakichś blokad bezpieczeństwa - rakiety polecą i życie na Ziemi zniknie - no, zostaną karaluchy.