Generalnie starcia przypominają te znane z serii Heroes of Might&Magic. Obszar podzielony jest na sześciokątne pola, a każda jednostka ma określony zasięg ruchu i zadawania obrażeń. Po najechaniu kursorem na przeciwnika pasek informuje obrazowo, jaki będzie efekt zadanego ciosu. Gdy pojawi się na nim ikona czachy, wiadomo, że delikwent nie przeżyje. Poza walką wręcz i szyciem strzałami z dystansu, pozostaje jeszcze magia. Z tej korzystają przeciwnicy, niektórzy z sojuszników oraz Aleksander, o ile oczywiście zadbaliśmy wcześniej o jego magiczny rozwój. Są cztery szkoły magii: ognia, wody, powietrza oraz ziemi. Czarów mamy do dyspozycji kilkanaście, część z nich jest defensywna część ofensywna, a rzucanie zaklęć jest proste jak szyna kolejowa. Wybieramy po prostu stosowne z księgi i pac. Przeciwnik leży i kwiczy. Każde zaklęcie opisano, a poruszanie się po księdze nie stanowi najmniejszego problemu. Inwestowanie w zaklęcia bardzo szybko staje się opłacalne, bo są one po prostu skuteczne. Znajdziemy wśród nich spowolnienie przeciwników, truciznę odbierającą stopniowo energię, nieśmiertelne fireballe (nawet potrójne), tarcze ochronne oraz kilka innych.
Pędzlem i nutą
Z grafiką w tej grze jest pewien problem. Na pewno nie jest ona mistrzostwem świata i co do tego zgoda. Jednak całość jest bardzo nierówna i wcale nie zasługuje na ogólne potępienie. O ile postać bohatera jest po prostu brzydka – zapadnięta klata, jakiś blado-siny kolor skóry i głupkowaty wyraz twarzy, o tyle do czegoś innego w zasadzie ciężko się przyczepić. Ładnie wyglądają drzewa. I nawet nie chodzi o to, że każde z osobna jest jakieś wybitne. Raczej razem tworzą pewien naturalny nastrój. Ciekawie prezentuje się podłoże (trawa, bruk, piach), na którym gdzieniegdzie piętrzą się głazy, a gdzieniegdzie rosną kwiatki (inna sprawa, że przez owe głazy postać przenika...).
Świetnie prezentują się budynki, czasami ogromne, wznoszące się na horyzoncie. Zmierzając ku słońcu zostaniemy oślepieni przez jego blask, a na bohaterze widać nawet kolczugę i skrzyżowaną na plecach broń. Tereny są naturalnie uformowane, dzięki czemu przemierzając pieszo kilometry, widzimy w oddali i na wzgórzach malownicze zamki, strzeliste wieże, wioski z dymiącymi kominami, a nawet dziwną piramidę. Świetnie wyglądają także migocące w oddali sztandary poszczególnych wojsk. Na tym tle słabo prezentuje się woda, a taki - dajmy na to - wodospad nie przypomina wcale tego z rzeczywistości. Dyskusyjnym tematem mogą być bitwy. O ile poszczególni wrogowie prezentują się ładnie (np. wilkołaki mają błyszczące oczy, długie łapska i rozdziawione przerażające paszcze; ogromne ogry z nie mniejszymi maczugami przepasane są tylko skórą, utkaną u pasa trupimi czachami), o tyle trochę zastrzeżeń można mieć do magii. Ta nie jest już tak efektowna jak być mogła. Czary są kolorowe i migotliwe, ale jest ich niewiele.
Z muzyką też jakby „na dwoje babka wróżyła”. Brakuje jakichkolwiek dialogów, co w dzisiejszych czasach jest pójściem na łatwiznę. Wszystkie teksty czytamy zatem z ekranu, na szczęście po polsku. Ładne jest natomiast to, co w grze z warstwy dźwiękowej pozostało. W tle kukają kukułki, stukają dzięcioły, woda szemrze w potoku. W czasie bitwy gra bardziej dynamiczna muzyczka, niż w czasie zwiedzania włości, gdy jest dość sielsko-anielsko. Potwory wydają z siebie różnorodne dźwięki, więc generalnie – za wyjątkiem braku ścieżki dialogowej – jest bardzo dobrze i dla ucha przyjemnie.
Suma sumarum
Nie ma co ukrywać, że Ascension to the Throne: Wojna o Koronę ma sporo wad. Niektóre kwestie zostały zbyt uproszczone, inne zmarginalizowane, parę wydaje się niepotrzebnych. Jednak z drugiej strony, gdy już zacznie się już grać, po prostu nie sposób oderwać się od ekranu. Poziom trudności jest znakomicie wyważony, przygoda z minuty na minutę nabiera tempa, kolejne starcia są coraz większym wyzwaniem i w gruncie rzeczy przestaje się zwracać uwagę na mankamenty. Kolejne niuanse związane z odkrywaniem szczegółów fabuły poznaje się z rosnącą ciekawością. Również oprawa – choć jak to zostało napisane – nie zasługuje wyłącznie na wyrazy uznania, nie odstręcza. Nieźle wpasowuje się w klimat fantasy, uwiarygodnia zabawę i buduje w gruncie rzeczy dość atrakcyjne tło. Jak zostało już wspomniane na samym początku w Ascension to the Throne: Wojna o Koronę kryją się spore pokłady grywalności, które gnają nas jak burza od jednej bitwy do kolejnej. Zważywszy jeszcze na to, za jakie pieniądze grę można nabyć, nie powinniśmy raczej narzekać.
Tytuł: Ascension to the Throne: Wojna o Koronę
Gatunek: strategia turowa/RPG/przygodowa
Wymagania sprzętowe: CPU 2.4GHz, 512 MB RAM, karta graficzna 128 MB
Zalety:
+ dużo jednostek
+ emocjonujące bitwy
+ ciekawa fabuła
Wady:
- sporo uproszczeń
- niewielka ilość uzbrojenia
Czas na opanowanie: 20 minut
Poziom trudności: średni
Producent: DVS
Wydawca: 1C
Polski wydawca: Cenega Poland
Cena: 29.90
Wersja: PL
Strona www: http://int.games.1c.ru/attt/