Zniknięcia – recenzja filmu. Istna magia

Radosław Krajewski
2025/08/08 20:00
1
0

W kinach zadebiutował jeden z najbardziej intrygujących horrorów ostatnich lat. Oceniamy, czy to najlepszy film grozy tego roku.

Było i nie ma

Ten rok jest niezwykle mocny dla horrorów. Nie zawiodły zarówno oryginalne projekty, jak docenieni Grzesznicy, czy dobrze przyjęta przez widzów Małpa, ale również powroty głośnych marek, jak nowe Oszukać przeznaczenie, czy 28 lat później. Teraz do tego grona dołącza Zniknięcie, które intrygowało już na wczesnym etapie kampanii marketingowej. Zach Cregger, twórca Barbarzyńcy, wraz z Warner Bros. długo ukrywali swoją nową produkcję, publikując jedynie równie tajemnicze, co niepokojące nagrania z kamer CCTV z biegającymi w przedziwny sposób dziećmi, czy transmisję na żywo z karmienia dwójki dorosłych ludzi, którzy bez ruchu siedzieli przy stole. Można było więc oczekiwać filmu równie autorskiego i oryginalnego, co Grzesznicy od Ryana Cooglera i Zniknięcia rzeczywiście tacy są, ale fani tradycyjnych horrorów, czy nawet thrillerów mogą się srogo zawieść. Przed seansem warto więc obniżyć oczekiwania i podejść bez konkretnych założeń, wtedy czeka Was mieszanina horroru, ale również dramatu, baśni, czy komedii, na której zdecydowanie można się dobrze bawić, ale to dosyć pusta rozrywka, do której nie chce się wracać.

Zniknięcia
Zniknięcia

Pewnej nocy o godzinie 2:17 siedemnaścioro dzieci z klasy pani Justine Gandy (Julia Garner) wyszło z domu i nie wróciło. Nazajutrz w szkole pojawił się tylko jeden uczeń, Alex Lilly (Cary Christopher). Policja rozpoczyna dochodzenie w sprawie tajemniczych zaginięć, ale po miesiącu sprawa wciąż stoi w miejscu. Społeczny ostracyzm rodziców zaginionych dzieci wobec Justine przybiera na sile, a zarówno szkoła, jak i policja są bezradni. Odsunięta od swoich szkolnych obowiązków nauczycielka zatapia smutki w alkoholu, pokątnie spotykając się z policjantem Paulem (Alden Ehrenreich). Sprawy we własne ręce bierze Archer Graff (Josh Brolin), ojciec jednego z dzieci, który wierzy, że pani Gandy jest w jakiś sposób zamieszana w zniknięcia. Zaczyna śledzić kobietę, gdy dochodzi do niebezpiecznego zdarzenia, w którym ratuje jej życie. Razem zdają sobie sprawę, że w miasteczku pojawiły się mroczne siły, które sprowadziły zło, które niełatwo będzie pokonać.

Film korzysta z klasycznej kompozycji szkatułkowej, gdzie kolejne rozdziały, zatytułowane imieniem innego bohatera, przedstawiają historię z perspektywy tej postaci. Wszystko rozpoczyna się od Justine, zagubionej w nowej rzeczywistości nauczycielki, która w destrukcyjny sposób przeżywa „żałobę” po stracie dzieci. Wpada w alkoholowy ciąg, umawia się z żonatym mężczyzną, a na domiar złego łamie polecenia swojego przełożonego, dyrektora Andrew, aby nie kontaktowała się z Alexem. Pomimo horrorowej otoczki i kilku scen grozy, historia Gandy jest w zasadzie obyczajowym dramatem, którego głównym zadaniem jest ekspozycja i wprowadzenie kolejnych bohaterów. Zresztą tę konwencję film nie porzuca również przy kolejnych bohaterach, w tym Archerze, który również popada w coraz większą traumę zmieszaną z paranoją po stracie syna. Mężczyzna nie zamierza jednak czekać na kolejne ruchy policji i postęp w sprawie, samemu chcąc dowiedzieć się, dokąd udały się dzieci i gdzie mogą się znajdować.

Zniknięcia
Zniknięcia

Kolejne rozdziały dokładają kolejne cegiełki do tej historii, jedynie od czasu do czasu wrzucając bardziej horrorowe wstawki, choć w zasadzie nie stanowią one głównego dania, a jakby było tego mało, Cregger oferuje dosyć standardowy zestaw jump scare’ów, przez które ciężko nie poczuć rozczarowania tym elementem filmu. To ogólny problem Zniknięć, które reklamowane było jako horror, film z wielką tajemnicą i obietnicą czegoś niezwykłego, nadprzyrodzonego, a w zasadzie otrzymujemy prostą historię, której sekret jest mało spektakularny i odkrywczy. Film rzuca ciekawe tropy, jak senne majaki jednego z bohaterów, w których pojawia się nad jego domem wielki karabin szturmowy M4 z godziną zniknięcia dzieci. Również wątek Justine wskazuje, że może być to bardziej metaforyczna opowieść, a w głowie zaczynają rodzić się pomysły, w jaki sposób twórcy wykorzystują horrorową konwencję, aby opowiedzieć o czymś większym. Niestety, ale półtoragodzinna podbudowa jest zbędna i nie prowadzi do żadnej konkluzji, poza wyjaśnieniem wszystkiego fantastycznymi wątkami, do których stosunek miałem iście ambiwalentny. Z jednej strony wciąż byłem zaintrygowany, jak to dalej się potoczy, ale z drugiej zdałem sobie sprawę, że Zniknięcia jest wydmuszką, która potrafi łamać konwencję, ale wykorzystuje ją bardziej do farsy, którą widzimy w iście komediowym finale. Chwila rozrywki, która niestety nie pozostaje z widzem na dłużej.

Nowe spojrzenie na klasykę

Nie jest to więc ten horror, czy nawet thriller, którego oglądałoby się z napięciem, siedząc na skraju fotela. Może była to wina moich zbyt wysokim oczekiwań wobec Zniknięć, ale liczyłem na powrót post-horroru, rodem z Hereditary, czy Zło we mnie, gdzie horror będzie wykorzystywany w inny sposób, niż do prostych jump scare’ów. W gruncie rzeczy nie jest to więc zła historia, ale ma niewłaściwie rozłożone akcenty, dużo bardziej interesując przedstawieniem różnych perspektyw na te same wydarzenia, niż samym głównym wątkiem, który nie został należycie rozwinięty. Mimo to podoba mi się, jak chciano ukazać i uwspółcześnić klasykę, którą zna każdy, choć wolałbym, aby historia bardziej skupiała się na tych nadprzyrodzonych zjawiskach, a niekoniecznie tracić tyle czasu na zbędne elementy.

Zniknięcia
Zniknięcia

GramTV przedstawia:

Nie można się za to przyczepić do warstwy realizacyjnej, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Imponująco prezentuje się szczególnie montaż z ciekawymi przejściami między ujęciami, które szczególnie widoczne są w pierwszej połowie. Widać, że budżet produkcji poszedł na dopracowanie wszystkich technicznych aspektów, dzięki którym Zniknięcia wyglądają bez zarzutów. Szkoda jedynie braku wpadającej w ucho muzyki, chociaż jednego motywu przewodniego, po którym z łatwością można byłoby zidentyfikować tę produkcję.

Cregger kolejny raz udowodnił, że jest reżyserem, który świetnie potrafi współpracować z aktorami. Julia Garner zaliczyła jedną z najlepszych ról w swojej karierze, a może nawet przebijając jej występ w serialu Ozark. Również Josh Brolin dostarczył mocny występ, a Alden Ehrenreich pokazuje, że potrafi grać, bo po niedawnej Ironheart można było trochę w to zwątpić. Aż żal, że żaden z tych aktorów, podobnie jak Austin Abrams i Benedict Wong nie mają jeszcze więcej ekranowego czasu, bo zwyczajnie na to zasługują.

Za sprawą oryginalnej kampanii marketingowej Zniknięcia jawiło mi się jako szalenie ambitna, autorska produkcja, która zatrzęsie w posadach gatunkiem horrorów. Niestety Cregger nie był w stanie uciągnąć tak wygórowanych oczekiwań i jego film jest po prostu dobrą rozrywką, ale niczym więcej. Przy odpowiednim podejściu można się przy Zniknięciach bardzo dobrze bawić, ale też nie jest to historia, która na dłużej pozostałaby z widzem, dawała do myślenia, skłaniała do refleksji, czy w końcu pozwoliłaby na własną interpretację i spojrzenia na całość z innej perspektywy. Dla mnie jeden z największych rozczarowań roku, ale nie zmienia to faktu, że Zniknięcia to kawał porządnego kina, choć trudno nie kryć zawodu, że potencjał był o wiele większy.

7,0
Zniknięcia nie zmienią gatunku horroru. To tylko dobry film, po którym można było oczekiwać o wiele więcej.
Plusy
  • Historia opowiedziana z perspektywy kilku bohaterów
  • Wątki Justine i Archera potrafią wciągnąć
  • Mimo wszystko wątki fantastyczne są intrygujące
  • Wysoka jakość realizacyjna
  • Aktorsko broni się na wszystkich frontach
Minusy
  • Wielka tajemnica potrafi być rozczarowująca
  • Horror polegający głównie na jump scare’ach
  • Pod koniec zamienia się w komedię
  • To tylko rozrywkowy film, niepozostawiający widza po seansie z czymś więcej
Komentarze
1
beetleman1234
Gramowicz
11/08/2025 08:22

"Pod koniec zamienia się w komedię"

Ktoś tu nieuważnie oglądał, bo komedia przeplata się w tym filmie cały czas i ewidentnie było to celowe. Przecież przykłady śmiesznych momentów można mnożyć i mnożyć. A co do jump scare'ów - sam ich nie cierpię, ale tutaj jest ich raptem około trzech i każdy wbił mnie w fotel.

A tak poza tym to jest bardziej thriller przeplatany komedią, który ma elementy horroru.