Vivat Slovakia – recenzja. To nawet nie jest GTA w domu

Adam "Harpen" Berlik
2025/07/15 14:00
4
1

Katastrofa, ale z naprawdę dobrym klimatem à la Grand Theft Auto IV.

Długo zwlekałem z napisaniem tej recenzji po przejściu Vivat Slovakia, bo tak naprawdę nie wiedziałem, co sądzić o tej grze. Wypisanie wszystkich minusów i zakończenie tekstu oceną 1/10 to w zasadzie żaden problem. Ale podchodząc do sprawy uczciwie, trzeba przyznać, że pomimo licznych niedoskonałości recenzowana gra autorstwa studia Team Vivat ma coś, co paradoksalnie sprawia, że wycieczka do Bratysławy z lat 90. ubiegłego stulecia nie była aż takim koszmarem, jak mogłoby się wydawać.

Vivat Slovakia – recenzja. To nawet nie jest GTA w domu Vivat Slovakia

Milan, Bratysława i VHS – to nie żart

Bazująca na prawdziwych wydarzeniach opowieść przedstawiona w Vivat Slovakia traktuje o losach Milana (tak, bohater ma na imię Milan, naprawdę), działającego pod przykrywką tajnego agenta, który na co dzień pracuje jako taksówkarz w postkomunistycznej Słowacji, niedługo po tym, jak doszło do rozbratu tego państwa z dzisiejszymi Czechami. Historia nie jest jakoś szczególnie pasjonująca, tym bardziej że poznajemy ją głównie albo oglądając kiepsko wyreżyserowane przerywniki filmowe z dziwnym filtrem VHS (choć doceniam sam pomysł), albo też zapoznając się ze szczegółowymi informacjami na temat wydarzeń poprzez czytanie wielkich ścian tekstu, które pojawiają się po zakończeniu wybranych misji.

Vivat Slovakia to oczywiście gra akcji z perspektywy trzeciej osoby w otwartym świecie, ale w żadnym razie nie pretenduje ona do tego, by stanowić konkurencję dla kultowego Grand Theft Auto czy innych sandboksów. To projekt na znacznie mniejszą skalę, od niewielkiego studia, któremu nie można odmówić pasji – szkoda, że nie dysponowali odpowiednimi umiejętnościami czy budżetem, by móc lepiej zrealizować swoje pomysły. Na ukończenie całości poświęciłem niespełna 10 godzin, przechodząc wszystkie zadania główne oraz sprawdzając aktywności poboczne. Niektóre etapy musiałem powtarzać kilkukrotnie z powodu rozmaitych błędów, o których zresztą przeczytacie w dalszej części recenzji.

Vivat Slovakia
Vivat Slovakia

Misja: jedź, oglądaj, zapomnij

GTA IV to jedna z moich ulubionych części serii i po dziś dzień szanuję Rockstar Games za odwagę (taka kompletna zmiana klimatu względem poprzednich części to było przecież ogromne ryzyko!), dlatego też klimat obecny w Vivat Slovakia niewątpliwie przypadł mi do gustu. Szkoda jednak, że gra sama w sobie jest zwyczajnie… nudna. Sporo tu jeżdżenia od punktu A do punktu B tylko po to, by obejrzeć krótki filmik. Nie ma tu w zasadzie żadnej naprawdę ciekawej misji, a spora część kampanii opiera się w istocie na podróżowaniu po wirtualnym świecie. O ile w przypadku misji stricte taksówkarskich, inspirowanych zapewne początkowym fragmentem pierwszej Mafii, jest to jak najbardziej zrozumiałe, o tyle później – już niekoniecznie.

Strzelaniny? Lepiej nie

W trakcie rozgrywki Vivat Slovakia zaledwie dwukrotnie oferuje dłuższe (i z tego co pamiętam – jedyne) fragmenty pozwalające na wymianę ognia z przeciwnikami. Na szczęście, bo system strzelania jest po prostu koszmarny. Wrogowie strzelają przez ściany, zadają duże obrażenia, a bronie mają masakrycznie duży odrzut. Do tego stopnia, że przez większość czasu warto korzystać jedynie z podstawowego pistoletu. Dopiero w jednym z końcowych etapów, gdzie walczymy z klonami Milana (wybaczcie jakiś tam spoiler, i tak nie będziecie w to grać), musiałem sięgnąć po coś mocniejszego.

Vivat Slovakia
Vivat Slovakia

A tak to musimy kogoś śledzić, starając się nie zwrócić na siebie uwagi (o czym informuje nas charakterystyczny pasek znajdujący się w górnej części ekranu), a to bierzemy udział w pościgu (ten sam pasek, ale zapełniamy go, próbując dogonić pewnego jegomościa), albo jeszcze (również z wykorzystaniem owego paska) spróbujemy dostarczyć towar we wskazane miejsce. Do tego dochodzi zadanie wymagające podsłuchiwania pewnego delikwenta z dalszej odległości, poprzez wykorzystywanie specjalistycznego sprzętu. Vivat Slovakia oferuje ponadto napad na bank, w trakcie którego nie zabraknie sekwencji skradankowych, obecnych także w jeszcze innym etapie. Gdzieś tam między tym wszystkim zagramy sobie w piłkarzyki, obstawimy wyścigi konne, obserwując zmagania tych zwierząt, a także udamy się do lunaparku, gdzie zasiądziemy za kierownicą… samochodzików zderzakowych.

Słowacja? Raczej… Bugosłowacja

A właśnie, model jazdy – ten zaproponowany w Vivat Slovakia jest w sumie całkiem przyjemny, ale pojazdy często ulegają zniszczeniu (i wybuchają) w naprawdę dziwnych miejscach (można mieć flashbacki z Grand Theft Auto III). Początkowo dysponujemy jedynie zielonym autkiem widocznym na dołączonych zrzutach ekranowych, lecz w pewnym momencie gra informuje nas o tym, że dysponujemy odpowiednimi funduszami na zakup lepszego pojazdu. Udajemy się zatem we wskazane miejsce, kupujemy auto, przejeżdżamy nim kilka misji, po czym… gra w sumie zapomina o naszym nowym nabytku i w miejscu, gdzie stoi przypisany do Milana samochód, znowu pojawia się ten pierwszy.

Vivat Slovakia
Vivat Slovakia

GramTV przedstawia:

Opisana powyżej sytuacja nie należy do szczególnie irytujących. Tym bardziej że w Vivat Slovakia są poważniejsze błędy. Nie zliczę, ile razy kierowana przeze mnie postać zapadła się pod ziemię (dosłownie). Okazało się wówczas, że pod jezdnią w Bratysławie jest woda, o czym świadczył nie tylko widok tekstur, ale także odpowiedni dźwięk (tak, tak, nie obyło się bez charakterystycznego „chlup!”). Innym razem z kolei gra nie zapisała osiągniętych postępów, pomimo widocznej informacji na ekranie o obecności punktu kontrolnego. Kiedy następnego dnia uruchomiłem tytuł ponownie, musiałem powtarzać znaczny fragment zabawy. A raczej „zabawy”. Bo z checkpointami jest jeszcze jeden problem. Nie raz i nie dwa doszło do sytuacji, w której po wczytaniu punktu kontrolnego mój pojazd albo zrespił się kołami do góry, albo na boku. Nie mogłem wybrać innego, bo gra nie pozwoliłaby mi aktywować cutscenki po dojechaniu na miejsce.

Z podróżowaniem po Bratysławie jest jeszcze jedna ciekawa sprawa. A mianowicie – mapa świata. Albo ja czegoś nie rozumiem, albo w Vivat Slovakia nie możemy wybierać miejsca docelowego tak, by ustawić nawigację. Musimy – niczym w przywołanej już Mafii sprzed ponad dwóch dekad – regularnie sprawdzać mapę świata, by zorientować się, czy jedziemy w odpowiednim kierunku. Trochę taki oldschool, jednak bardziej irytująca niż nostalgiczna mechanika.

Vivat Slovakia

Vivat Slovakia to gra, w której niski budżet widać na każdym kroku. W jednej misji przedzieramy się przez kolejne piętra budynku, eliminując napotkanych przeciwników. Problem w tym, że na każdej kondygnacji pojawiają się dosłownie ci sami wrogowie. Przechadzający się po ulicach mieszkańcy sprawiają wrażenie, jakby w Bratysławie za przyrost naturalny odpowiadało raptem kilka kobiet. Do tego nieustannie widzimy (albo i nie, bo znikają na naszych oczach) identyczne samochody czy tramwaje. Aha, i dlaczego niemalże wszyscy po drodze machają wielkimi teczkami?!

Oprawa wizualna Vivat Slovakia jaka jest, każdy widzi – przestarzała i nieprzyjemna dla oka. Jeśli zaś chodzi o udźwiękowienie, to wspomniane już pukawki brzmią tak, jakby ktoś trzymał je w kartonie podczas nagrywania. Z kolei odgłosy samochodów – tutaj nie można się do niczego przyczepić. Inna sprawa to natomiast muzyka, bo pod tym względem recenzowany tytuł wypada naprawdę przyzwoicie. Utwory dobrano w taki sposób, by umilić nam podróże po Bratysławie, a ci, którzy preferują słowiańskie klimaty, poczują się w Vivat Slovakia jak w domu. Tak – muzyki chce się tutaj słuchać tak, jak w GTA.

Vivat Slovakia

Vivat Slovakia testowałem na komputerze Actina wyposażonym w procesor Intel Core i5-14600KF 3,50 GHz, 32 GB RAM i kartę graficzną AMD Radeon RX 7800 XT 16 GB VRAM z monitorem 4K i odświeżaniem na poziomie 144 Hz. O komfortowej rozgrywce w rozdzielczości 3840 na 2160 pikseli absolutnie nie było mowy, ale po zmianie ustawień jakości na 1080p przy zachowaniu wysokich detali gra wyświetlała… No właśnie. I tu jest problem, bo FPS-ów niekiedy było 50, innym razem grubo ponad 100 i zwykle te zmienne wartości nie wynikały z tego, co aktualnie dzieje się na ekranie. Gra mogła dobrze działać w trakcie wymiany ognia, by potem podczas jazdy zaoferować spadek płynności. Albo na odwrót. Zauważyłem też, że podczas dłuższych sesji z czasem zaczynała działać mniej stabilnie, choć ani razu nie wywaliła się do pulpitu. Warto wspomnieć także o trwających zdecydowanie za długo (nawet po kilkadziesiąt sekund) ekranach wczytywania.

To nie jest bratysławski sen

Klimat to za mało, aby polecić komukolwiek Vivat Slovakia. To gra pod każdym względem nudna i brzydka. Taka, która nie powinna nigdy ujrzeć światła dziennego. W zasadzie nie trzeba chyba nic więcej dodawać. Nie grajcie w to.

2,0
Vivat? Raczej nie...
Plusy
  • klimat
  • muzyka
Minusy
  • wszystko inne
Komentarze
4
daanoo
Gość
25/07/2025 06:27

Jestem Słowakiem i jeszcze gorszą grę nie grałem. Słowacja jest na wstyd.

FromSky
Gramowicz
16/07/2025 13:56

Ta gra zebrała kiedyś 60tyś euro na kickstarterze a chcieli tylko 10tyś, co świadczy o głebokim byciu indie i ogromnym głodzie Słowaków na własną grę, bo jednym z ważniejszych ficzerów był słowacki dubing ze znanymi aktorami

wolff01
Gramowicz
16/07/2025 08:39

Kiedyś w gazetach o grach była specjalna sekcja na takie gnioty... autorowi się chyba nostalgia włączyła że się tak katuje xD




Trwa Wczytywanie