Gracze nie ufają recenzjom

Adam Wieczorek
2009/11/26 11:36

Analitycy z firmy Cowen Group przeprowadzili badania, z których wynika, że graczy nie interesują recenzje gier. Zdecydowanie bardziej wolą polegać na przekazie ustnym.

Okazuje się, że gracze w dużo mniejszym stopniu polegają na opiniach recenzentów, niż na przekazie ustnym od innych graczy. Dlatego, według analityków Cowen Group, firmy powinny zmienić strategię marketingową, skierowaną na otrzymywanie jak najwyższych ocen w recenzjach w pismach i portalach internetowych. Wyniki badań wyraźnie pokazują, że gracze nie ufają recenzentom uważając ich za przekupnych i łasych na "gratisy". Gracze nie ufają recenzjom

W podsumowaniu badań możemy przeczytać m.in. Uważamy, że oceny krytyków mogą być powiązane z jakością gry oraz przekazem ustnym i mogą częściowo wpłynąć na sprzedaż gry. Jednak same z siebie nie zapewnią jej sukcesu. Podkreślamy ten fakt, bo w branży krążą plotki, jakoby recenzenci byli skłaniani przez wydawców do dawania ich grom wyższych ocen. Uważamy, że producenci powinni poświęcić więcej czasu na dopracowanie produktu, niż na sztuczne zawyżanie ocen po premierze.

GramTV przedstawia:

Wygląda zatem na to, że najcenniejszą opinią są informacje przekazane przez innych graczy. Oczywiście tutaj również jest szerokie pole do nadużyć, bo przekupienie grupy graczy, aby wychwalali pod niebiosa jakiś produkt jest jeszcze prostsze niż skłonienie do tego recenzenta. Wyniki badań mogą być dla firm cenną wskazówką, o ile tylko zechcą wziąć je sobie do serca.

Komentarze
93
Lordpilot
Gramowicz
27/11/2009 19:03

> Po trzecie: oceny to rzecz, której trudno wierzyć. Gdyby to ode mnie zależało, ni byłoby

Dnia 27.11.2009 o 17:51, Lucas_the_Great napisał:

na gram.pl innych ocen niż opisowe wnioski.

Tak było przez pierwszych kilka numerów CDA (tych bardzo wczesnych - z 1996 r.) Chcąc nie chcąc, człek, nawet największy leń musiał przebrnąć przez reckę żeby się czegoś o grze dowiedzieć. I przy wyciąganiu wniosków czy warto gre kupić czy nie kierował sie tym co przeczytał, a nie oceną w stopce, bo takowej po prostu nie było. Ale ponieważ: Czytelnicy koniecznie chcieli ocen, to są

Dnia 27.11.2009 o 17:51, Lucas_the_Great napisał:

oceny.

I dalej:Uważam, ze wywołują one patologię, oduczają czytania. Autor cyzeluje tekst na

Dnia 27.11.2009 o 17:51, Lucas_the_Great napisał:

kilkanaście tysięcy znaków, a użyszkodnik wpada i patrzy tylko na cyferkę. Smutne.

Amen :) No może tylko - nie wszyscy, niektórzy jednak czytają. Choć pewnie jest to jednak mniejszość.

Dnia 27.11.2009 o 17:51, Lucas_the_Great napisał:

>> Po piąte: badanie nie uwzględniło ważnego czynnika społecznego najwyraźniej. Jeśli regularnie

Dnia 27.11.2009 o 17:51, Lucas_the_Great napisał:

czytasz teksty jakiegoś recenzenta, niejako poznajesz jego tok myślenia i filtrujesz to przez siebie. Zmniejszasz ryzyko pomyłki. Może się zdarzyć tak, ze jeśli dany autor zjechał grę, to wiesz, że musisz ją kupić - aż tak się różnicie :D

Dokładnie tak jest. Kiedy jeszcze kupowałem dość często CDA potrafiłem bez problemu (po pewnym czasie) wyłapać jaki dany autor ma gust, co lubi a czego nie i przefiltrować to przez swoje własne upodobania. Taki np. Allor miał skłonność do "zachwycania się byle gównem" i zbyt częstego stawiania "10" i ogólnie innych wysokich ocen. Dlatego kiedy takiemu NFS:Undercover wystawił "6", to ja spokojnie mogłem załozyć że ta gra to mega-crap, skoro nawet taki optymista jak Allor po niej pojechał :)Jeśli ten autor dodatkowo

Dnia 27.11.2009 o 17:51, Lucas_the_Great napisał:

jest obecny na forum i komunikatywny, to powoli przestajesz go postrzegać jako recenzenta, a traktujesz jak kumpla z sieci. I możesz z całym spokojem powiedzieć, ze opierałeś się na... opinii kumpla, a nie recenzji :D

Dokładnie :)Ogółem - podpisuje się pod tym co napisałeś w jakiś 99% :)

Vojtas
Gramowicz
27/11/2009 18:41
Dnia 27.11.2009 o 17:51, Lucas_the_Great napisał:

Po czwarte: opowieści o sprzedawaniu recenzji mają to do siebie, że zwykle dotyczą konkretnych przypadków. Co więcej, to nie pozostaje długo tajemnicą w branży i człowiek za to odpowiedzialny jest na swój sposób napiętnowany. Nie zmienia to faktu, że gdy sprawa wycieknie szerzej, to robi się słuszny szum. I ten szum czasem wywołuje wrażenie, ze miało się do czynienia z regułą, a nie niechlubnym wyjątkiem. Osobiście uważam, że na straży porządku powinna stać osoba kierująca redakcją.

Problem zaczyna się w momencie, gdy decyzje zapadają na szczeblu wydawnictwa (właściciela), a nie redakcji. Sprawa nie dotyczy pojedynczych redaktorów, tylko całej redakcji wypełniającej warunki konkretnych, spisanych na papierze umów (wydawca gry-wydawca czasopisma/właściciel portalu) o ekskluzywne zapowiedzi, materiały na wyłączność, dobre covery, wcześniejszą recenzję itd.

Lucas_the_Great
Redaktor
27/11/2009 17:51

W sumie się włączę, bo jakby nie było, piłka turla się po mojej połowie boiska cały czas :DEDIT: Nie zamierzam mówić, ze jesteśmy debeściaki, nie popełnia błędów tylko ten, co nic nie robi - jedynie wyjaśniam mój punk widzenia na roztrząsane tu tematy.Po pierwsze: absolutny obiektywizm jest u człowieka rzeczą wykluczoną. Nie zmienia to faktu, że dobry recenzent zawsze stara się patrzeć na grę w szerszym kontekście, nie koncentrując się jedynie na swoich odczuciach, ale i wiedzy, znajomości tematu, znajomości branży. Dlatego kompletując redakcję wybierałem osoby o szerokich horyzontach. Mające rozległą wiedzę. Do tego staramy się przydzielać gry tym, którzy z nich najwięcej wycisną. Ludziom, którzy NIGDY nie napiszą "zbyt oldchoolowa". Najwyżej wpiszą słowo oldschool zarówno w wady jak i zalety - inteligentny czytelnik wyłapie o co chodzi, zwłaszcza, ze w samym tekście znajdzie wyjaśnienie.Po drugie: pogoń za byciem pierwszą redakcją uważam za powód spadku jakości recenzji. Część gier (MW2) można przejść w single momentalnie, ale nawet i tu trzeba chwilę poczekać, by w pełni ocenić multi. Recenzenci prasowi nie mogą sobie na to pozwolić, w ogóle nie mogą de facto ocenić multi, bo wliczając cały proces składu, druku i kolportażu, po prostu publikowaliby tekst z gigantycznym poślizgiem. A wersje prasowe przecież dostają przed odpaleniem serwerów. A recenzja musi być najlepiej przed premierą. Są tez gry wymagające kilkudziesięciu - stu kilkudziesięciu godzin, by je rozegrać. A co ze sprawdzeniem innych możliwości, innych ścieżek? Polski dystrybutor często ma gry na bardzo krótko przed premierą. Nie da się więc niektórych gier przejść w pełni i zrecenzować wcześniej niż po tygodniu. Nasi autorzy przechodzą gry od dechy do dechy. Cena za to taka, że nie jesteśmy pierwsi. Cóż, trudno. Osoby które kupują grę w dniu premiery i tak ją kupią. Te, które się wahają, zdążą przeczytać naszą recenzję i może pomożemy im w podjęciu decyzji w którąś stronę.Po trzecie: oceny to rzecz, której trudno wierzyć. Gdyby to ode mnie zależało, ni byłoby na gram.pl innych ocen niż opisowe wnioski. Czytelnicy koniecznie chcieli ocen, to są oceny. Uważam, ze wywołują one patologię, oduczają czytania. Autor cyzeluje tekst na kilkanaście tysięcy znaków, a użyszkodnik wpada i patrzy tylko na cyferkę. Smutne.Po czwarte: opowieści o sprzedawaniu recenzji mają to do siebie, że zwykle dotyczą konkretnych przypadków. Co więcej, to nie pozostaje długo tajemnicą w branży i człowiek za to odpowiedzialny jest na swój sposób napiętnowany. Nie zmienia to faktu, że gdy sprawa wycieknie szerzej, to robi się słuszny szum. I ten szum czasem wywołuje wrażenie, ze miało się do czynienia z regułą, a nie niechlubnym wyjątkiem. Osobiście uważam, że na straży porządku powinna stać osoba kierująca redakcją. Odgradzać autorów od pomysłów marketingowców. Cała łączność z PR korporacji zatrzymuje się na niej. Jednocześnie ta osoba nie może być w stanie zmienić oceny wystawionej przez recenzenta. Bo i ona może dać się skusić. Podwójne zabezpieczenie.Po piąte: badanie nie uwzględniło ważnego czynnika społecznego najwyraźniej. Jeśli regularnie czytasz teksty jakiegoś recenzenta, niejako poznajesz jego tok myślenia i filtrujesz to przez siebie. Zmniejszasz ryzyko pomyłki. Może się zdarzyć tak, ze jeśli dany autor zjechał grę, to wiesz, że musisz ją kupić - aż tak się różnicie :D Jeśli ten autor dodatkowo jest obecny na forum i komunikatywny, to powoli przestajesz go postrzegać jako recenzenta, a traktujesz jak kumpla z sieci. I możesz z całym spokojem powiedzieć, ze opierałeś się na... opinii kumpla, a nie recenzji :D




Trwa Wczytywanie