Chyba możemy się już pogodzić z myślą, że aktor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Aktorstwo jest dla niego zbyt ważne.
Daniel Day-Lewis, trzykrotny zdobywca Oscara i jeden z najwybitniejszych aktorów w historii kina, najwyraźniej ma już dość pytań o swoje głośne odejścia z branży. W tym tygodniu pojawił się na New York Film Festival, gdzie promował film Anemone – swoją pierwszą główną rolę od czasu Nici widmo z 2017 roku. Najwyraźniej bardzo brakowało mu występów na ekranie, bo surowo ocenił swoją “emeryturę”.
Daniel Day-Lewis szczerze o swojej „emeryturze”
Podczas sesji pytań i odpowiedzi aktor bez ogródek ocenił swoją skomplikowaną relację z aktorstwem.
Już dwa razy oskarżono mnie o przejście na emeryturę. Prawdopodobnie zrobiłem z siebie idiotę, ogłaszając, że przestaję pracować – i prawdopodobnie zrobiłem z siebie idiotę, wracając.
Przypomnijmy, że w 2017 roku artysta oficjalnie ogłosił koniec kariery, publikując przez swoich przedstawicieli lakoniczne oświadczenie: „To prywatna decyzja”. Nie podał żadnych szczegółów. Dziś zdradza jednak, że po Nici widmo znalazł się w złym stanie psychicznym i to właśnie wtedy zdecydował się wycofać z zawodu.
Osiem lat później powrócił za sprawą swojego syna, Ronana Day-Lewisa, w filmie Anemone. Premiera filmu przypada tej jesieni. Aktor przyznał, że odzyskał zapał do pracy:
GramTV przedstawia:
Powiedziałem sobie: «Robię to, bo nie spodziewam się, że znów poczuję chęć do grania». I jednak się udało. Jestem za to naprawdę wdzięczny i mam nadzieję, że uda mi się to zrobić ponownie.
68-letni Day-Lewis nie mówi już o „ostatniej roli” – i choć jego powrót wciąż ma aurę wyjątkowego wydarzenia, tym razem wydaje się bardziej pogodzony z myślą, że aktorstwo to część jego życia, od której trudno całkowicie uciec. Wiele jednak zależy od ewentualnego sukcesu artystycznego jego nowego filmu.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!