Jorge Molist – „Zamaskowana królowa” – recenzja

Trashka
2008/02/09 19:39

Romans, herezja i Święty Graal

Romans, herezja i Święty Graal

Romans, herezja i Święty Graal, Jorge Molist – „Zamaskowana królowa” – recenzja

Popularność książki Kod Leonarda da Vinci Dana Browna zainicjowała całą serię produktów o charakterze naśladowczym. Wśród utworów owych znajdziemy i niegłupie, intrygujące historie, i potworki, równie sensowne i zajmujące, co przymierzanie po raz kolejny starych gumiaków reklamowanych jako „włoskie pantofle”. Co poniektórzy czytelnicy mają tak dość mistyczno-spiskowej teorii dziejów bądź religii, że odwrócą się nawet od opowieści interesującej, odruchowo pakując dany tytuł do mentalnej przegródki z napisem „Atak klonów”.

Do tytułów, które raczej nie powinny tam trafić, należy Zamaskowana królowa autorstwa hiszpańskiego pisarza Jorge Molista. Dodajmy, że utwór Molista – pełnymi garściami czerpiący ze słynnej, kontrowersyjnej książki Święty Graal, święta krew – powstał wcześniej aniżeli Kod Leonarda da Vinci, przez co, choć skorzystał na sławie Browna, to również w pewnym sensie stracił. Dzięki owej książce autor uhonorowany został prestiżową Nagrodą Alfonsa X Mądrego (za najlepszą powieść historyczną 2007). Fakty historyczne zaczerpnięto z XIII-wiecznego dzieła Cantar de la cruzada (Pieśń o Krucjacie) napisanego przez Gillermo de Tudela.

Jest to całkiem zgrabna powieść historyczno-przygodowa, przekazująca czytelnikom nader solidny zapas informacji na temat epoki, z dominującym wątkiem romantycznym, ale także okraszona elementami mistycznymi i okultystycznymi. Przenosimy się w barwnie i plastycznie oddany XIII wiek (przy użyciu lekkiej stylizacji językowej) z wszelkimi jego jasnymi i mrocznymi stronami. Gwoli uczciwości przyznać trzeba, iż momentami poszczególne kwestie związane z obyczajowością zdają się być wyidealizowane przez ewidentnie zakochanego w owym okresie historycznym twórcę, jednakże z drugiej strony nie patyczkuje się on ze swymi bohaterami ani z drugoplanowymi postaciami. Dowiadujemy się i jak zwykli poczynać sobie z gminem „szlachetni rycerze” (co ciekawe, na tle awanturników wszelkiej maści rzeczywiście są szlachetni), i co nieco na temat „opiekuńczych skrzydeł” Matki-Kościoła. Molist pozwala też sobie na okazjonalny, niewybredny dowcip sytuacyjny, co pozytywnie wpływa na odbiór lektury.

Intryga rozpoczyna się w 1208 r., na terenie Okcytanii (część dzisiejszej Francji), kiedy to legat papieski wydziera z rąk hrabiego Tuluzy dokumenty kompromitujące cały Kościół katolicki. Niestety, nie dowozi ich papieżowi Innocentemu III, gdyż pada ofiarą zamachu, a tajemnicze dokumenty znikają. Zdarzenie to staje się podwaliną krucjaty skierowanej przeciwko rzeczonemu hrabiemu. Wkrótce w centrum wydarzeń znajdą się Bruna z Beziers, córka seneszala Bernarda z Beziers (a przy okazji jedna z nielicznych kobiet-trubadurów), zwana Panną Słowik, darzony przez nią gorącym uczuciem młody trubadur Hugon z Mataplany (część dzisiejszej Hiszpanii) i przygotowywany do stanu duchownego, w gorącej wodzie kąpany rycerz Guillermo z Montmorency.

Panna Słowik, ku własnemu zdumieniu, okazuje się ważną częścią planów tajemniczych person, dodajmy, iż pozostających ze sobą w konflikcie. Zmuszona jest umykać w męskim przebraniu, nie tylko przed skutkami krucjaty, ale i przed porywaczami oraz zabójcami dybiącymi na jej „skromną osobę”.

Relacje łączące trójkę bohaterów należą do ciekawszych elementów powieści. Jak można się łatwo domyślić, emocje aż kipią, a sytuacja jest równie prosta, co metr sznurka w kieszeni. Nie ma tu bowiem postaci czarno-białych i jednoznacznych wyborów, a obaj panowie okazują się co najmniej interesujący. Żaden z nich nie jest damie obojętny, a na dokładkę ciężko im rywalizować o jej względy, bo... stali się przyjaciółmi.

Inną zaletę książki stanowi fakt, że co poniektórym postaciom zdarzy się nieźle zaskoczyć czytelników swymi motywacjami oraz... machinacjami. Ponadto na pochwałę zasługuje wspomniana już wartość informacyjna opowieści – w miły, nieinwazyjny sposób poznamy rolę Joy i Fin’Amor (urastające niemal do rangi religii, tępione przez Kościół – jako przejaw magii – rytuały i sama idea miłości dworskiej), pitagorejskiej Złotej Liczby i Świętego Graala, jak również to, czym charakteryzowały się poszczególne herezje (z naciskiem na katarów), oraz co nieco na temat kabały. Molist prezentuje silny konflikt pomiędzy reformatorami religijnymi, czy nawet bojącymi się fanatyzmu katolikami, a fanatykami i dostojnikami kościelnymi nastawionym przede wszystkim na gromadzenie wpływów finansowych i władzy politycznej. W dialogach i opisach zręcznie oddaje sytuacje, kiedy to po głowie, prócz heretyków i muzułman, dziwnym trafem obrywają również rzekomo chronieni przez papieża chrześcijanie – mężczyźni, kobiety i dzieci.

Ponadto autor starannie kreśli obraz epoki, w której obraz średniowiecznej społeczności żydowskiej na opisywanych terenach i ich silnych związków z katolikami, w tym z duchowieństwem, odbiega od rozpowszechnionego stereotypu. Odbiega również obraz damy, jej możliwości, wykształcenia i pozycji społecznej – w Okcytanii i Akwitanii, oraz w innych częściach Europy, to nie tyle na okres średniowiecza przypada jej upadek, lecz dzieje się to w dobie hołdującemu klasyce renesansowi, sławionemu jako świt mądrości i sztuk wszelakich. Dzięki spisowi, zamieszczonemu na końcu książki, możemy dowiedzieć się, które z występujących postaci są fikcyjne, a które historyczne. Przeplatanie się ich losów to udany zabieg Molista, podobnie jak i „ilustrowanie” fabuły średniowiecznymi wierszami i pieśniami.

Pora jednak, niestety, powiedzieć o kilku zgrzytach. Akcja opowieści rozwadnia się pod sam koniec. Czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że pisarz był już bardzo zmęczony. Hojnie częstuje on odbiorców nader banalnymi (choć sensownymi) dywagacjami na temat natury Świętego Graala i duszy człowieka. Byłoby to bardzo na miejscu, gdybyśmy dostali jeszcze coś pikantnego na deser (czymkolwiek miałoby się to okazać).

GramTV przedstawia:

Kłopotliwy zabieg stanowi sama narracja, chociaż to oczywiście w dużej mierze rzecz gustu. Bruna relacjonuje w pierwszej osobie, natomiast w przypadku innych osób włącza się narrator wszechwiedzący. Zapewne Molist pragnął sprawić, by czytelnicy i czytelniczki identyfikowali się głównie z bohaterką, ale w takim razie wypadałoby logicznie uzasadnić zabieg. Skoro to Panna Słowik opowiada historię, skąd znamy ją z innych punktów widzenia? Albo odwrotnie: skoro dowiadujemy się wszystkiego, to dlaczego w różnej formie? Czy okazjonalnie zaglądamy do pamiętnika Bruny?

Przyjemność z lektury utrudnia także kwestia redakcji. Możemy napotkać „kwiatki” w rodzaju określenie „osłupiony” (czyżby człek ów oberwał słupem?) albo słowo „macica”, użyte w rozmowie z damą, wobec której mężczyzna usiłuje praktykować Fin’Amor (a przecież istnieje choćby słowo „łono”...). Zasady interpunkcji również momentami zdają się tu nie obowiązywać. Powoduje to, że w odbiorcy rodzi się iście ogrodnicza pasja, by porządnie skopać tę „rabatkę”...

Podsumowując: barwne, miłe i interesujące czytadło, szczególnie dla miłośników powieści historycznych, których to książek wciąż nie pojawia się na naszym rynku zbyt wiele. Niestety hiszpański autor nie uniknął niezręczności w konstrukcji opowieści, a w dodatku został skrzywdzony przez polską redakcję i korektę. Drażni to tym bardziej, że wydanie wygląda bardzo atrakcyjnie (gruby tom w twardej oprawie).

Plusy: + obraz epoki i ilość informacji (oraz bogata bibliografia) + kilka ciekawych pomysłów w fabule + interesujące postacie, zarówno fikcyjne, jak i historyczne + plastyczne opisy (lekka stylizacja językowa) i fragmenty utworów z epoki + trochę humoru Minusy: - nielogiczny zabieg zmian narracji - pod koniec książki akcja nieco się rozłazi - kiepska redakcja i nieuważna korekta

Tytuł: Zamaskowana królowa Autor: Jorge Molist Przekład: Magdalena Czyżewska Wydawnictwo: Philip Wilson, 2007 rok Wydanie: oprawa twarda, 514 str. Cena: 39,90 zł Strona www: brak

Komentarze
21
Usunięty
Usunięty
11/02/2008 02:19
Dnia 10.02.2008 o 12:50, Erunn0 napisał:

Lubię fantastykę, ale jakoś nie Lucas the Great nie przekonał mnie do przeczytania tych książek.

Wcale Ci się nie dziwię. Mnie też nie przekonał. I nic dziwnego, skoro to nie on jest autorem powyższych recenzji :-p.Choć recenzje stoją na przyzwoitym poziomie, to ja jednak podziękuję ;-). Nie moja bajka.

Usunięty
Usunięty
10/02/2008 22:50

Faktem jest,że Jacek Piekara zręcznie potrafi grać schematami i rzemieślnikiem słowa jest wytrwałym,ale powieść to typowa rzecz do pociągu- poczytaj i zapomnij...czytadło powinno kosztować z 10,-zł,a tak to nie polecam ani miłośnikom fantastyki, ani początkującym..za drogie, za słabe..

Usunięty
Usunięty
10/02/2008 19:38

Może przeczytam "Rycerza Kielichów". Już od ponad miesiące, albo i dłużej jest w takiej małej księgarni na dworcu...




Trwa Wczytywanie