Komiks: „300”

Trashka
2007/06/25 19:55

Duma, chwała i rzeki krwi

Duma, chwała i rzeki krwi

Duma, chwała i rzeki krwi, Komiks: „300”

Nie tak dawno mieliśmy możność obejrzeć film 300 w reżyserii Zacka Snydera, oparty na wydanym u nas znacznie wcześniej, bo w 2005 roku, komiksie Franka Millera, noszącym zresztą ten sam tytuł. W obrazie owym dodano kilka scen i wątków, których próżno by szukać w oryginalnym medium, kilka również usunięto. Ale wszak nie o filmie mamy teraz mówić...

Komiks prezentuje artystyczną wizję autora na temat starożytnej wojny Greków z Persami i realiów ówczesnej Sparty, zaś fabuła jako taka tyczy się głównie bitwy w wąwozie Termopile (480 r. p.n.e.). Warto stanowczo podkreślić: owa graficzna nowela nie posiada walorów edukacyjnych, chyba że pod względem uniwersalnych wartości, jak: duma, odwaga i gotowość do obrony swoich tradycji i własnego miejsca pod słońcem.

Miejmy wszakże nadzieję, że nikt nie potraktuje jej jako utworu historycznego (niestety pełna sił witalnych młódź, co to na wolnym powietrzu woli biegać albo siedzi na przeciwnym zgoła krańcu skali i wciąż w monitor oczy przekrwione wbija, nazbyt często czerpie wiedzę z filmów tudzież innych mediów rozrywkowych, lecz z pominięciem książek popularnonaukowych, o podręcznikach nawet nie wspominając). To zrobiona z rozmachem, malarska i pełna zamierzonego patosu wizja, ukazująca wciąż żywy mit, widziany oczyma człowieka, który w dzieciństwie zakochał się bez pamięci w filmie 300 Spartan Rudolpha Maté.

Komiks stworzony przez Franka Millera dziś określa się mianem „kultowego”. Słowo to jest mocno nadużywane w przeciągu ostatnich dwóch dekad, niemniej w tym przypadku można je spokojnie uznać za odpowiednie. Dlaczego? Cóż, bezsprzecznie, pomimo prostoty fabuły, graficzna nowelka Millera powala wręcz ogromną siłą wyrazu i emocjonalnego oddziaływania. Stanowi to zasługę przede wszystkim wyrazistych ilustracji, wchodzących w udany mariaż z dialogami oraz narracją prowadzoną przez jednego z bohaterów.

Warstwa tekstowa komiksu z jednej strony kojarzy się z nadętą i w zasadzie nieco śmieszną propagandowo-motywacyjną gadką-szmatką, z drugiej zaś w jakiś atawistyczny sposób porusza. Może dlatego, że gdzieś w środku hołubimy potrzebę chwały i lubimy utożsamiać się z personami, które bezkompromisowo prą naprzód w obronie tego, w co wierzą. I choć jest ich tylko trzystu, spluną w twarze tysiąca tysięcy. Tęsknimy za bohaterami takimi jak Leonidas, któremu można ufać, który dba o swoich ludzi i zawsze będzie niezłomny. Stanie w obronie zasad, nawet jeśli cywile będą kwilić, że to święto i bogowie się obrażą. Weźmie trzystu dzielnych zabijaków, żeby powstrzymać zawieruchę. Może to dlatego, że mamy dość polityków...

Trzeba też zauważyć, iż w dialogach znajdziemy odrobinkę rozbrajających żarcików, dzięki którym „chopaki” wydają się jakby mniej kiczowaci, a bardziej swojscy. Wszelkie postacie są zresztą jasno i wyraźnie określone, bez miejsca na niuanse – jak to w micie o walce dobra ze złem, sprawiedliwości z bezprawiem, potrzeby wolności z nadużyciem. Perski król królów Kserkses jest „zły” i szczerze wierzy w swoją przynależność do świata bogów. Z kolei król Leonidas i jego przyboczni, choć może do sympatycznych nie należą, są „dobrzy”. Nie istnieje bodaj cień wątpliwości, że wszystko, co uczynią, okaże się właściwe. Cel uświęca środki. Na tym tle najciekawszą, bo nie tak jednoznaczną, wydaje się osoba Efialtesa, groteskowego nieszczęśnika (naprawdę mistrzowsko narysowanego), który zapragnął niemożliwego i niestety nie dostał gwiazdki z nieba...Postać prawdziwie tragiczna, wyłamująca się z wszechobecnej metaforycznej „czerni” i „bieli”.

300 składa się z pięciu części (co ciekawe, można wyodrębnić również pięciu bohaterów, wyróżniających się z nader jednolitej masy statystów, przeznaczonej, by zginąć chwalebną śmiercią). Posiadają one własny motyw przewodni - pierwotnie wydano zresztą pięć zeszytów, co nie spełniło dobrze zadania, jakie postawił przed sobą Miller. W późniejszym wydaniu, tym, z którym aktualnie mamy do czynienia, podwójne panele mieszczą się na jednej stronie komiksu.

Wszystkie ilustracje charakteryzują się swoistą oszczędnością, często za jedyne tło służy kolor. Bardzo ciekawa okazuje się kompozycja – połączenie klimatycznych podwójnych, dwustronicowych paneli z malutkimi, acz dynamicznymi kadrami (używanymi głównie przy dialogach). Niektóre z ilustracji są bardzo duże, jakby po to, by czytelnicy i czytelniczki mogli odczuć skalę batalii, pławiąc się przy tym w rzekach krwi i brnąc przez las czarnych włóczni. Postacie przedstawione są niejako z różnych ujęć „kamery” mieszczącej się w oku rysownika. Miller z premedytacją zaburza proporcje i perspektywę, co daje interesujący efekt, a wszelkie sceny batalistyczne cechuje ogromna dynamika.

Na wielką uwagę zasługuje kolorystyka komiksu. Kolor stanowi zasługę Lynn Varley, małżonki Millera. Różne odcienie brązu i głęboka krwawa czerwień podkreślają nastrój tego epatującego patosem graficznego utworu.

Widać zatem, że za znakomity odbiór komiksu odpowiadają przede wszystkim walory związane ze stroną graficzną. Są jednak i wady. Przede wszystkim zaliczyć do nich można jednak nazbyt prostą fabułę. Kończąc lekturę, czuje się pewien niedosyt. Może zabrakło jakiegoś wątku. Na przykład solidnego potraktowania królowej Gorgo, który to motyw wprowadzono w filmie (żeby nie było – optował za tym sam Frank Miller). Kolejną wadę stanowi cena, mogąca odstraszyć wszystkich poza koneserami i fanatycznymi wielbicielami autora.

GramTV przedstawia:

Nader dyskusyjną sprawą jest kwestia tłumaczenia. W oryginale wyraźnie napisano „Spartans” – czyli Spartanie. Spartiaci (która to nazwa użyta została również w polskiej wersji językowej filmu Snydera) stanowili grupę pełnoprawnych Spartan - obywateli Sparty, kastę wojowników, zatem użycie owego terminu okazuje się jak najbardziej uzasadnione. Jednakże jest to nieuprawniona ingerencja w treść (no, chyba że polski wydawca ustalił ową kwestię z autorem...). To jednak drobiazg, który większości odbiorców nie obchodzi w najmniejszym nawet stopniu.

Podsumowując: 300 z całą pewnością stanowi komiks wart przeczytania. Warto też wiedzieć, że został uhonorowany w 1999 r. Nagrodą Eisnera w trzech kategoriach: „Najlepsza miniseria” (dla Franka Millera i Lynn Varley), „Najlepszy scenarzysta i rysownik” (dla Franka Millera) i „Najlepsze położenie kolorów” (dla Lynn Varley).

Plusy: + wielka siła wyrazu + malarskość i dynamika batalistycznych scen + interesująca zabawa perspektywą + kompozycja kadrów + doskonała kolorystyka Minusy: - nadmierna prostota fabuły - mimo wszystko nader wygórowana cena

Scenariusz: Frank Miller Rysunki: Frank Miller Kolory: Lynn Varley Tytuł: 300 Przekład: Maciej Drewnowski Wydawnictwo: Taurus Media, 2005 rok Wydanie: oprawa twarda, kreda, kolor, 88 str. Cena: 85 zł

Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
04/08/2007 11:09

hahahaha... gogo... jesteś najlepszy... dla pocieszenia redakcji.... GoGo mnie też molestuje ;]

Usunięty
Usunięty
02/08/2007 20:54

Super - tekst z dedykacja dla mnie ^^. Bardzo dziękuje i obiecuje więcej nie molestować redakcji :D. Sam komiks jest przeciez bardzo fajny, a 90 zl to nie jest tak dużo jak za klasyke gatunku. W koncu wszytskie komiksy sa drogie, ot chodzby taki "Tytus Romek i Atomek" - jedna chuda ksiązeczka kosztuje ~30 złpozdrawiam - gogowitczak ;)

Usunięty
Usunięty
26/06/2007 09:52
Dnia 26.06.2007 o 01:59, kondzioff napisał:

> Minusy: > > - mimo wszystko nader wygórowana cena > > No nie róbcie sobie ludzie komedii z siebie. 90 złoty to dużo??? > Taniocha... Jakbyś chciał wiedzieć nie wszystkich stać na takie drogie komiksy. Ja dla ciebie 90zł to mało, to może wszystkim kupisz po komiksie? I sam z siebie nie rób komedii.

A powiedz mi z łaski swojej ile byś za to dał...tylko prosze niemów że 10 bo co jak co ..ale każdy ma swoją cene...a jeśli zaliczamy tego autora i komiks do kanonu...nooo to wybacz..ale za takie coś się płaci.A inna sprawa...że za Kanon nieważne jakiej sztuki no wybacz ..ale płaci się. A skoro ten komiks uznano za członka kanonu to masz pecha..trzeba zapłacić




Trwa Wczytywanie