W materiale ochrzczonym na cześć jednego z kultowych filmów z Louisem de Funes skrzydełko czy nóżka pół-żartem, ćwierć-serio będziemy analizować wyniki zakończonych już sond przeprowadzonych na łamach naszego portalu. Cel jest prosty - nakreślenie profilu Gramowicza. W końcu nic tak dobrze nas nie określa jak gry właśnie!
Na dobry początek wrzućmy na ruszt coś ostrego. Napady na dyliżanse, mętna zawartość zdecydowanie nieprzeźroczystego szkła i równie niedomyci kowboje z zacinającymi się rewolwerami - tak w wielkim uproszczeniu scharakteryzować trzeba by okres amerykańskiej gorączki złota i miejsce popularnie określane mianem Dzikiego Zachodu. Jako że twórcy gier co do zasady nie boją się podejmowania trudnych tematów (o czym przekonać mogli się wszyscy grający w produkcje kalibru Postala czy Manhunta), niejednokrotnie zabierali nas do kiełkującego powoli kraju przygotowującągo się na nadejście - jak określił to poseł Górski - "czar..." ech, zapędziłem się, stop! Miało być bez polityki. Wracając do głównej myśli - postawione przed Wami pytanie brzmiało następująco: "którą grę z akcją osadzoną na Dzikim Zachodzie lubisz najbardziej?"

Wyniki sondy nie były może wielkim zaskoczeniem, aczkolwiek potwierdziły to, co mówi się od dawna - wartka akcja sprzedaje się jak nic innego (poza ludzką tragedią i seksem, ale te trzy czynniki można w "subtelny" sposób połączyć). Dość znacząco, bo aż z 37% Waszych głosów na koncie, wygrała gra Call of Juarez. Rzeczywiście radosna wyżynka w skórze jego świątobliwości pastora Raya wywołuje trudną do zdefiniowania, niezdrową satysfakcję, ale co w takim razie powiedzieć o zabawie jako "mały-miętki" Billy? No dobrze, już dobrze. Bez pastwienia się nad rdzennymi mieszkańcami Ameryki. W każdym razie pogląd Kirabaxa ("Zdecydowanie Call of Juarez!") podzieliło wielu z Was, a potwierdził i wszystko poetycko skwitował Gumiś2: "Jak wyżej."
Jasne, takie rozstrzygnięcie nie było niczym przesadnie odkrywczym, aczkolwiek przyznam, iż - choć osobiście zagłosowałem na Red Dead Revolver (dobra, brudna produkcja Rockstara z odpowiem klimatem!) - spodziewałem się większego zainteresowania grą Outlaws. Ostatecznie uplasowała się ona na piątej pozycji, z zaledwie czteroprocentowym poparciem, wyrażonym między innymi przez luzaca: "Outlaws to było to! Do dziś pamiętam to nieśmiertelne »Where are you marshall?«" Najwyraźniej się przeliczyłem i dziś w cenie są średniaki pokroju Guna (10% głosów). Dobrze przynajmniej, że tylko cztery osoby oddały swoje głosy na serię shooterów Mad Dog. To jedne z tych tytułów, które odrzucają Cię zanim tak naprawdę dobrze się zaczną. Tytułem sprawiedliwości należy przy tym oddać, że nie tylko akcja w czystej postaci znajduje poklask wśród Gramowiczów. Drugie (a właściwie trzecie, jeśli brać pod uwagę odpowiedź "nie lubię tych realiów" - no wiecie!) miejsce dla Desperados mówi samo za siebie. Najwyraźniej podtytuł Poszukiwany Żywy lub Martwy zobowiązuje. Jak zwykle znaleźli się i tacy, którzy zagłosowaliby na coś zupełnie innego: "szkoda, że mimo paru staroci nie pojawił się Lucky Luke na PSXa, jedna z najlepszych platformówek w dziejach IMO" (Mrcepan990).

Takich rozterek w przypadku drugiej omawianej dzisiaj sondy nie miał nikt. A wszystko to z bardzo prostego powodu - pośród odpowiedzi na pytanie o to "którą z rzeczywistych odpowiedniczek Lary Croft uważasz za najlepszą?" przedstawiono właściwie wszystkie możliwości (tak, wiem, na upartego... na upartego to i Zimbabwe do Unii Europejskiej wstąpi). No i się zaczęło! Wystarczy dać samcom powód do dyskusji, dorzucić do tego kilka fotek i już temperatura niebezpiecznie przybliża się do poziomu wrzenia. Argumentacja była przeróżna. A bo to "Alison Carroll!!!! Nie udaje akrobatki tylko nią jest !!!!" (maxpaynexxxxx), "oczywiście że Angelina Jolie, ona jest niezastąpiona w roli Pani Croft :-) Ostra kobitka, nie ma co" (Jaki Ganh1) albo "Jill de Jong, przecież na tym zdjęciu wygląda jak żywcem wyciągnięta z gry" (Krechas-PL). I tak w kółko. Koniec końców wygrała Angelina Jolie, notując na swoim koncie średnio co trzeci oddany głos. No ale jakże mogło być inaczej, wszak "nikt nie zastąpi Angeliny Jolie. Ideał dla każdego faceta" (Bula93). Klasycznie jednak i tych złośliwych nie zabrakło: "Jolie za dużo detoksu w twarzy" (leon691). Riposta Lorda Jokera była natychmiastowa: "ten kto tu napisał że Angelina ma za dużo detoksu na twarzy to sobie najlepiej niech zrobi ten detoks to może będzie przytomnie gadał. Jeśli już to botoks i ona nie go nie potrzebuje." Głos w debacie zabrała także przedstawicielka płci piękniejszej (tak przynajmniej można by wnioskować z forumowego oznaczenia): "do wszystkich fanów Angeliny:
to że dla was się podoba to nie oznacza że jest dobra w roli Lary. Jak dla mnie jest zbyt "amerykańska" i po prostu za chuda - Lara to kobieta aktywna która musi mieć siłę więc i trochę masy i atletyczną sylwetkę a nie jak chudzina z wybiegu dla modelek - dla mnie Karima, Alion lub Rhona" (marecky76). I jak tu polemizować z takimi konkretami?
Nie prowokując zatem kolejnych awantur, tytułem opiniotwórczo-badawczego obowiązku nadmienię tylko, iż na drugim miejscu (22% oddanych w plebiscycie głosów) uplasowała się aktualna Lara Croft z krwi i kości - Alison Carroll (pojęcia to ona o archeologii może nie ma, ale salto zrobić potrafi), zaś trzecia była jej poprzedniczka - Karima Adebibe (19%). Chociaż i tak rację miało chyba to czternastoprocentowe grono, które zagłosowało na "żadna, Lara jest tylko jedna!"