Pięcioletni plan Capcomu brzmi ambitnie. Musi taki być, bo firma nie radzi sobie ostatnio na miarę oczekiwań.
Pięcioletni plan Capcomu brzmi ambitnie. Musi taki być, bo firma nie radzi sobie ostatnio na miarę oczekiwań.
Wygląda na to, że CEO Capcomu - Kenzo Tsujimoto - ma pomysły na wyciągnięcie Żółto-niebieskich z dołka. Czas pokaże, czy są to pomysły dobre.
W liście Tsujimoto do inwestorów czytamy, że zarząd jest świadom tarapatów. Capcom jest dumny między innymi z sukcesu Monster Huntera 4 w Japonii, ale nie bagatelizuje gorszej kondycji innych gałęzi, z tą poświęconą grom mobilnym na czele. Jednym ze sposobów na poprawę tego stanu rzeczy jest połączenie działów sprzedaży oraz globalnych operacji, co powinno pomóc marketingowi marek, materiałów cyfrowych, mobilnych oraz widoczności w sieci.
Ale marketing nas - graczy - obchodzi najmniej. Na szczęście w parze z lepszą promocją powinny pójść też lepsze gry. Pierwszym dobrym prognostykiem jest autorski silnik Panta Rhei, który ma pomóc Capcomowi w drodze na szczyt nowej generacji (jego debiut to Deep Down). Drugim zdaje się być poszerzenie kadry. W najbliższych pięciu latach Capcomowi przybędzie po 100 nowych producentów gier na każde 12 miesięcy.
Tsujimoto tłumaczy:
Chcę stworzyć produkcyjną bazę, dzięki której właściwi ludzie znajdą się we właściwych miejscach. Ten proces pozwoli zrozumieć, czego chcą klienci i jakie produkty zostają hitami. Od tego momentu planuję zatrudniać stu nowych producentów oprogramowania rocznie, by zbudować jeszcze potężniejszą siłę roboczą. Co więcej, producenci ci dostaną jasno wyznaczone cele, by pomóc Capcomowi rosnąć w siłę.
Są ambicje i będzie komu je realizować. Czy Capcom rzeczywiście odrodzi się (nie żeby umarł, ale bywało lepiej) w nowej generacji? Odpowiedź za kilka lat.