Opinia: Prawdziwy diabelski biznes

Sławek Serafin
2015/02/24 18:15

...czyli dlaczego dom aukcyjny w Diablo 3 to była najgorsza rzecz w branży gier w ostatnich latach.

Opinia: Prawdziwy diabelski biznes

W sobotę opublikowaliśmy na Gramie tekst Tomka Dittricha o tym, jak metodą prób i błędów Blizzard próbuje wygenerować dodatkowe przychody po premierze Diablo 3, najpierw za pomocą Real Money Auction House, czyli wewnątrzgrowej giełdy przedmiotów, w której można było dokonywać zakupów za prawdziwe pieniądze, a teraz, po zamknięciu tamtego tworu, za pomocą ostrożnie wprowadzanych mikrotransakcji. Absolutnie i bezgranicznie się nie zgadzam z tezami postawionymi przez Tomka, dla którego wspomniane mikrotransakcje są złym pomysłem, a RMAH był udanym eksperymentem. Ba, nie tylko się nie zgadzam, ale wręcz uważam, że ów Dom Aukcyjny był szczytowym osiągnięciem w dziedzinie patologicznego wypaczania idei nie tylko Diablo 3, ale też gier w ogóle. I choć należy się cieszyć, że ten nowotwór został już wycięty, to jeszcze bardziej trzeba się oburzać, że w ogóle się pojawił i że ktoś celowo całą tę obrzydliwą operację przeprowadził.

Ostro? Za ostro? Nie moi drodzy, wcale nie. I już wyłuszczam dlaczego.

Czym są gry? Najprościej powiedzieć, że naszą ulubioną rozrywką. Taką ucieczką od szarej, paskudnej codzienności w fantastyczne światy, zajmujące opowieści, w przyjacielską rywalizację, w pasję kreatywności i mnóstwo innych wspaniałych rzeczy. Eskapizm - to jest to słowo, które opisuje istotę gier. W jaki sposób, gdzie i na jak długo uciekamy nie jest istotne. Ważne, że możemy. Że to działa. I to jest właśnie takie cudowne w grach. A potwierdzeniem tej cudowności jest postępująca dominacja tej gałęzi rozrywki nad dawniejszymi kolosami, takimi jak muzyka i film. I Diablo od zawsze, od pierwszej części, było grą, która znakomicie nam w tym zwiewaniu od realnego świata pomagała. Do czasu wprowadzenia RMAH, rzecz jasna.

Dom Aukcyjny w grze to nic złego, nie zrozumcie mnie źle. W ogóle jakakolwiek gospodarka wewnątrzgrowa, jakikolwiek handel, barter, wymiana, usługi i tak dalej to fajna rzecz. Ale tylko do momentu, gdy wkraczają w to prawdziwe pieniądze, które w ogóle nie należą do tamtego świata, tylko do tego, z którego w grę uciekamy. Kasa wypacza taki system, wynaturza go i prowadzi na dłuższą metę do obrzydliwych patologii w stylu zmuszania więźniów do farmowania złota w World of Warcraft. Sam Blizzard próbował ukrócić nielegalny handel tymże złotem, prawda? Wtedy myślałem, że to dlatego, że leży im na sercu dobro gry, której idea została przez niego zatruta. Ale potem okazało się, że to dlatego, że firma nie mogła sama czerpać z tego zysków. W przypadku Diablo 3 zadbali o kasę na samym wejściu, tworząc całą strukturę, która zachęca do wymiany prawdziwych pieniędzy na wirtualne dobra i która od każdej transakcji odprowadza procent dla właściciela tego całego kramu. Genialne. Dla Blizzarda. Dla graczy? Obrzydliwe, rzekłbym nawet, że wyjątkowo.

Tomek pisze, że kupując od kogoś przedmiot, płacimy za czas poświęcony i trud związany z jego "wyprodukowaniem". Uczciwe, prawda? Prawda. Ale nie w grze. Nie tylko nie w Diablo, ale w żadnej innej grze. Nie po to uciekamy od rzeczywistości w gry, żeby trafić tam na stary jak świat układ, w którym ci co nie mają pracują w pocie czoła dla tych co mają, żeby za zarobione pieniądze kupić chleb i opłacić czynsz. W grach jesteśmy, a w zasadzie powinniśmy być wszyscy równi, przynajmniej do stopnia jaki jest możliwy do osiągnięcia. Wiadomo, że zawsze ktoś będzie grał lepiej a ktoś gorzej i tego się uniknąć nie da. Ale czy gra ma zostać skażona innymi podziałami? Ma nas też dzielić na bogaczy i biedaków też? A może na dziewczyny i chłopaków? Albo wysokich i niskich, grubych i chudych czy według dowolnych innych kryteriów, które nie mają absolutnie żadnego znaczenia w odniesieniu do samej gry, gdzie powinno się liczyć tylko to, jak w nią gramy I NIC WIĘCEJ?! Odpowiedź jest oczywista. I prawidłowa. Co ważniejsze w tym przypadku jednak, czy operator całego przedsięwzięcia ma zachęcać do wykorzystywania jednych przez drugich, do tego pobierając swoją opłatę? Jak alfons, który łaskawie pozwala klientom skorzystać z prostytutek, którymi się opiekuje? NIE. Nie, nie i jeszcze raz nie. To niedopuszczalne, obrzydliwe, odrażające. Jak kapitalizm, nierówności społeczne i tak dalej. Tych ostatnich nie da się uniknąć w tak prosty sposób w rzeczywistości, choć próbuje się od wieków. Ale gry były czyste, były niezbrukane, były światem wolności, równości i braterstwa... przynajmniej jeśli mowa o społecznościach graczy, bo pochylanie się nad problemem masowego trzaskania Call of Duty czy Assassins Creed co roku, co też jest branżową patologią, nie jest celem tego tekstu. Ważne, że w grze byliśmy wszyscy tacy sami, z równymi szansami. Czasem tylnymi drzwiami wciskały się podziały bazujące na bogactwie, jasne, ale zawsze były piętnowane. Do czasu, gdy Blizzard postanowił zarabiać na stręczycielskim, niemoralnym RMAH. Już samo tolerowanie tego chorego układu to był grzech. Ale pochwalanie go? Stawianie go za przykład?! Wynoszenie go ponad "złe mikrotransakcje"?!! Nie mieści mi się to w głowie...

A jest jeszcze kwestia tego, że RMAH nie tylko przemycił do Diablo społeczne nierówności, ale też w imię kultu mamony niszczył grę jako taką. Można o tym poczytać w komentarzach do tekstu Tomka, gdzie wypowiadają się osoby, które o wiele lepiej znają temat ode mnie. Ale ja też coś tam wiem. Wiem, że od samego początku w Diablo chodziło o to, żeby tłuc stworki po łbach w nadziei, że mają przy sobie coś kosztownego, tak w dużym uproszczeniu. Gra bazowała na chciwości i trzeba przyznać, że genialnie przekuwała tę niezbyt przecież jasną stronę ludzkiej natury na coś lekkiego, fajnego i przyjemnego. Pasienie swojej postaci było czystą radością, prawda? Prawda... do momentu, gdy cały nasz wysiłek został przeliczony przez Blizzard na dolary. Gra przestała być grą, a stała się spaczonym rynkiem, gdzie zamiast dobrze się bawić, ludzie po prostu handlowali. Jedni mieli czas, drudzy pieniądze, trzeci zaś spryt i smykałkę do interesów, żeby zarobić na pierwszych i drugich. To już przestało być Diablo, prawda? Blizzard podstawił nam w miejsce ukochanej gry jakąś chorą giełdę na wzór Wall Street, wykorzystał dobrą wolę, wykorzystał przywiązanie fanów do marki, żeby tłuc na nich szmal. Aż mnie mdli na samą myśl. Gdyby jeszcze nie ten procent, gdyby nie to, że Blizzard pchał swoje paluchy do tortu, byłbym skłonny im wybaczyć, dopuścić, że po prostu się pomylili, że chcieli dobrze, a wyszło jak wyszło. Ale nie, to była od samego początku akcja zaplanowana na zarabianie, taka prymitywna, bezdennie głupia gospodarka rabunkowa, która nie bierze pod uwagę środowiska, tylko chce wypracować krótkoterminowe zyski. I pewnie ktoś się w końcu zorientował, że w ten sposób można się nachapać, jasne że można, ale przy okazji z kwitnącej społeczności fanów Diablo zostanie tylko zryta przez buldożery pustynia. I zlikwidowano RMAH. Uff. Ale skąd tu teraz wziąć pieniążki, żeby księgowość nie dostała zawału tudzież wrzodów?

GramTV przedstawia:

I tu Blizzard sięga po inny model zarabiania, już nie wymyślony przez siebie, ale podpatrzony u innych. To dobrze, bo akurat w tym są mistrzami - Blizzard największe sukcesy osiągnął dopieszczając nie swoje pomysły. Wspominając RMAH obawiam się, że nigdy już nie chcę oglądać na oczy oryginalnych idei zrodzonych w głowach projektantów z tej firmy, tak swoją drogą. Ale zbaczam z tematu. W Diablo 3 mają być mikrotransakcje. Te straszne, według Tomka Dittricha złe do szpiku kości mikrotransakcje. A ja się jego poglądowi nie dziwię, bo jak się już na czarne powiedziało białe, to trzeba być konsekwentnym i białe nazywać czarnym, nie?

Jasne, mikrotransakcje to nie mesjasz zbawiający branżę gier ani też nie jednorożce, którym spod ogona tryskają tęcze. Ale zdarza się, że właśnie tak się dzieje. Ten system finansowania gier dzieli się z grubsza na dwie odmiany. W jednej można za pomocą mikotransakcji kupić coś, co ma wpływ na grę, w drugim zaś wszystko inne. Ten pierwszy jest równie szkodliwy i obrzydliwy jak RMAH w Diablo 3, a stosowany często różne firemki, które chcą szybko natłuc kasy na "darmowej" grze, co, cóż za niespodzianka, prawie nigdy się nie udaje. A to dlatego, że ludzie wiedzą lepiej. Nie będą grali w grę, w której można kupić przewagę nad innym graczem ani też która udaje darmową, a tak naprawdę zmusza do płacenia choćby po to, by móc dalej grać. Dla odmiany olbrzymi sukces zaś odniosły gry, które sprzedają "wszystko inne". Przypadek? Nie ma przypadków, poza eksplozjami popularności różnych gierek mobilnych.

Dla Tomka skórki to zło. A ja nie rozumiem, jak kosmetyka, która nie ma żadnego wpływu na rozgrywkę, może być zła. Ten kto ma skórkę i ten kto jej nie ma, grają w dokładnie tę samą grę, tyle że ten pierwszy inaczej wygląda. Może lepiej, może gorzej, mało istotne, bo nie daje mu to żadnej przewagi nad przeciwnikiem, może oprócz czysto psychologicznej na zasadzie "o, ma skórkę, pewnie wymiata skoro się szarpnął na taki wydatek". Co w tym złego? Nie mam pojęcia. A może w takim razie coś złego jest w dopalaczach różnego rodzaju, które pozwalają szybciej awansować na poziomy? Tak, one mogą się wydawać złe... tym, którzy w te gry nie grają i nigdy z dopalaczy nie korzystali. Boost nie daje skilla, po prostu. Możesz szybciej zdobywać XP, ale nie prawdziwe doświadczenie. Lepszym graczem stajesz się nie z poziomami, nie dzięki nowym postaciom, nie dzięki nowym czołgom, ale po prostu się stajesz. Z czasem, grając. Popełniając błędy, ucząc się na nich, podpatrując zagrania lepszych od siebie, wymyślając własne zagrywki i taktyki. Żaden dopalacz tego nie da, ba, wręcz przeciwnie, sprawi, że wcześniej trafisz tam, gdzie normalnie byś wylądował mając więcej doświadczenia i lepsze zrozumienie gry, przez co dostajesz po tyłku więcej niż zasługujesz. Lub właśnie tyle, ile ci się należy, za naiwne pokładanie nadziei w dopalaczach.

A najlepsze w nich jest to, że są nieobowiązkowe. Całkowicie dobrowolne. Konto premium w World of Tanks to nie obligatoryjny abonament. Nie chcesz? Nie płacisz. Większość nie płaci. I bawią się tak samo dobrze, grają w tę samą grę tymi samymi czołgami, zupełnie za darmo. Gracz nie czuje się dojony, nie czuje się wykorzystywany przez twórców gry, którzy dyszą mu w kark żeby tylko wycisnąć z niego trochę grosza. Wręcz przeciwnie, sam podświadomie ma wrażenie, że wykorzystuje tychże ludzi, przez to że przez dziesiątki czy setki godzin gra w ich grę, za którą nie zapłacił, bo nikt go do tego nie przymuszał. I się odwdzięcza, kupując skórki na przykład. Oczywiście, to nie jakaś altruistyczna sielanka, tylko normalna psychologia, ta sama, która stoi za darmowymi degustacjami w hipermarkecie, po których znaczący odsetek klientów czuje, że musi się zrewanżować jakoś za tę uprzejmość i kupuje coś, czego normalnie by nie nabył. Ale nawet jeśli jest to do pewnego stopnia manipulacja, to stokroć bardziej uczciwa niż paskudne zagrywki Blizzarda z ćwiartowaniem Diablo 3 za pomocą RMAH, żeby tylko sprzedawać krwiste kawałki (tudzież ostatnia afera z DLC do Evolve, skądinąd bardzo dobrej gry). Gracze naprawdę nie są głupi i wiedzą, kiedy ktoś ich traktuje fair, a kiedy próbuje, brzydko mówiąc, wydymać. Stąd dzika popularność League of Legends. Stąd dziesięć milionów zebranych w zeszłym roku na International w DOTA 2. Stąd wielka fala naśladowców tych modeli finansowych... w tym także te tak brzydzące Tomka skórki do Diablo 3.

Naprawdę, nie pozwólmy, by nasza ucieczka od rzeczywistości i ostoja równości, jaką są gry, została w chamski sposób spieniężona przez prawdziwych chciwców i zmieniona w wirtualną wersję świata podzielonego na tych, co mają, na tych, którzy dla nich pracują i tych, którzy kręcą lody na pośredniczeniu. Wystarczająco wiele mamy tego jak tylko wstaniemy od komputera - niech chociaż przy nim będzie tak, jak być powinno.

Komentarze
81
Usunięty
Usunięty
27/02/2015 16:45

Zgadzam się z twórcą artykułu jednak mam jedno zastrzeżenie do wszystkich graczy:Pamiętajcie, że trudno jest utrzymać firmę bez pieniędzy.Jeśli nie rozumiecie powyższego stwierdzenia to sądzę, że pomoże wam w tym gra o nazwie: Game Dev Tycoon. Pograjcie sobie w nią przez jakiś czas, a w końcu zrozumiecie dlaczego świat z tym wszystkim powoli schodzi na psy. Kiedy musisz utrzymać pracowników, płacić czynsze, dbać o rozwój personelu i własny, kiedy stojąc na szali bankrudztwa sięgasz nawet tak diabelskich zagrywek jak Ubisoft lub EA. Serio, to otwiera oczy na niektóre problemy świata multimedialnego.

Usunięty
Usunięty
26/02/2015 20:04

Dnia 24.02.2015 o 22:52, KeyserSoze napisał:

Spryt i inteligencja są wrodzone. Tutaj się nic nie poradzi. Hajs wrodzony nie jest. Można go do gier nie wpuszczać, żeby nie pogłębiać różnic.

Czyli w grach wg. Ciebie powinien liczyć się tylko czas gry i spryt. Ale nie przeszkadza Ci płacenie za przyspieszenie postępów za kasę vide chwalone WoT? To dlaczego przyspieszenie z wykorzystaniem RMAH jest źle, a z mikrotransakcji jest ok? Dlatego że system pozwalał czerpać wymierne korzyści długo grającym?

Zekzt
Gramowicz
26/02/2015 20:04

Tnij cytaty, bo potem post idzie w piramidkę [masz cytat swój na który odpowiadałem i mój, no i niestety - trzeba to na gramie robić ręcznie, taki archaizm silnika forum].W kwestii ceny DLC - widzisz źle to rozpatrujesz. Większość firm nie patrzy na przelicznik, dla nich liczy się cena jednostkowa, jeśli w europie są takie i takie zarobki w euro, to cena jest ustawiona na 10 euro i dla przeciętnego Niemca to w zasadzie prawie to samo co dla nas 10zł.Duże koncerny nie specjalnie są zainteresowane jaki jest poziom zarobków w danym kraju i jaki panuje przelicznik. Zmienia się to nieco, ale bardzo powoli [głównie w sferze abonamentów/kont premium w grach mmo]Ufilmowienie gier - ma plusy i minusy. Plusem są np świetnej jakości przerywniki czy interaktywne QTE. Minusem staje się upośledzenie gry do poziomu interaktywnego filmu w przypadku np tytułu stricte akcji, gdzie jednak gracz chciał by coś więcej robić niż iść w 100% po sznurku.Ufilmowienie gier jest genialne dla przygodówke, chociażby tytuły od TT Games [TWD, TWAU, Sam&Max].Natomiast odrzuca mnie taki zabieg w cRPG gdzie to wybory gracza powinny stanowić esencję rozgrywki [jasne, nie pogardzę dobrymi przerywnikami czy dialogami dorobionymi do masy wyborów i ścieżek fabularnych, ale jak to są 3 odpowiedzi na krzyż i fabuła dalej po sznurze, to wtedy mnie coś strzela bo czuję się traktowany jak upośledzony umysłowo]Chociaż tu akurat ile osób tyle opinii.No i owszem - można się tłumaczyć z klasą, pytanie tylko czy to dobry zabieg dla tak wielkiej firmy z tak specyficznym community. Imho nie zawsze. Bo jak się ma za miękkie serce i tyłek to się potem boleśnie odbija na pieniążkach. Gracze D3 i ogólnie duży procent społeczności blizza to właśnie takie bardzo dziecinne, rozkapryszone jednostki które czasem bez bata nad tyłkiem zrobiły by burzę w szklance wody.Byc może to tylko moje odczucia [w sumie to wszystko co ktoś pisze jest subiektywne, więc nawet nie może a na pewno =)], ale przewinąłem się przez ładnych arę lat w kilku dużych tytułach, zabawiłem gdzieniegdzie dosyć długo [legendarne grind-festowe mmo Ragnarok wspominam do dziś z sentymentem] i blizzowa społeczność nie przestaje mnie zaskakiwać a poziom "huśtawek nastrojów" graczy jest tam iście epicki. Dosc powiedzieć, ze grupa A krzyczy o zmiany X a jak zmiany wchodzą to ta sama grupa zaczyna krzyczeć, że są do kitu - weź tu ich zrozum.P.S.Moderatorzy nie są pracownikami gramu - nasz opinia to nasza 100% własna opinia :)Reasumując - ja tu głównie tylko sprzątam panie...




Trwa Wczytywanie