Czego by o Larze Croft nie mówić, nie można nie zauważyć, że stała się z pewnością najbardziej znaną i powszechnie niemal rozpoznawalną bohaterką gry komputerowej. Popularność Indiany Jones w spódnicy, jak często bywa nazywana, opiera się w dużej mierze, na mocno eksponowanej seksualności bohaterki (w końcu Lara, to niezła laska!), ale przecież nie wyłącznie na niej. Ważne jest również to, że przynajmniej dwie pierwsze gry z serii oferowały niesamowicie wysoką grywalność, bardzo dobre (jak na ówczesne czasy) wykonanie techniczne, intrygującą fabułę oraz to coś, dzięki czemu chciało się grać wciąż i wciąż. 
Pokłosiem popularności stały się – przypomnijmy dla porządku – filmy fabularne z pasującą jak ulał do wizerunku dzikiej kocicy, Angeliną Jolie, komiksy, różnorodne reklamy, a nawet trasa koncertowa U2, w której wirtualną bohaterkę można było obserwować na ogromnych telebimach. O masie artykułów, prac magisterskich, a nawet... wywiadach wspominać już nawet nie warto. Z punktu widzenia graczy, najważniejsza pozostała jednak komputerowa postać, która – jakoś tak wyszło – zadomowiła się bardzo na pecetach i w sumie wystąpiła już w siedmiu odsłonach cyklu. Teraz, kiedy na twardziele naszych maszynek trafił Tomb Raider: Anniversary, pojawia się uzasadnione pytanie: a cóż to takiego u diabła? W skrócie pisząc, jest odświeżoną i nieco zmienioną wersją pierwszej części gry, wzbogaconą ponadto o kilka interesujących „ficzersów”.
Hop, hop, hop
Akcja Tomb Raider: Anniversary, o czym informuje nas wprowadzający filmik, lęgnie się niczym stado robali w 1996 roku, w Kalkucie. Lara otrzymuje wówczas od właścicielki firmy Natla Technologies, niejakiej Jacqueline Natli intrygujące zadanie. Ma odszukać niezwykle cenny, starożytny artefakt nazywany Dziecięciem Atlantydy. Ponieważ niejako do rodzinnej tradycji naszej bohaterki należy udawanie się na wyprawy tyleż niebezpieczne, co pasjonujące, nie waha się długo i wkrótce ląduje u podnóża Andów. Swe pierwsze kroki, podobnie jak w pierwowzorze, skierujemy zatem do Peru, by zapuścić się w nieznane i malownicze ruiny ogromnego grobowca Qualopecam i pięknej Zagubionej Doliny. Przyjdzie nam również odwiedzić egipskie piramidy, ruiny położonej w Grecji świątyni św. Franciszka, wulkaniczną wyspę, mityczną Atlantydę i kilka innych placówek. Nie zabrakło również rodowej posiadłości Croftów w Surrey, w której – co ciekawe, dodano sporo nowych pomieszczeń i możliwość odbycia spacerów na zewnątrz, między innymi w specjalnym labiryncie.
Lokacje są, jak widać, w przeważającej części niezmienione, ale wcale nie oznacza to, że mamy do czynienia z remake’em w ścisłym tego słowa znaczeniu. Autorzy bowiem zastosowali ciekawy trik, który sprawia, że nawet starzy wyjadacze nie będą mogli grać w Tomb Raider: Anniversary z zamkniętymi oczyma. Na nowo zaprojektowano bowiem poziomy i zmieniono układ korytarzy, dodając tu i ówdzie nowe pomieszczenia. Choć niektóre elementy są identyczne (np. mechanizmy do otwierania drzwi), to jednak ma się wrażenie obcowania z nowym tytułem. Inna sprawa, że ulegając chyba obecnej modzie na gry liniowe, zabawę znacznie uproszczono. Owocuje to tym, że wszystko musimy robić w kolejności zaplanowanej przez autorów, a odstępstwa od tej reguły są.... niemile widziane. Narażają nas przy tym na stratę czasu, bo i tak są nieskuteczne.
Największą siłą pierwszego Tomb Raidera (oczywiście poza osobowością bohaterki), był platformowy charakter zabawy. To w odświeżonej wersji nie uległo zmianie. Nadal biegamy, skaczemy, pływamy i szukamy sposobów na to, by dostać się wyżej/dalej/szybciej w miejsca z pozoru niedostępne. I, co ciekawe, nadal sprawia to niekłamaną frajdę. Niejednokrotnie z grot, szczelin czy miejsc dziwnych wyskoczą czyhające na naszą skórę zwierzęta (nietoperze, wilki, tygrysy, niedźwiedzie, aligatory, a nawet dinozaury). Od czasu do czasu czekają nas również pojedynki z bossami. Wówczas dodatkowo będziemy musieli wciskać pojawiające się na ekranie kombinacje klawiszy, aby uniknąć niebezpieczeństw. Nie zabrakło oczywiście zbierania przedmiotów (naboje, apteczki, bronie, elementy konieczne do wykonania zadań oraz artefakty i relikwie).
Skoczna jak...
Z biegiem lat w kolejnych częściach cyklu Lara Croft uczyła się nowych sztuczek, trików i zachowań. W pierwszej części, była pod tym względem raczej niezbyt kumata. Owszem, umiała pływać, skakać, strzelać, a nawet stawać na rękach i poruszać się nad krawędziami przepaści, ale to w zasadzie wszystko. Autorzy nie mogli po prostu odcinać kuponów od popularności gry, więc musieli kombinować, jak zabawę urozmaicić. Zazwyczaj (poza zmianami biustu i warkocza) dodawali właśnie pewne elementy akrobatyczne, które gwiazda mogła wykonywać.
Wśród umiejętności, na które warto zwrócić uwagę, są na pewno: skoki na duuuże odległości i bezbolesne w takich wypadkach łapanie się pionowych ścian oraz wszelkiego rodzaju szczelin. Używanie linki z kotwiczką, dzięki której hrabina Abbingdonu może nie tylko rozhuśtać się, aby dotrzeć tam gdzie wzrok nie sięga, ale nawet biegać po ścianach. Z użyciem linki może także wyciągać pewne elementy (np. platformy) lub je niszczyć (np. obejmy).
Nie mniej efektowne są młynki na wystających tu i ówdzie drążkach, które sprawiają przy okazji takie wrażenie, jakby za chwilę miały runąć w przepaść razem z naszą podopieczną. Ciekawe są również kolumny, na które Lara może się wspinać, skakać po nich jak kocica, a nawet przycupnąć na chwilę, ot choćby w celu rozpoznania terenu. O linach (na których też można się huśtać) czy prostych drewnianych drabinach wspominać już nawet nie wypada, bo są zbyt banalne. Co ciekawe, w czasie różnorakich akrobacji zdarza się często, że Lara traci równowagę. Wówczas uratować ją może jedynie odpowiednio szybkie wciśniecie klawisza akcji. Proste, a skutecznie podnosi grywalność, jak zresztą wszystkie wymienione dotychczas umiejętności. Stanowią bowiem one niezwykle uwiarygodniający element zabawy, który sprawia, że w Tomb Raider: Anniversary gra się niezwykle potoczyście.
Wiadomo jednak, że nawet niebywałe umiejętności akrobatyczne nie są w stanie wyratować nawet największej mistrzyni, z prawdziwego niebezpieczeństwa. Niedźwiedzie pazury czy ostre wilcze kły, bez dwóch zdań można do takiego zaliczyć. Jednak i na to gibkie dziewczę jest przygotowane niczym prymuska na niezapowiedzianą klasówkę. Począwszy od pistoletów 9mm (w których amunicja się nigdy się nie kończy), poprzez strzelbę, wielkokalibrowe 0.50-tki, aż na tandemie pistoletów maszynowych skończywszy – Lara wydaje się być przygotowana na spotkanie z nieznanym. Wprawdzie gracze zorientowani we współczesnych grach akcji zarzucić mogą w tym względzie zbyt daleką powściągliwość twórcom, ale z jednej strony – tyle broni występowało w oryginale, z drugiej –one w zupełności wystarczą.
O tonę pikseli więcej
Gdyby ktoś zechciał pokusić się na eksperyment, odpalając jedną po drugiej starą i nową wersję gry, zapewne spadłby z krzesła. Zresztą już rzut oka na screeny wystarczy, żeby unaocznić sobie ewolucję, jaką przeszły przez ponad dekadę karty graficzne i generalnie całe pecety. Co jednak ciekawe, w 1996 roku nie było chyba osób, które spojrzawszy na Tomb Raidera nie westchnęłyby z zachwytu. Grafika, która dawniej wydawała się rewelacyjna, obecne jednak wywołuje co najwyżej łezkę w oku i skrywany (bądź nie) uśmieszek politowania. I to właśnie z tego powodu producenci zafundowali Larze facelifting.
Tomb Raider: Anniversary hula na podrasowanym silniczku Tomb Raider: Legendy. I to widać. Ładnie, niezwykle kształtnie, a co za tym idzie całkiem apetycznie wygląda sama bohaterka, której postać składa się z ponad 10000 polygonów. Przy zbliżeniach da się zauważyć nie tylko noszony przez dziewczynę sprzęt, ale nawet mimikę twarzy i mruganie oczyma. Ładne są animacje – w czasie biegu bądź wspinaczki sylwetka bohaterki sprawia bardzo naturalne wrażenie. Z kolei idąc spokojnym krokiem, Lara kołysze zalotnie biodrami w taki sposób, że nie dziwota, iż pokochali ją zwłaszcza panowie. Gracze zwracający uwagę na detale docenią z pewnością fakt, że po wyjściu z wody panna Croft przez chwilę jest mokra, a na śniegu pozostawia ślady stóp (to akurat żadna nowość, ale odnotować warto). Ładnie zrealizowane i pełne efektywnych ujęć oraz zabawnych momentów, są również przerywniki i można jedynie żałować, że jest ich stosunkowo niewiele.
Z drugiej strony, nie sposób nie dostrzec, że grafika Tomb Raider: Anniversary nie pozbawiona jest pewnych uproszczeń. Owszem, egipskie piramidy pokryte hieroglifami, zielone górskie doliny czy ośnieżone jaskinie sprawiają miłe wrażenie, ale już szczegółowość zastosowanych tam tekstur nie jest zbyt wielka. Zazwyczaj większość obiektów wygląda dobrze z daleka, by przy bliższej interakcji ukazać swe mankamenty. Choćby woda. Gdy patrzymy na wodospad z dalszej odległości, prezentuje się nawet, nawet. Jednak kiedy podejdziemy bliżej, okazuje się że strugi spływającej wody są płaskie i całkowicie pozbawione realizmu. Również oświetlenie wypada raczej marnie. Zamiast rozproszonego światła mamy podświetlone płaszczyzny, które pod pewnym kątem wyglądają wręcz kuriozalnie. Całość prezentuje się zatem co najwyżej poprawnie, ale na większe „bajery”, które bez problemu wyświetliłyby dzisiejsze karty graficzne, nie ma co liczyć. Również do pracy kamer można mieć kilka zastrzeżeń, ale to już raczej tradycja tej serii. Kamera wariuje, gdy Lara stoi blisko ściany, co utrudnia niekiedy wykonywanie skoków lub orientację w terenie.
Udana rocznica
Pora na podsumowanie, które w odniesieniu do tak uznanego tytułu nie jest wcale łatwe. Z jednej strony mamy bowiem niezwykle intrygującą fabułę z kilkoma zwrotami akcji oraz interesujące lokacje. Te ostatnie cieszą tym bardzie, że pomimo iż trafiamy do miejsc znanych z oryginału, to na pewno łatwo odczujemy powiew świeżości. Kolejnym atutem są z pewnością pojedynki z bossami, których jedynka po prostu nie miała. Urozmaicają one zabawę i stanowią ciekawą alternatywę dla skakania i wypatrywania przejść. Na pochwałę zasługuje również animacja bohaterki, fajne ewolucje, które może wykonywać i kilka pomniejszych spraw. Prawdziwi fani z pewnością docenią natomiast fakt, że zbierając poukrywane na planszach artefakty i przedmioty uzyskuje się dostęp do tzw. „ficzersów” Są wśród nich filmiki, pliki dźwiękowe, ubrania Lary itp.
Z drugiej zaś strony należy przyznać, że niestety Tomb Raider: Anniversary nie znajdzie się wśród najpiękniejszych gier roku 2007 . Wprawdzie gra powstawała niedawno, ale do ścisłej czołówki sporo jej jednak brakuje. W stosunku do oryginału postęp jest oczywiście niewyobrażalny, ale już dzisiejsza konkurencja zostawia pod tym względem omawiany tytuł daleko w tyle. Sporym mankamentem, przynajmniej dla pewnej części graczy, może się okazać także zbytnia liniowość. Wygląda więc na to, że kładąc „zady” i „walety” na symbolicznej wadze, otrzymujemy chwiejną równowagę... 
Dlatego ostateczna ocena jak zwykle leży w Waszej gestii. My możemy powiedzieć od siebie, że Tomb Raider: Anniversary z pewnością nie jest grą złą. Więcej: pod kilkoma względami jest niezwykle udany i stanowi ciekawy przykład na to, jak zrobić remake, nie tracąc nic z atrakcyjności oryginału. Gra się przyjemnie nie tylko dlatego, że odżywają wspomnienia (choć z tego powodu także), ale po prostu dlatego, że to nadal tytuł grywalny. Zatem, jeśli przymknąć oczy na mniejsze lub większe niedoskonałości, wybór zdaje się być tylko jeden: trzeba spróbować i samemu ocenić, na ile zabawa z Larą Croft przypadnie nam do gustu.
Tytuł: Tomb Raider: Anniversary
Gatunek: TPP
Wymagania sprzętowe: CPU 1,4GHz, 256 MB RAM, karta graficzna 64 MB
Zalety:
+ trochę stara, trochę nowa wersja
+ dodatki do odblokowania
+ fabuła
Wady:
- średnia grafika
- szwankująca kamera
- zbyt liniowa
Czas na opanowanie: 15 minut
Poziom trudności: średni
Producent: Crystal Dynamics
Wydawca: SCi / Eidos
Polski wydawca: Cenega Poland
Cena: 129,90 zł
Wersja: polska (kinowa)
Strona www: http://www.tombraider.com/