Hit Man – recenzja filmu. Zabójcza tożsamość

Radosław Krajewski
2024/05/17 21:00
0
0

Życie płatnego zabójcy nie jest usłane różami. Szczególnie gdy killer okazuje się policyjnym tajniakiem.

Z zimną krwią

Ta historia wydarzyła się prawie naprawdę. Najnowszy film Richarda Linklatera został zainspirowany artykułem z Texas Monthly, w którym dziennikarz Skip Hollandsworth opisał niezwykłe życie pewnego mężczyzny, pracującego jako fałszywy zabójca, który doprowadził do złapania i skazania kilkudziesięciu osób, które zleciły mu morderstwo. Chociaż scenariusz Linklatera napisany wspólnie z gwiazdą filmu, Glenem Powellem, jest bardzo luźno oparty na tej prawdziwej postaci, to nie sama historia stanowi tu główny trzon, ale zabawa konwencją i dosłowna rozrywka poprzez urozmaicenie dosyć poważnej kryminalnej opowieści, ocierającej się o stylistykę noir. Tylko twórca Boyhooda i trylogii Przed wschodem słońca był w stanie ujarzmić ten materiał i wydobyć z niego całą esencję. To kino staroszkolne, ale wyrywające się narzuconym ramom.

Z zimną krwią, Hit Man – recenzja filmu. Zabójcza tożsamość

Gary Johnson (Glen Powell) wydaje się zwykłym, przeciętnym facetem, na którego nikt nie zwraca większej uwagi. Pracuje jako wykładowca, nie wzbudzając niczyich podejrzeć. Gdy wszyscy znają go właśnie jako takiego faceta, niektórzy wiedzą o jego zupełnie innym obliczu. Pracując jako policyjny tajniak, musi przybierać różne tożsamości. Czasami bywa Ronem i wykorzystując swój urok osobisty próbuje odwieść piękną femme fatale przed popełnieniem największego błędu jej życia. Gdy już mu się to uda, zakochuje się w niej ze wzajemnością. Jednak niewinny romans z Madison (Adria Arjona), żony despotycznego dziedzica naftowego giganta, może przynieść nieoczekiwane problemy. Szczególnie gdy mordercze zapędy kobiety wcale nie wygasły, a igranie Gary’ego na jej uczuciach powoduje dramatyczny rozwój wypadków, przed którym nie ma już odwrotu.

Hit Man nie jest prostym kinem do zaklasyfikowania. Z jednej strony otrzymujemy kryminał, który nosi znamiona noir, żeby po chwili zamienić się w komedię romantyczną. Jest tu więc trochę z tegorocznego Kaskadera, który również nieformalnie podchodził do romansu głównych bohaterów, ale także z Patrz jak kręcą z 2022 roku, który odpowiednio ogrywał niezbyt poważny kryminalny wątek. Linklater nie mógłby być jednak sobą, gdyby całości nie nadał odpowiedniej intelektualnej głębi, która tym razem dotyczy jungowskich masek. Wcielanie się w różne postacie to podstawa pracy jako tajniaka, ale historia zna wiele przypadków, gdy ktoś zatracał się w swojej nowej postaci, odpychając swoje prawdziwe ja. O wszystkim tym opowiada Hit Man, ale wcale nie w tak oczywisty sposób, jak mogłoby się to od razu nasuwać.

Richard Linklater nie był tym razem aż tak pieczołowity, jak ma to w zwyczaju. I w gruncie rzeczy ta historia jest dziurawa jak ser szwajcarski. Nie pokuszę się o stwierdzenie, że wypełniony jest idiotyzmami, ale sporo zaprezentowanych wydarzeń trzeba brać na dobrą wolę, żeby złożyło się to w spójną całość. Hit Man nie unika więc pewnych skrótów i filmowej ekspozycji, która w prawdziwym życiu nie mogłaby zaistnieć. Czy sama historia jakoś na tym traci? Niespecjalnie, o ile oglądając mamy świadomość, że to celowy zabieg, który służy przede wszystkim głównej tematyce, która wybija się na pierwszy plan bez względu, czy właśnie dominuje wątek kryminalny, czy ten romansowo-komediowy.

Aktorski kameleon

Film na początku dobrze ogrywa motyw zmiany tożsamości Gary’ego, który jest urodzonym aktorem, ale nikt wcześniej nie potrafił z niego tego wydobyć. Dalej jest tylko lepiej, a ogromna w tym zasługa doskonałego Glena Powella. Jeżeli myśleliście, że to aktor potrafiący jedynie świecić gołą klatą w akcyjniakach, to byliście w błędzie. Powell pokazuje tu całe spektrum swoich umiejętności, które nie zostały odpowiednio wykorzystane, ale nawet ich chwilowa ekspozycja udowadnia, że to gwiazda pierwszego formatu, która sprawdzi się zarówno we wspomnianym kinie akcji, jak i w komedii, czy poważnych dramatach. Podobnie jak jego bohater to istny kameleon z właściwym wyczuciem humoru.

Aktorski kameleon, Hit Man – recenzja filmu. Zabójcza tożsamość

GramTV przedstawia:

Ale równie świetna jest Adria Arjona, którą wcześniej widzieliśmy w tak krytykowanych filmach, jak Morbius i 6 Underground, ale także w docenionym serialu, jakim był Andor. Oprócz tej ostatniej produkcji ze świata Gwiezdnych wojen aktorka nie miała do tej pory zbyt wielkiego szczęścia w podejmowanych projektach. Hit Man na szczęście to zmienia i Arjona idealnie pasuje do roli femme fatale, jednocześnie czarnego charakteru, jak i ofiary, która jedynie chce chronić swoje życie. Aktorka nadaje postaci Madison sporo głębi i łapie świetną chemię z Powellem, która procentuje nie tylko w pikantniejszych scenach.

Hit Man zapewnia sporo rozrywki, kryminalnej ekscytacji i humoru z ładnymi ludźmi na ekranie. Ale w filmie Richarda Linklatera jest pewna ukryta głębia, filozoficzne rozważania o ludzkiej naturze i chęci porzucenia własnego życia, aby zostać kimś innym, kto będzie liczył się w społeczeństwie. Najlepsze jest jednak to, w jaki jednocześnie oryginalny, ale i staroszkolny sposób reżyser ogrywa ten motyw, pozwalając widzowi samemu odnaleźć jakieś wnioski lub całkowicie to pominąć i cieszyć się niezbyt skomplikowaną, ale całkiem uroczą rozrywką z odpowiednią dawką humoru. Dla każdego coś miłego.

7,0
Hit Man bawi, ekscytuje i daje poczucie dobrze spędzonego czasu. Do tego popis umiejętności Glena Powella, który wyrasta na wielką gwiazdę.
Plusy
  • Ciekawa historia łącząca w sobie komedię i kryminał
  • Dużo udanego humoru
  • Wymyka się schematom
  • Kilka nieoczywistych rozwiązań
  • Genialny Glen Powell…
  • …ale Adria Arjona też jest świetna
Minusy
  • Sporo naiwności i fabularnych dziur
  • Nie do końca wykorzystuje aktorski talent Glena Powella
  • Dyskusyjne zakończenie
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!