Kultowy film science fiction mógł otrzymać kuriozalne zakończenie. Przed tragicznym finałem uratowały problemy z budżetem

Radosław Krajewski
2025/10/12 11:00
0
0

Ciężko sobie wyobrazić, aby Powrót do przyszłości mógł zostać kontynuowany po tym oryginalnym zakończeniu.

Czasami ograniczenia budżetowe potrafią uratować film. Tak właśnie stało się w przypadku kultowego Powrotu do przyszłości, który w 1985 roku podbił kina i z biegiem lat stał się jednym z najważniejszych tytułów w historii popkultury. Jak się okazuje, pierwotne zakończenie filmu miało wyglądać zupełnie inaczej, a ostateczna wersja powstała tylko dlatego, że studio nie chciało wydać dodatkowego miliona dolarów.

Powrót do przyszłości
Powrót do przyszłości

Powrót do przyszłości – zakończenie filmu miało być zupełnie inne

Dzięki odnalezionym storyboardom autorstwa Andrew Proberta, fani poznali pierwotny pomysł na finał. Okazuje się, że początkowo Marty McFly miał przenieść się w czasie nie dzięki piorunowi, lecz… eksplozji bomby atomowej. Scena miała rozgrywać się na pustkowiu, gdzie wojsko przygotowywało test jądrowy. W momencie, gdy DeLorean osiągał prędkość 88 mil na godzinę, wybuch miał stworzyć impuls energii pozwalający maszynie czasu przeskoczyć w przyszłość.

W oryginalnej wersji historia kończyła się sceną zwiedzania dawnego poligonu. Grupa turystów słuchała opowieści przewodnika o „tajemniczych zjawiskach”, które rzekomo miały tu miejsce, gdy nagle przed nimi materializował się nienaruszony DeLorean. Pomysł był widowiskowy, ale jak przyznali twórcy, zupełnie nie pasował do tonu filmu i był zbyt kosztowny.

Współscenarzysta Bob Gale zdradził w podcaście serwisu Collider, że decyzja o zmianie finału była podyktowana względami praktycznymi:

Najdroższym elementem całej sekwencji nie był sam wybuch bomby, tylko budowa miasteczka, które mieliśmy zniszczyć. Pomyśleliśmy wtedy: skoro możemy zrezygnować z wyjazdu na plan zdjęciowy i użyć gotowej scenografii, oszczędzimy przynajmniej milion dolarów – wspominał Gale.

GramTV przedstawia:

W efekcie zamiast testu nuklearnego pojawiła się scena z uderzeniem pioruna w zegar ratusza, która dziś uchodzi za jedno z najbardziej ikonicznych zakończeń w historii kina. Co ciekawe, storyboardzista Andrew Probert miał także wpływ na inny istotny detal. To on przekonał Gale’a, by zmienić sposób, w jaki Doc obchodzi się z listem Marty’ego.

W pierwotnym scenariuszu Doc miał podrzeć list i wyrzucić go do DeLoreana, ale uznałem, że to zdradziłoby widzowi zbyt wiele. Zaproponowałem, żeby po prostu włożył go do kieszeni i zajął się czymś innym. Dzięki temu, gdy list wraca w finale, efekt zaskoczenia jest o wiele silniejszy – wspominał Probert.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!