David Silverman – „Simpsonowie – wersja kinowa” – recenzja filmu DVD

Trashka
2008/02/13 19:45
1
0

Amerykańska samokrytyka

Amerykańska samokrytyka

Amerykańska samokrytyka, David Silverman – „Simpsonowie – wersja kinowa” – recenzja filmu DVD

Znakomitej większości widzów zapewne nieobce są charakterystyczne, nieco szkaradne fizjonomie rodzinki Simpsonów, nie wiedzieć czemu epatujące barwą dojrzałej cytryny. Kolejne sezony jej serialowych przygód stały się hitem nie tylko w USA, lecz przypadły do gustu również sporej części Europejczyków i podobnie stało się z filmem pełnometrażowym, który obecnie możemy obejrzeć na DVD.

Simpsonowie wpisują się w nurt amerykańskiej satyry na samych siebie (na Amerykę jako taką, amerykański rząd, zachowania i poglądy obywateli, a już zwłaszcza tych z małych miasteczek), tworzony przez między innymi takie animowane seriale jak Miasteczko South Park czy Głowa rodziny. Simpsonowie – wersja kinowa dają zaś do pieca bardziej niż wszystkie odcinki razem wzięte. Pod sam koniec owego dziełka brzuch aż boli ze śmiechu.

Jak w przypadku innych wspomnianych obrazów groteskowa kreska ma za zadanie jeszcze bardziej uwypuklić pozorną absurdalność tego, co widzimy, oglądając perypetie żółtych ludków. Pozorną, bo choć zachowania członków rodziny i ich sąsiadów są prezentowane w zwierciadle zakrzywiającym rzeczywistość do potęgi entej, to pomysły na owe postacie nie wzięły się znikąd. Jednakże wszyscy to wiemy, skupmy się zatem na prześmiewczym, zwariowanym scenariuszu.

Oto „zwyczajne” miasteczko Springfield. Akcja rozpoczyna się, gdy zespół Green Day daje koncert, który przybiera dość zaskakujący dlań obrót. Niezbyt lotny umysłowo Homer Simpson i jego synalek, łobuziak Bart (który intelektem na szczęście wdał się raczej w swą matkę Marge) pakują się w kłopoty, a ponadprzeciętnie inteligentna córka, Lisa, usiłuje przekonać mieszkańców miasteczka, by nieco bardziej zainteresowali się ekologią. Oczywiście, bez skutku, a tymczasem zanieczyszczenie lokalnego jeziora grozi ekologiczną katastrofą. Wkrótce nadchodzi jeden z co bardziej upiornych momentów w życiu Homera... czyli coniedzielna wizyta w kościele. Ta jednak różni się od innych: dziadek dostaje niespodziewanej iluminacji i zaczyna prorokować. Czy tajemnicze proroctwo się spełni? O tym musicie przekonać się już sami.

Na zachętę powiemy tylko, że widzów czeka istny kolorowy zawrót głowy, spotkają znane postacie ze świata polityki i show-biznesu oraz odczują mityczny już radykalizm postawionych w obliczu straszliwego niebezpieczeństwa agencji rządowych.

Mocną stronę filmu stanowi fakt, że choć prezentowany humor najłagodniej można by określić mianem dosadnego, to jednakże przekaz bynajmniej nie okazuje się prymitywny. Co prawda trochę za bardzo jeździ się po inteligencji pewnej znanej persony, ale trudno się dziwić – bądź co bądź to ktoś, kto zwrócił na siebie uwagę niepopularną dziś w artystycznym środowisku Stanów Zjednoczonych republikańską orientacją (sic) polityczną i domaganiem się prawa do prezydenckiego fotela dla imigrantów w pierwszym pokoleniu.

Jak to zwykle bywa, obrywa się praktycznie wszystkim: „burakom” negującym swój wpływ na środowisko (ekologia jest przereklamowana, globalne ocieplenie to mit, a ziemia zaabsorbuje wszystko), egoistom nie rozumiejącym, że są częścią społeczności, świętoszkom chowającym się za sutanną i niefrasobliwym rodzicom. Z drugiej strony oddaje się i sprawiedliwość – Bart zaczyna doceniać wyśmiewanego przez siebie sąsiada o pretensjonalnych, nazbyt chrześcijańskich zapędach, a synowie wyżej wymienionego mają chwilę, kiedy szczerze chcieliby zwariowanego Homera za tatusia.

Na pochwałę zasługuje tłumaczenie, a szczególnie elementy wskazujące na śladową, choć niezbyt dyskretną polską adaptację. Przypomnijmy, że jest to letni hicior roku 2007, a zatem padają tu kultowe już słowa jak „mohery” i „wykształciuchy” czy cudowna wręcz aluzja: „ma oczy pełne nienawiści (...) jak minister oświaty z dalekiego kraju”. Żarty są rzeczywiście udane i to zarówno jeśli chodzi o dubbing, jak i podpisy. Warto obejrzeć film co najmniej dwa razy, ponieważ wspomniane wersje różnią się między sobą w sposób zauważalny (w sensie samego brzmienia dowcipów). A dlaczego „co najmniej”?

Otóż otrzymujemy właściwie cztery wersje: dubbingowaną (trzeba przyznać – udaną aktorsko, wszystko jest wprawdzie przerysowane, ale taka to już poetyka filmu animowanego), z podpisami, z komentarzami reżysera i z komentarzami swoistej „loży szyderców” (te dwie ostatnie znajdują się w dodatkach). Niestety, komentarzy owych nie przetłumaczono, a szkoda. Prawdziwa strata dla tych, co nie znają angielskiego. W ramach dodatków znajdziemy także sceny niewykorzystane (część w sumie by się filmowi przydała, na szczęście widzowie i tak mogą je obejrzeć) oraz specjalne atrakcje.

Na zakończenie jedna rada: otóż stanowczo nie warto wyłączać DVD przed końcem napisów. Twórcy przygotowali niespodziankę dla wytrwałych.

Trailer filmu

GramTV przedstawia:

Plusy: + absurdalny, dosadny, a jednak nie prymitywny humor + zwariowany scenariusz + tłumaczenie (zarówno dubbing, jak i podpisy) + dobre podłożenie głosów + bardzo fajne dodatki Minusy: - nie przetłumaczono komentarzy

Tytuł: Simpsonowie – wersja kinowa Reżyser: David Silverman Scenariusz: Matt Groening, James L. Brooks i inni Zdjęcia:nie dotyczy Muzyka: Hans Zimmer Obsada: Miłogost Reczek, Barbara Zielińska, Joanna Wizmur, Dominika Kluźniak, Adam Ferency, Emilia Krakowska, Wojciech Paszkowski Produkcja: USA 2007 Dystrybucja: Imperial-Cinepix Cena:wkrótce ustalimy

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
13/02/2008 22:35

Ciekawe ile sobie za to zażyczą.