Wiedźmin: Syreny z głębin – recenzja filmu. Alternatywna rzeczywistość

Radosław Krajewski
2025/02/11 09:00
4
0

Oczekiwany animowany film z serii Wiedźmin zadebiutował na Netflixie. Oceniamy, czy to produkcja godna Zmory Wilka.

Kung Fu z Kaer Morhen

Chociaż już po drugim sezonie Wiedźmina pojawiło się sporo głosów rozczarowania serialem Netflixa, to platforma nie zamierzała rezygnować ze swojego planu stworzenia własnego uniwersum skupionego wokół łowców potworów. Oprócz aktorskiego prequela i spin-offu, w przygotowaniu znajdowały się również animowane produkcje. Wydany w 2021 roku Wiedźmin: Zmora Wilka okazał się przyjemną historią o młodości Vesemira, która nigdy nie została opisana przez Andrzeja Sapkowskiego. Twórcy mogli popisać się kreatywnością i stworzyć swoją własną opowieść, bez bycia uwiązanym literackim pierwowzorem. Wyszło to z pozytywnym skutkiem, dlatego zaskakująca była decyzja o opracowaniu pełnometrażowego filmu na podstawie jednego z wiedźmińskich opowiadań. Tym bardziej że Trochę poświęcenia ze zbioru Miecz przeznaczenia nie ma w sobie wiele akcji, za to kluczowe są dwa główne wątki miłosne. Chociaż animacja debiutuje w okresie przedwalentykowym, to nie liczcie na to, że będzie to udana propozycja do obejrzenia w dniu zakochanych.

Wiedźmin: Syreny z głębin
Wiedźmin: Syreny z głębin

Podobnie jak w literackim oryginale Geralt wraz z Jaskrem przybywają do Bremervoord, gdzie łowca potworów zostaje wynajęty do rozwiązania problemu mordowanych poławiaczy pereł. Na wielkim przyjęciu wiedźmin poznaje uroczą Essi Daven, bardkę i przyjaciółkę Jaskra, która jest największą atrakcją iście królewskiego wydarzenia. Geralt wplątuje się w niebezpieczną intrygę, w której w grę wchodzą losy dwóch królestw, wspomnianego Bremervoord oraz podwodnego królestwa. Książę Agloval zakochał się bowiem w syreniej księżniczce Sh'eenaz, ale żadne z nich nie chce zrezygnować z obecnego życia. Dla nietypowej pary to również szansa, aby zjednoczyć oba królestwa, aby żyły w pokoju i harmonii. Jednak innego zdania jest król Usveldt, który pragnie rozwiązać swoje problemy poprzez wojnę. Wiedźmin musi ruszyć do akcji, samemu mierząc się z licznymi rozterkami, w tym rozstaniem z Yennefer.

Opowiadanie Trochę poświęcenia jest dosyć krótkie, a jak wcześniej wspomniałem, niewiele w nim właściwej akcji, więc twórcy Wiedźmina: Syren z głębin musieli odpowiednio rozbudować historię. Problem w tym, że praktycznie napisali ją na nowo, jedynie korzystając z opisanych przez Andrzeja Sapkowskiego motywów. Zapomnijcie więc o mniej lub bardziej wiernej ekranizacji, gdyż dostajemy opowieść, która spokojnie mogłaby stać się wiedźmińskim odpowiednikiem Marvelowego serialu A gdyby…?, gdzie poznajemy alternatywne wersje superbohaterów. Gdy podejdziecie do tego właśnie w taki sposób, a nie licząc na powtórzenie głębi, przenikliwości i atrakcyjności z utworu Sapkowskiego, to możecie się całkiem dobrze bawić. Z drugiej jednak strony to wciąż produkcja z Wiedźminem w tytule, więc pewnych oczekiwań nie można przeskoczyć, a niestety Syreny z głębin ich nie spełniają.

Twórcy nawet nie próbowali budować tej historii na fundamentach z opowiadania, więc otwarcie zgodne jest z duchem Marvelizacji kina, więc film musi rozpocząć się od efektownej sceny akcji. I tu pojawia się pierwszy poważny zgrzyt, który z kolei ma swoje korzenie w anime. Wiedźmin: Syreny z głębin korzysta ze stylistyki japońskich animacji, nie tylko pod względem oprawy wizualnej, ale również narracji, czy prezentowania walki. Nie zdziwcie się więc, że Geralt wykonuje tu bardziej złożone, przekraczające prawa fizyki akrobacje niż zwykłe piruety, czy uniki. W nowej produkcji Netflixa bohater zyskuje zupełnie nowe moce, które pozwalają mu odbijać się od pochylonych ścian skalnych, czy nawet przeciwników, niczym w filmach wuxia. Apogeum tego dostajemy w finałowej bitwie, w której białowłosy nie tylko odbija się na kilka metrów w górę, ale również potrafi zmienić pozycję swojego ciała w locie.

Wiedźmin: Syreny z głębin
Wiedźmin: Syreny z głębin

Nie mówiąc już o swobodnej walce pod wodą, chociaż w samym opowiadaniu wyraźnie jest zaznaczone, że nie jest to środowisko odpowiednie dla wiedźmina. Można obronić to tezą, że to anime, które rządzi się swoimi prawami, ale świat Andrzeja Sapkowskiego ma swoje własne zasady, które nie powinny być przekraczane, aby nie zagubić swojej esencji i tożsamości. Niestety twórcy Netflixowego Wiedźmina nie potrafią zrozumieć tej reguły, przez co sceny akcji w Syrenach z głębin potrafią pozytywnie zaskoczyć i nacieszyć oko, ale nie ma to nic wspólnego z przygodami Geralta, jakie znamy z książek, czy nawet gier CD Projekt RED. To czysta fantazja twórców filmu, w której równie dobrze mógłby zostać postawiony zupełnie innych bohater, a produkcja nic by na tym nie straciła.

Mała Syrenka

Rozczarowuje również sama historia, która jest prostą opowieścią o żądzy władzy, ksenofobii i zemście. Zamiast historii nieszczęśliwej miłości otrzymujemy przede wszystkim fabułę koncentrującą się na rozwiązaniu wielkiego konfliktu dwóch królestw. Mamy tu więc naleciałości zarówno z Aquamana, jak i Małej Syrenki, z której zresztą Sapkowski inspirował się przy pisaniu opowiadania. Jednak Wiedźmin: Syreny z głębin, podobnie jak Arielka, nie ma własnego głosu i powiela wiele schematów podobnych opowieści, kompletnie mijając się z przesłaniem oryginału. Chociaż zakończenie jest bardzo podobne, to jednak wprowadzone zmiany psują całą historię, szczególnie u samego Geralta, który z jednej strony tęskni do Yennefer, ale z drugiej próbuje oprzeć się urokowi atrakcyjnej Essi, która wyraźnie zakochana jest nie tyle w samym wiedźminie, co jego słynnych dokonaniach. Był tu potencjał na ciekawy konflikt miłosny, ale przez nadmiar wątków i skupienie się na niewłaściwych historiach film całkowicie zatraca to, co było w opowiadaniu najważniejsze pod względem rozwoju Geralta.

Wiedźmin: Syreny z głębin
Wiedźmin: Syreny z głębin

GramTV przedstawia:

Sama Essi wypada całkiem nieźle, ale w tej postaci również poczyniono wiele zmian, które niekoniecznie wyszły tej bohaterce na dobre. Jej rodzinny wątek wypada blado i staje się niepotrzebną „zapchajdziurą”, jakby twórcy nie mieli pomysłu, jak rozszerzyć historię trubadurki. A przecież mieli pod ręką Jaskra, z którym Essi powinna tworzyć relacje zbliżone do rodzeństwa, ale w Syrenach z głębin postanowiono inaczej. Zresztą postać Jaskra również została zmarnowana i nie przypomina on tego samego barda, którego doskonale znamy. Szczególnie w momencie, gdy w wielkiej finałowej bitwie podnosi miecz i sam staje do walki z przeciwnikami. Ten, kto to wymyślił, nie powinien nigdy więcej pracować przy żadnej wiedźmińskiej produkcji.

Najnowsza animacja o Geralcie wydaje się prezentować gorzej od wydanej prawie cztery lata temu Zmory Wilka. W prequelu o Vesemirze mieliśmy o wiele więcej widowiskowych scen, nie tylko podczas walki, ale również monumentalnych lokacji. W Syrenach z głębin tego brakuje i film wydaje się miejscami bardzo tani. Zdecydowanie nie jest to animacja z najwyższej półki, ale nawet taki Niezwyciężony od Amazona potrafi pokazać, że nawet przeciętna animacja nie wpływa na jakość produkcji. Jednak nowy Wiedźmin oferuje za mało wizualnie, aby pamiętać jakikolwiek kadr z tego filmu, nie wspominając już o całej scenie.

Muszę wspomnieć także o polskim dubbingu, który pozostawia po sobie ambiwalentne odczucia. Z jednej strony niesamowicie cieszy ponowne usłyszenie głosu Jacka Rozenka, który powraca po ciężkiej chorobie, aby ponownie wcielić się w Geralta. Niestety słychać, że nie jest to dokładnie ten sam głos, ale nadal na tyle zbliżony, że niejedną osobę może przyprawić o przyjemne uczucie nostalgii. Jednak kwestia nieco innego głosu może być powiązana z samą reżyserią polskiego dubbingu, która nie stoi na wysokim poziomie. Reszta głosów jest kiepska, lub co najwyżej poprawna, a najgorzej z nich wypada Marcin Franc jako Jaskier, który w żaden sposób nie brzmi jak bard. Jeżeli polubiliście tę wersję postaci w wykonaniu Joey’a Batey’ego, w oryginalnej ścieżce dźwiękowej to właśnie ten aktor podkłada głos Jaskrowi. Usłyszymy również Anyę Chalotrę jako Yennefer.

Wiedźmin: Syreny z głębin niestety udowadnia, że obecna seria o Wiedźminie powinna zostać jak najszybciej zakończona. Netflix ma w rękach potężną markę, która w najbliższych latach, za sprawą Wiedźmina 4 i remake’u pierwszej części gry, zostanie jeszcze bardziej wzmocniona w świadomości odbiorców. Będzie to więc dobry czas, aby ponownie ruszyć z ekranizacją tej serii i spróbować na nowo stworzyć filmowo-serialowe uniwersum. Syreny z głębin uwydatniają wszystkie największe problemy obecnej netflixowej franczyzy, w której największym grzechem jest brak zrozumienia fenomenu dzieła Andrzeja Sapkowskiego i niepotrzebne wymyślanie tych historii na nowo. Głos Jacka Rozenka, to wyraźnie za mało, aby móc polecić tę produkcję.

3,0
Już nawet animacje z wiedźmińskiego świata rozczarowują. Niestety nie jest to poziom Zmory Wilka.
Plusy
  • Jacek Rozenek powrócił jako głos Geralta
  • Postać Essi Daven ma swoje pozytywne momenty
  • Sceny akcji bywają widowiskowe…
Minusy
  • …ale aż za bardzo, przez co wygląda na to, że Geralt nauczył się kung fu i przerzucił się na występowanie w produkcjach rodem z wuxia
  • Nadmiar scen akcji, które mijają się z esencją historii
  • Za dużo drastycznych zmian względem literackiego pierwowzoru
  • Kiepskie miłosne wątki i chybione zakończenie
  • Mało angażująca i efektowna finałowa bitwa
  • Postać Jaskra i zmarnowana jego relacja z Essi
  • Polski dubbing nie brzmi za dobrze
Komentarze
4
MisticGohan_MODED
Gramowicz
16/02/2025 01:57

Film średni, ale ujdzie w tłumie.

FromSky
Gramowicz
11/02/2025 15:19

Trzeba było dać studiu od anime swobodę twórczą jak przy Cyberpunk Edgerunners to wyszła lepsza historia niż w grze bo nie musieli na siłę upychać Keanu i motywów z Jonny Mnemonicka

wolff01
Gramowicz
11/02/2025 11:03

Ale tak serio, czego się spodziewaliście już po samej zapowiedzi? Od początku było widać że będzie to sieczka. Szczerze mówiąc liczyłem na przyjemną zapchaj dziurę jak Zmora Wilka (wciąż uważam ze to najlepsze co Netflix wypuścił w ramach franczyzy), ale z drugiej strony stwierdziłem że Netflixowy Wiedźmin tak bardzo mi zobojętniał iż już nawet nie chce mi się dawać temu szansy...




Trwa Wczytywanie