Są osoby, które zarzucają fanom obsesyjnie interesującym się poziomami mocy w Dragon Ballu, że całkowicie nie rozumieją ich sensu.
Dragon Ball przyczynił się do spopularyzowania wielu elementów, które dziś są znakami rozpoznawczymi anime. Widowiskowe walki wręcz, liczne transformacje bohaterów, aż po głośne wykrzykiwanie nazw ataków przed ich wykonaniem. Wpływu serii Akiry Toriyamy na gatunek shōnen nie da się przecenić, bowiem to właśnie dzięki niej zyskał globalną popularność. Bywają jednak momenty, gdzie nawet ikoniczne fragmenty serii są przyczyną konfliktów.
Dragon Ball Z – Vegeta
Poziomy mocy w Dragon Ball – mają sens czy nie?
Jednym z charakterystycznych elementów Dragon Balla Z były poziomy mocy, czyli system liczbowego określania siły postaci, który pojawił się w sadze Saiyan i Namek. Saiyanie traktowali je bardzo poważnie, a Frieza wprowadził do gry absurdalnie wysokie wartości, które zdominowały wcześniejsze standardy. Co jednak ważne, Toriyama porzucił ten koncept po pokonaniu Friezy i nigdy więcej do niego nie wrócił.
Mimo że poziomy mocy zniknęły z fabuły już dekady temu, fani wciąż obsesyjnie je analizują. Szacują je, porównują między postaciami i używają ich jako argumentów w internetowych dyskusjach, by dowieść, że ich ulubiony bohater jest silniejszy. Gdy Raditz wprowadził ten motyw, system był prosty, ponieważ poziomy poniżej 100 były śmieszne, a te w tysiącach robiły wrażenie.
Wraz z pojawieniem się Friezy liczby zaczęły rosnąć do setek tysięcy, potem milionów. Kombinacje mnożników, transformacji i technik uczyniły z tych wartości absurdalne i nieczytelne cyfry. Dlatego Toriyama zrezygnował z nich przed sagą Cella. Techniki takie jak Kaioken pozwalały Goku przeskakiwać różnice w poziomach, całkowicie podważając sens śledzenia liczb. Dragon Ball to seria, w której granice są regularnie przekraczane, więc liczbowy system siły stracił w końcu sens.
GramTV przedstawia:
W rzeczywistości Dragon Ball zawsze bardziej skupiał się na przezwyciężaniu własnych ograniczeń, niż na sztywnych liczbach. Goku to ikona zasady, że ciężka praca pokonuje talent, a cała seria pokazuje, że siła nie sprowadza się do cyferek. Każdy wróg jest silniejszy od poprzedniego, ale bohaterowie i tak znajdują sposób, by zwyciężyć — nie dzięki wyższym licznikom, tylko dzięki determinacji, strategii i rozwoju.
Z każdą nową transformacją liczby stają się coraz bardziej oderwane od rzeczywistości. I niezależnie od tego, czy fani tego chcą, czy nie, Dragon Ball wszedł już na poziom, gdzie poziomy mocy nie mają już znaczenia. Problem pojawia się w momencie, gdy nie wszyscy podzielają słuszność tej idei i nadal bardzo mocno sięgają ku wyliczeniom, pokazując, że bohater X nie mógłby pokonać bohatera Y, bo przecież ten ma więcej mocy np. o 30 procent. Druga strona barykady sugeruje, że fani liczb zwyczajnie nie rozumieją sensu poziomów mocy i dlatego nie są w stanie pojąć konceptu Dragon Balla.
Poziomy mocy są spoko ale problem pojawia się gdy porównuje sie postacie z dbz z postaciami z na przykład Nanatsu No Taizai gdzie też wprowadzono liczbowe określenie mocy.
I teraz wdajesz sie w dyskusję gdzie jeden gość ci mówi że Meliodas z łatwością pokonałby całą załogę ginyu (poza kapitanem) bo Meliodas ma poziom mocy 90 000 (spotkałem sie z takim argumentem.
I tu sie pojawia problem suchych liczb. 90 000 w NNT a w DBZ to dwie różne wartości, Meliodas z poziomem mocy 30 000 wysadził miasto i to było uznawane za gigantyczny wyczyn
Natomiast Roshi z poziomem mocy około 100 wysadził w powietrze księżyc jedną kamehamehą jeszcze na początku db.
Ano_mój_nick
Gość
05/05/2025 06:45
Jestem po stronie, która uważa, że obecność niektórych osób w Turnieju Mocy to ostra przesada...
MisticGohan_MODED
Gramowicz
04/05/2025 20:47
Po sadze z Friezą liczby przestały mieć znaczenie... a w Super to już ogóle wszystko poszło się walić i można było całą koncepcję wywalić do kosza xp