Zamach na papieża - recenzja filmu. Kotlet z psa zmielony razem z budą

Jakub Piwoński
2025/10/04 17:00
6
1

Pasikowski i Linda znowu odtwarzają schematy, które były dla nich wygodne, ale niekoniecznie atrakcyjne dla widowni. Czy Zamach na papieża się udał?

Przebywający na odludziu Bogusław Linda ma w filmie sporo czasu, by przemyśleć akcję, w której bierze udział. Gra więc w karty przy wódce z komendantem policji, wdaje się w jałowe rozmowy z towarzyszącą mu damą lekkich obyczajów, chodzi na potańcówki. Przede wszystkim jednak rąbie drewno. Zamach na papieża okazuje się właśnie takim kołkiem w rękach Lindy – grubo i topornie ciosanym.

Zamach na papieża
Zamach na papieża

Pasikowski i Linda i ich Dzień Szakala

Jeśli Hollywood ma swojego Leonardo DiCaprio i Martina Scorsese, to my mamy Bogusława Lindę i Władysława Pasikowskiego. Ten duet dał nam osiem filmów, z których część weszła do kanonu polskiego kina sensacyjnego. Najjaśniejszym przykładem tej współpracy są oczywiście kultowe Psy, ale warto wspomnieć także o Krollu, Demonach wojny czy Reichu. Zamach na papieża, nowy owoc tej dynamicznej kolaboracji, elektryzował już na etapie zwiastuna – trudno o mocniejszy punkt wyjścia dla fabuły niż osnucie historii wokół narosłych przez lata teorii związanych z feralnym 13 maja 1981 roku. I trudno wyobrazić sobie lepszego egzekutora tej akcji niż pozostającego wciąż w wysokiej formie Bogusława Lindę.

Dla wielu fanów Pasikowski to ikona, a Linda – narodowy idol i bożyszcz. Ja jednak powiem coś niepopularnego: nigdy nie uważałem Pasikowskiego za wybitnego reżysera. Ma nosa do historii, jego filmy mają charakterystyczną energię, ale scenariuszowe mielizny i realizatorskie partactwo zawsze przykrywał charyzmą obsady. Trafił mu się Linda – świetny aktor, który zrobiłby karierę nawet bez roli Franza Maurera, postaci, która ukształtowała jego emploi. Aktor wcześniej z powodzeniem występował zarówno u Kieślowskiego, jak i u Wajdy. Śmiem twierdzić, że odwrotnie już tak różowo by nie było – to właśnie Linda nadał znaczenie filmom Pasikowskiego. I nadaje dalej.

Zamach na papieża
Zamach na papieża

Polityczny thriller bez napięcia

Jednocześnie jednak aktor bywa dla reżysera ogranicznikiem. Filmy tego duetu zaczynają zbyt mocno skupiać się na celebracji scen z Lindą, zamiast opowiadać ciekawą historię. Jego obecność jest więc zarówno wartością, gwarantującą charyzmę i siłę ekranową, jak i pułapką, która potrafi przytłumić narracyjną finezję i balans filmu. Zamach na papieża działa na podobnej zasadzie co wcześniejsze Psy 3. To znowu próba udowodnienia, że wciąż jest polot i hollywoodzki rozmach, ale w praktyce całość spoczywa wyłącznie na barkach głównego aktora, który w tym przypadku wygląda na wyraźnie zmęczonego i znudzonego tym, co dzieje się wokół niego. To uczucie udziela się także widzowi podczas seansu.

Już pierwsza scena daje do zrozumienia, że reżyser i aktor podchodzą do nowego efektu współpracy z pewnym dystansem. Pasikowski puszcza oko do widza, odtwarzając scenografię i ustawienie kadru ze słynnego przesłuchania w Psach. Tym razem Linda siedzi jednak po drugiej stronie, a sytuacja ma wyraźnie niedorzeczny wymiar – jego postać przesłuchuje kandydata na kartę wędkarską. Później okazuje się, że jest emerytowanym cynglem, któremu przypada do wykonania ostatnia misja, zasugerowana już w tytule filmu. Sęk w tym, że to nie on ma zabić papieża, lecz jego potencjalnego zabójcę. Mówiąc krótko – Pasikowski przygotował dla Lindy Dzień Szakala, ale wygląda to tak, jakby bohater dostał instrukcję obsługi karabinu dopiero w dniu premiery.

Zamach na papieża
Zamach na papieża

Niedorzeczne dialogi w niedorzecznym filmie

Pasikowski, jeśli chce, potrafi. Próbował kiedyś zaskoczyć w Pokłosiu, bo tam – mimo kontrowersji – była konkretna historia i autentyczne emocje. To przykład filmu, który, pozbawiony Lindy, musiał siłą rzeczy rozwijać się narracyjnie, by utrzymać uwagę widza. Z tego projektu ostał się właściwie tylko Ireneusz Czop. Zamach na papieża niby też uderza w mocne tony, niby krytykuje kult Jana Pawła II, ale robi to topornie i powierzchownie, operując półsłówkami. Dostajemy jedną scenę z ironicznym nawiązaniem do odśpiewywanej Barki i sugestię pedofilii w Kościele, ale całość przedstawiona jest w sposób skrótowy, oklepany i pozbawiony polotu. Temat, który mógł zaskakiwać i prowokować do myślenia, zostaje sprowadzony do banału – ograny i bezpieczny, a jego potencjał dramaturgiczny nigdy nie zostaje w pełni wykorzystany.

GramTV przedstawia:

Największym problemem pozostaje jednak scenariusz: kompletnie pozbawiony napięcia, niejasny w motywacjach bohaterów i akcji, nie dający widzowi żadnego powodu, by śledzić tę historię. Wróg ma twarz złego Rosjanina, co jest przewidywalne, nudne i znów nacechowane skrótami myślowymi. Film zakłada też z góry, że widz automatycznie przejmie się losem papieża-Polaka i zrozumie, dlaczego bezpieka była nim zainteresowana – jakby wciąż był symbolem nietykalnym, nieskazitelnym, jak w latach 90. Dziś to już nie działa, a twórcy nawet nie próbują tego wytłumaczyć ani pogłębić. A to niestety hamuje całą narrację.

Zamach na papieża
Zamach na papieża

Nieudana prowokacja

Efekt? Oglądamy dwie godziny snującego się Lindy, który znowu wpada w kilka typowych dla Pasikowskiego schematów: zostaje np. zdradzony przez kobietę, której obecność w fabule wydaje się zupełnie zbędna. Momentów ożywczej akcji można policzyć na palcach jednej ręki. Raz pojawia się wolta z młotkiem – co ciekawe, w ogóle niepowiązana z główną linią narracyjną – po czym film natychmiast wraca na bezpieczne tory. Czarę goryczy przelewa kręcony naprędce finał, który kompletnie zapomina o potrzebie katharsis, nie mówiąc już o jakiejkolwiek satysfakcji. Wszystko grzęźnie w mieliźnie, a potencjał sensacyjnej historii zostaje zmarnowany.

W dodatku budżetowość (oszczędność) bije po oczach – nie da się odpuścić wrażenia, że twórcy po prostu nie mieli pieniędzy na pójście szerzej, co wpuściłoby do historii nieco powietrza. Jak na film, który rozgrywa się w Polsce, a dąży do finalizacji w Rzymie, mamy tu bardzo mało urozmaicenia w zmianach lokacji, brak też zagranicznej obsady. Ale za to jest dron, którym można polatać nad samochodem Lindy, i efektowna scena z autobusem, która niczemu nie służy. To zbędne efekciarstwo tylko wprowadza sztuczność.

Po co to wszystko?

Zakładam, że nie po to powstał ten film. Miał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego doszło do zamachu, wysunąć teorię, zakwestionować legendę albo opowiedzieć nową. Tymczasem jedyne, co robi skutecznie, to wywołuje śmiech z dialogów, które silą się na siarczystość, a mają posmak czerstwego chleba. Sala kinowa reagowała tak, jakby to była kolejna Planeta Singli, a nie thriller polityczny. I w tym właśnie tkwi największa porażka filmu: zamiast napięcia i intrygi, dostajemy pustkę – bohaterów, akcję i temat, które powinny elektryzować, a w praktyce ślizgają się po powierzchni, pozostawiając widza całkowicie obojętnego.

4,0
Kilka błyskotliwych ujęć i efektownych scen nie rekompensuje dwóch godzin dojmującej nudy. Jedliśmy już ten kotlet i kiedyś smakował zdecydowanie lepiej.
Plusy
  • Linda przyciąga uwagę i nadaje filmowi element ekranowej mocy, nawet w zmęczonej i znudzonej roli
  • Niektóre kadry są naprawdę efektowne, ale nie rekompensują dwóch godzin nudy
Minusy
  • Nuda i brak jakigokolwiek napięcia - to jest polityczny thriller?
  • Historia jest przewidywalna, motywacje bohaterów niejasne, a finał nie daje tego, co dać powinien
  • Opowieść jest ciasna, a efektowne ujęcia nie rekompensują tej pustki
  • Film zakłada, że widz automatycznie zrozumie znaczenie Jana Pawła II, nie dając żadnego kontekstu
  • Dialogi są czerstwe i wprowadzają chybiony humor
Komentarze
6
Cani
Gość
06/10/2025 12:32

Panie Piwoński widzę że nie zna się Pan na tego typu filmach Linde można porównać np do Roberta de Niro ale nie do Di Caprio który grał w romantycznej historii Tytanica w takich filmach najważniejszy jest klimat a nie idealnie precyzyjny scenariusz ja oglądając 2 min traillera mam ochotę iść w tej chwili do kina i obejrzeć w całości ten film rozumiem że każdy ma swój gust i własne spojrzenie ale widać że Pan nie rozumie tego typu filmów swoją drogą szkoda że żaden nasz reżyser nie wpadł na pomysł żeby zrobić komedię z Lindą np w stylu Poznaj moich rodziców z Robertem de Niro gdzie doskonale się sprawdził w roli komediowej 

Valdi
Gość
06/10/2025 11:34

Może film nie jest 5* ale w porównaniu z polskim kinem sensacyjnym ostatnich lat i tak wydaje się być w czołówce. W porównaniu do schematycznych filmów Vegi.

beetleman1234
Gramowicz
06/10/2025 10:02

"Kotlet z psa zmielony razem z budą" - poszedłbym na film o takiej nazwie :D




Trwa Wczytywanie