Tomb Raider: Legenda Lary Croft, sezon 2 - recenzja. Lala Klops

Jakub Piwoński
2025/12/14 09:00
1
0

Żadna tam legenda, a netfliksowa zapchajdziura. Drugi sezon ma być już ostatnim i to chyba dobra wiadomość dla fanów. A co na to Amazon?

Drugi sezon animowanego Tomb Raidera debiutuje w momencie, który z punktu widzenia marki mógłby być niemal podręcznikowy. Na TGA zapowiedziano nowe gry, a Amazon coraz odważniej podkręca atmosferę wokół aktorskiego serialu z Sophie Turner. Netflix dokłada własną cegiełkę, wypuszczając kolejną odsłonę Legendy Lary Croft. Trudno nie odnieść wrażenia, że to element większej układanki marketingowej, próba zbijania kapitału na bohaterce popkultury. Problem w tym, że już na starcie widać brak wiary platformy we własny produkt – skromna kampania promocyjna i decyzja o zakończeniu serialu na drugim sezonie mówią więcej niż oficjalne komunikaty.

Tomb Raider: Legenda Lary Croft
Tomb Raider: Legenda Lary Croft

Wszystko wszędzie naraz

Fabularnie nowa odsłona wyraźnie zmienia akcenty. Z klasycznej przygodowej narracji coraz śmielej wyłania się fantastyczna estetyka podszyta proekologicznym i antykolonialnym przesłaniem. Centralnym punktem historii staje się organizacja Pithos, samozwańczy strażnik globalnego porządku, korzystający z nowoczesnych technologii i artefaktów o niemal mitycznej mocy. Lara, kuszona obietnicą finansowania badań, wchodzi w ten układ, choć od początku towarzyszy jej niepokój. Punktem zapalnym jest afrykańska maska – przedmiot o sile niemal kamienia filozoficznego, dający niezwykłe zdolności i, jak łatwo się domyślić, sprowadzający na świat więcej chaosu niż dobra. To motyw znany, wielokrotnie przeżuty przez popkulturę, i serial nie próbuje nawet udawać, że ma na niego świeży pomysł.

Co ważne, twórcy nie zdołali uniknąć logicznej pułapki. Lara decyduje się wykradać z muzeum artefakt… który sama w nim wcześniej umieściła. Wszystko po to, by oddać go w ręce kobiety, którą od początku podejrzewa o niecne zamiary. Ten zabieg, zamiast budować napięcie, wprowadza niezamierzony chaos i podważa powagę historii.

Tomb Raider: Legenda Lary Croft
Tomb Raider: Legenda Lary Croft

Licha ta legenda

Paradoksalnie jednak Legenda Lary Croft ogląda się zaskakująco lekko. To doświadczenie dynamiczne, niemal bezbolesne – nie ma tu dłużyzn, narracja pędzi, lokacje zmieniają się jak slajdy w prezentacji. Tyle że im szybciej, tym gorzej. Akcja zbyt często skręca w stronę absurdu, a kolejne zagrożenia przestają cokolwiek znaczyć. Fantastyczne elementy, które w grach Tomb Raider były jedynie przyprawą, tutaj stają się daniem głównym, odbierając historii ciężar i poczucie stawki. Za łatwo tu może wydarzyć się dosłownie wszystko. To nie jest opowieść o odkrywaniu tajemnic, lecz o eskalowaniu fajerwerków.

GramTV przedstawia:

Na osobny akapit zasługuje wątek kolonializmu i uprzywilejowania białego bohatera, z którym serial próbuje się rozliczyć. Bo serial duchowo koresponduje z… Czarną Panterą. Afrykańska maska nie jest tu tylko fabularnym pretekstem, lecz symbolem kulturowego zawłaszczenia i historii pisanej z perspektywy Zachodu. Legenda Lary Croft w drugiej odsłonie idealnie wpisuje się w nurt produkcji określanych – często złośliwie – mianem „woke”: silna obecność kobiet po stronie twórczej, wyraźne akcentowanie nierówności i krytyka mitu białego odkrywcy. To jeden z ciekawszych elementów serialu, choć pozostaje raczej tłem niż osią narracyjną, sygnałem ambicji, które nie do końca zostają wykorzystane. To raczej oskarżenia rzucone na wiatr, w celu wywołania szumu, a nie realnej dyskusji.

Tomb Raider: Legenda Lary Croft
Tomb Raider: Legenda Lary Croft

Fantastyka wychodzi drzwiami i oknami

Równie wyraźna jest zmiana w sposobie przedstawiania samej Lary. Bohaterka została całkowicie odarta z seksualnej aury, która przez lata była integralną częścią jej popkulturowego mitu. Dorastałem przy Tomb Raiderze i nie zamierzam udawać, że ten aspekt nigdy nie istniał – był eksploatowany bez cienia subtelności. Rozumiem decyzję o odejściu od tamtego wizerunku, ale mam wrażenie, że wahadło wychyliło się zbyt daleko, a zaczął to reboot gier. Lara jest kompetentna, opanowana, poprawna w każdym calu, lecz brakuje jej magnetyzmu i pazura, a co za tym idzie, seksapilu. Oliwy do tego żaru (albo jego braku) dolewa tu skomplikowana i niejednoznaczna relacja z Sam Nishimurą, emocjonalnie ważna i pełna niedopowiedzeń, która jednocześnie jeszcze bardziej czyni z Lary kogoś innego, niż znaliśmy.

I właśnie w tym miejscu Legenda Lary Croft najbardziej rozczarowuje. To serial, który chce być pomostem między rebootową trylogią a nowym etapem marki, a jednocześnie nie potrafi zbudować poczucia, że obcuje się z historią o legendzie. Jakby stosowanie tej nomenklatury było tylko marketingowym zabiegiem, a nie chęcią stworzenia animowanego pomnika. Drugi sezon jeszcze śmielej nurkuje w fantastykę, gubi archeologiczną ciekawość i zastępuje ją wydarzeniami, które bardziej przypominają sny na jawie. Jest to efektowne, ale pozbawione ciężaru. Twórcy próbują zakończyć tę przygodę z rozmachem, lecz wciąż ma się wrażenie, że nie do końca rozumieją, dlaczego Lara Croft była kiedyś tak fascynująca. Pozostaje więc zamknąć ten rozdział i czekać, czy Amazonowi uda się przywrócić jej to, czego Netflixowi zabrakło: prawdziwą aurę przygody. Choć szczerze mówiąc i w tym wypadku jestem pełen obaw.

Na koniec pozostaje wrażenie, którego nie da się zbyć wzruszeniem ramion – to ono najlepiej tłumaczy ocenę 5/10. To nie jest przygoda, która zostawia ślad; brakuje tu ciszy między scenami, w której rodzi się ciekawość, i tej ekscytacji odkrywaniem, która zawsze była fundamentem Tomb Raidera. Netflixowa Lara przechodzi przez kolejne wydarzenia dynamicznie, barwnie, chwilami absurdalnie, ale pozbawiona realnych konsekwencji. Warto też zauważyć, że twórcom słabo wychodzą momenty, w których mogliby ujawnić swoje poczucie humoru. To wiele mówi o produkcji, która mizdrzy się efektownością, a jednocześnie jest mało naturalna i nieprzekonująca. I może właśnie dlatego serial rozczarowuje najmocniej nie tym, czym jest, lecz tym, czym mógłby być. Jako pomost między grami spełnia swoje zadanie formalnie, a jako „legenda” – nie unosi się nawet na chwilę ponad przeciętność.

5,0
Drugi sezon animowanego Tomb Raidera to dalej produkt pozbawiony magii i charakteru, które zawsze definiowały Larę Croft.
Plusy
  • Dynamiczna, szybka akcja – serial nie nuży
  • Efektowna animacja, żywe kolory i wizualna atrakcyjność
  • Próba poruszenia wątków kolonializmu
Minusy
  • Absurdalne momenty w akcji i przerysowane fantastyczne elementy
  • Lara jest odarta z charyzmy i magnetyzmu – trudno się z nią emocjonalnie związać
  • Humor twórców słabo wychodzi, serial jest mało naturalny
Komentarze
1
dariuszp
Gramowicz
Dzisiaj 09:17

Zero zaskoczenia, już pierwszy sezon z tego co pamiętam był kontrowersyjny. Ot kolejna produkcja przez aktywistów dla aktywistów i psychicznie chorych.