Tytuł jest bardzo adekwatny, albowiem istotnie obraz ów stanowi bezdenną czarną dziurę kompletnego absurdu i żenującego wykonania, jednakże paradoksalnie z pewnego punktu widzenia może zamienić się to w specyficzną zaletę. Nie od dziś wiadomo, że utwory klasy XYZ mają swoich fanów i fanki. Ci, których śmieszą nieporadne, drewniane jak młot do wbijania kołków dialogi i aktorzy sprawiający wrażenie tychże kołków, brak elementarnej logiki w scenariuszu, jak również wszechobecna tandeta, poczują się ukontentowani. Radzimy przygotować popcorn oraz partię napojów wys... to znaczy: chłodzących... i życzymy miłej zabawy. Będzie się z czego pośmiać (tu jednak warto ostrzec, że dzieło owo, niestety, nie dorównuje oszałamiającemu w swej kiczowatości Yonggary... Nie ma tu wielkiego plastikowego potwora). Widzów nie podzielających tychże upodobań czeka nie tyle czarna dziura, co czarna rozpacz.
Przybliżmy może treść niniejszego filmu. Oto w laboratorium fizycznym, w którym dokonuje się doświadczeń z akceleratorem cząsteczek, pewien niebezpieczny eksperyment nie wypalił. Czy może raczej „wypalił z grubej rury”, gdyż zaowocował on ni mniej, ni więcej, tylko tytułową czarną dziurą, z której w dodatku „coś” się wydostało. W rezultacie istnienie St. Louis, jak również (w dalszej, acz całkiem bliskiej przyszłości) całego świata staje pod znakiem zapytania. Na pomoc wezwany został naukowiec-alkoholik (Judd Nelson). Naturalnie, jak to zwykle bywa, poprzednio odsunięty od projektu, przeżywający w dodatku psychologiczne problemy w związku z rozwodem (ach, ta wielowymiarowość postaci). Nasz bohater wraz z panią naukowiec (Kristy Swanson), dawną współpracownicą i nie tylko (ach, ta głębia relacji) oraz przy pomocy wojska, które nie wiedzieć czemu, wbrew elementarnym podstawom fizyki i astrofizyki, upiera się przy... ataku nuklearnym, dzielnie stawiają czoła problemowi, częstując nas przy okazji stekiem piramidalnych bzdur. Owszem, nawet śmiesznych.Usłyszymy na przykład mądrość w stylu: „Energia bomby zostanie wchłonięta przez dziurę i spowoduje jej zwiększenie. Dziura może też odrzucić bombę jak piłkę i zabić tysiące ludzi. Może też rozpaść się na kilka czarnych dziur, które będą zwiększać swoją objętość”.
Do najśmieszniejszych momentów w filmie należą te, w których dano nam podziwiać efekty specjalne – to, jak budynki najpierw się osypują, a dopiero potem gruz grzecznie wskakuje do czarnej dziury, to po prostu poezja. Cudny jest brak konsekwencji scenarzystów – do owej dziury dostają się wyłącznie wybrane przedmioty, działania, które aż proszą się o natychmiastowe podjęcie, zostają wdrożone dużo później, dowiadujemy się, że wyłączono prąd w całym mieście, po czym oglądamy je oświetlone (zapewne dał o sobie znać niski budżet, a co za tym idzie – brak graficznego retuszu). Także zachowanie wspomnianego „cosia” zaczyna bardzo dziwić, gdy przypomnimy sobie wyszczególnione przez naukowców parametry zjawisk, na które powinien reagować. Film poraża niedoróbkami – najrozkoszniejszą stanowi możność zaobserwowania przez chwilę autentycznych pracowników hali, gdzie robiono zdjęcia (po ogłoszeniu ewakuacji laboratorium).Reasumując: zdecydowanie dla koneserów antysztuki filmowej.
Plusy: + wymarzony film do pośmiania się przy dowolnie wybranych napojach chłodzących i popcornie dla kolekcjonerów dzieł klasy XYZ Minusy: - tak zwane „efekty specjalne” - brak jakiejkolwiek logiki - głupie dialogi - gra aktorska rodem z teatrzyku kukiełkowego
Tytuł: Czarna dziura Reżyser: Tibor Takacs Scenariusz: Boaz Davidson i Ken Badish Zdjęcia: David Worth Muzyka: John Dickson Obsada: Kristy Swanson, Judd Nelson, David Selby Produkcja: USA, 2006 Dystrybucja: Monolith Cena: 17,99 zł