Oczekiwany prequel filmowej serii To nareszcie zadebiutował na HBO Max. Oceniamy, czy to udana adaptacja świata stworzonego przez Stephena Kinga.
Złe miasteczko
Warner Bros. po fuzji z Discovery zapowiedziało, że będzie tworzyć nowe produkcje oparte na swoich popularnych seriach. Największymi filarami korporacji miało być nowe superbohaterskie uniwersum DC, a także Harry Potter i Władca Pierścieni. Studio zamierzało jednak wykorzystać swoje mniej znane i rozbudowane franczyzy, a jedną z nich była filmowa seria To w reżyserii Andy’ego Muschiettiego. Obie produkcje stały się kinowymi hitami, nawet pomimo o wiele gorszych ocen drugiej części, co też przełożyło się na spory spadek wpływów, ale wciąż na tyle duży, że Warner Bros. chętnie kontynuowałoby historię demonicznego klauna. Wytwórnia dała więc zielone światło dla serialowego prequela, który miał stać się jedną z najważniejszych pozycji w katalogu HBO Max, obok seriali z DC, czy nowych produkcji sygnowanych marką Gra o Tron. Realizacja projektu trwała jednak bardzo długo i kilka lat po oficjalnej zapowiedzi, To: Witajcie w Derry nareszcie debiutuje na platformie. Czy to udany prequel, który zadowoli nie tylko fanów filmowej serii? Tak, chociaż znalazło się kilka irytujących mankamentów, przez które wielu widzów już na początku historii może zrezygnować z dalszego oglądania.
To: Witajcie w Derry
Serial otwiera się sugestywną i przerażającą sceną z udziałem młodego Matty’ego Clements (Miles Ekhardt), która dobitnie udowadnia, że To: Witajcie w Derry, podobnie jak filmowe odpowiedniki, będzie stawiać na psychologiczną grozę i budowanie napięcie, a nie tylko efektowne jump scare’y. Dzięki takim momentom serial zaznacza swoją tożsamość i zarazem przynależność do dochodowej serii. Historia prowadzi równolegle dwie dwa wątki, a pierwszy z nich skupia się na dzieciach, które tworzą młodą wersję Klubu frajetów. Wśród nich znajduje się Will Hanlon (Blake Cameron James), przyszły ojciec Mike’a, który po przeprowadzce do Derry szybko zyskuje grupę przyjaciół, z którymi doświadcza przerażających zjawisk. Twórcy zaskakują oryginalnym podejściem do znanych postaci, wprowadzając bohaterów, którzy choć przypominają swoje starsze wersje, wnoszą nowe, ciekawe wątki psychologiczne i traumatyczne przeżycia, nadając opowieści potrzebnej świeżość.
Druga wątek skupia się na dorosłych bohaterach, głównie na rodzinie Hanlonów i ich kontakcie z lokalną bazą wojskową. Leroy (Jovan Adepo) i Charlotte (Taylour Paige) mierzą się z konfliktami nie tylko zawodowymi, ale również na tle rasowym, tym samym serialowe To konsekwentnie buduje historyczne i społeczne tło, aby jeszcze mocniej osadzić historię w znanym nam świecie. Wprowadzenie Dicka Halloranna (Chris Chalk) w roli młodego żołnierza z „darem” jest strzałem w dziesiątkę. Jego postać pozwala na subtelne powiązania z innymi historiami Kinga i wnosi dodatkową tajemniczość oraz napięcie.
To: Witajcie w Derry
Serial świetnie sobie radzi z pokazaniem miasteczka jako miejsca, w którym zło jest wszechobecne, a mieszkańcy często pozostają obojętni wobec tragedii dzieci. Produkcja z dbałością odtwarza estetykę lat 60. I zarówno scenografia, kostiumy, czy precyzyjne odwzorowanie Derry tworzą unikalny klimat. Twórcom udało się również zachować klaustrofobię Derry znaną z pierwszego filmu, gdzie przestrzeń miasteczka jest jednocześnie przytulna i bezpieczna, ale i pełna ciemnych zakamarków, w których może czaić się Pennywise. Ten kontrast jeszcze bardziej potęguje horror, jaki czyha na głównych bohaterów.
Prank na klauna
Tym samym To: Witajcie w Derry jest mroczną, brutalną i nieprzewidywaną produkcją. Choć niektóre sceny z wykorzystaniem efektów specjalnych pozostawiają niedosyt, większość grozy wynika z dokładnego prowadzenia napięcia, subtelnych wskazówek i poczucia wszechobecnego zagrożenia. Ograniczone pojawienia się Pennywise’a, który występuje nie tylko jako klaun, ale także w innych przerażających postaciach, podkreślają jego status jako nieuchwytnego, wszechobecnego zła. Każde spotkanie bohaterów z Pennywisem, nawet w formie wizji lub groteskowego przebrania, skutkuje unikalnym doświadczeniem grozy. Bill Skarsgård wciąż imponuje w roli tytułowego potwora, a każda jego scena, w której się pojawia, pozostaje z widzem na dłużej. Szkoda jedynie, że klauna jest tak niewiele w pierwszych odcinkach, przez co wielu widzów może być zniechęconych tak długim okresem oczekiwania na pojawienie się Pennywise’a.
To: Witajcie w Derry
GramTV przedstawia:
Dużym problemem serialu jest również wiele przegadanych momentów, w których brakuje akcji. Do tego dochodzą ekspozycyjne dialogi, które wszystko muszą tłumaczyć, szczególnie pojawiające się zagadki, które tracą na swojej tajemnicy, ale również interpretacji. Wszystko zostaje wyłożone kawa na ławę i serial nie pozostawia żadnego pola, aby widz samemu odkrywał historię Pennywise’a. Także przeskoki czasowe bywają irytujące i burzą ciągłość narracji.
Pomimo tych bolączek To: Witajcie w Derry to produkcja udana, która skutecznie łączy horror i dramat społeczny z przerażającą historią tytułowego miasteczka. Twórcy skutecznie balansują między odniesieniami do książki Kinga, własnymi nowymi wątkami oraz historycznym kontekstem, tworząc produkcję, która powinna zadowolić nie tylko fanów serii Muschiettiego, ale również miłośników powieści Stephena Kinga, a także widzów, poszukujących mocnych wrażeń.
7,5
To: Witajcie w Derry to wciągający, kreatywny i momentami przerażający prequel, który w odpowiedni sposób rozbudowuje uniwersum Kinga.
Plusy
Doskonale zbudowana atmosfera horroru
Nowi bohaterowie
Przemyślana wizualnie i estetycznie rekonstrukcja Derry lat 60.
Kreatywne wykorzystanie Pennywise’a
Brutalne i pomysłowe sceny grozy
Subtelne nawiązania do innych dzieł Stephena Kinga