The Settlers: New Allies - recenzja. Ile dałbym by zapomnieć cię…

Adam "Harpen" Berlik
2023/03/20 09:00

A mogli anulować, mogli anulować.

W ostatnich latach marka The Settlers nie ma łatwego życia i nie wynika to bynajmniej z tego, że strategie umierają, bo tak naprawdę za sprawą licznych tytułów można powiedzieć, że przeżywają one drugą młodość. Problem leży zupełnie gdzie indziej - w podejściu Ubisoftu do swojej marki, bowiem w 2014 roku ogłoszono prace nad The Settlers: Kingdoms of Anteria, czyli kolejną odsłoną cyklu, która nie przypadła do gustu fanom serii na tyle, że francuski gigant zmienił tytuł gry na Champions of Anteria. Jak nietrudno się domyślić, nie pomogło to jej w odniesieniu sukcesu.

The Settlers: New Allies - recenzja. Ile dałbym by zapomnieć cię…

Ubisoft nie złożył jednak broni, ogłaszając nowych Settlersów, którzy niedawno - po licznych opóźnieniach wynikających między innymi z tego, że najzwyczajniej w świecie fani nie byli zadowoleni z jakości produktu (opinie powstały na bazie testów przedpremierowych) - trafili do sprzedaży. Dziwi fakt, że ostatecznie francuska ekipa postanowiła oddać do naszej dyspozycji The Settlers: New Allies, anulując nie tak dawno sporą liczbę tytułów. Po kilkunastu godzinach spędzonych z recenzowanym produktem muszę przyznać, że on również powinien zostać anulowany. Ewentualnie wydawca mógłby pomyśleć o innej nazwie (albo i nie, przecież tę historię już przerabialiśmy), choć w tym wypadku ogromne zastrzeżenia budzi także model dystrybucyjny.

Od razu uspokajam…

The Settlers: New Allies nie jest ani grą mobilną, ani free-to-play. Chociaż uruchamiając główne menu po raz pierwszy nietrudno odnieść wrażenie, że Ubisoft nie dość, że udostępnił recenzowaną pozycję w cenie 249,90 złotych, to śmiał jeszcze zaimplementować w niej mikropłatności. Fakt, że opcjonalne, fakt że pozwalające wyłącznie na zakup kosmetycznych dodatków, ale jednak. Poza tym wspomniane menu również nie ma prawa się podobać, wszak ewidentnie budzi skojarzenia właśnie z tytułami adresowanymi do posiadaczy smartfonów i tabletów z systemami operacyjnymi iOS i Android. The Settlers: New Allies to jednak gra powstała wyłącznie z myślą o komputerach osobistych i konsolach Xbox One, PlayStation 4 i Switch.

GramTV przedstawia:

Być może to, o czym przeczytacie za chwilę, wynika z prostej przyczyny - The Settlers to marka nieobecna na rynku elektronicznej rozrywki przez dłuższy czas. Branża się zmieniła, gracze również, więc Ubisoft chciał zrobić wszystko, by dostosować mechanikę rozgrywki i poziom trudności do potencjalnie nowej grupy docelowej. Tyle tylko, że w takim wypadku absolutnie powinien stworzyć inną produkcję - na nowych, pełnoprawnych Settlersów i tak czekała masa ludzi, którzy wychowali się na klasycznych odsłonach cyklu. Dlaczego więc w The Allies gameplay wygląda tak, a nie inaczej?

Myślisz o Osadnikach, mówisz…

Strategia ekonomiczna! The Settlers to seria, która charakteryzuje się tym, że zdecydowana większość rozgrywki skupia się właśnie na wydobywaniu surowców i stawianiu nowych budynków, tworzeniu szlaków handlowych, zarządzaniu naszymi podopiecznymi. Początkowo wydaje się to niezbyt skomplikowane, z czasem jednak okazuje się, że mamy tutaj do czynienia z naprawdę złożonym tytułem. Ale nie w The Allies, gdzie wszystko zostało do bólu uproszczone, tak żeby przypadkiem nikt się w tym wszystkim nie pogubił. Nie ma chociażby mowy o możliwości kolejkowania budynków, musimy stawiać je pojedynczo, gdy będziemy dysponować odpowiednią liczbą surowców. Drogi musimy budować, ale nie pełnią one aż tak istotnej roli, jak wcześniej. Poza tym nie wszystkie jednostki poruszają się po wyznaczonych trasach. A jedzenie? Owszem, ma znaczenie, bo wpływa na to, jak szybko pracują nasi ludzie i w zasadzie tyle. Przykłady rozwiązań, które sprawiają, że to już nie to, co było kiedyś, można mnożyć jeszcze długo…

I tu dochodzimy do clue programu, a konkretniej do tego, że z jakiegoś powodu Ubisoft postanowił odwrócić proporcje i The Settlers: New Allies ciężko nazwać strategią ekonomiczną. Klikania tu sporo, ale myślenia niewiele. Zwłaszcza, że opracowywanie jakichkolwiek taktyk nie ma racji bytu, stawianie budynków czasem bywa bezsensowne (koło tartaku nie ma drewna? chcesz przenieść budynek? no niestety, nie ma takiej możliwości), a najważniejsza jest… jatka. Tak, tak, w nowych Settlersach chodzi głównie o to, by zrównać z ziemią jednostki przeciwnika. Może więc tutaj da się prowadzić naszych podopiecznych w jakimś szyku? Otóż nie tym razem. Powiedzmy sobie wprost: w The Settlers: New Allies najlepsza taktyka to “w kupie siła”.

Komentarze
10
MisioKGB
Gramowicz
24/03/2023 08:14

Szkoda i tak jak koledzy niżej piszą dziwi fakt, że z Anno potrafią wykrzesać coś dobrego i nie upraszczać niczego na siłę, uwielbiam 1800, tak już Settlersy od dawna podążały w zupełnie innym kierunku.

One_of_the_Many
Gramowicz
22/03/2023 09:21

Fun_g_1_2_3 napisał:

 Nie zmieni to jednak faktu, że do wystawienia własnej armii i pokonania przeciwnika potrzebna jest ciągła i sprawna linia produkcyjna. Jeśli więc zabraknie, któregoś elementu z łańcucha produkcji to jesteś stratny i to w znacznym stopniu. 

No właśnie niezupełnie. Przekonałem się o tym ponownie grając w S2. Za dzieciaka grałem defensywnie i unikałem konforntacji z wrogiem dopóki nie zbudowałem całej gospodarki i silnej armii. Ale okazuje się, że znacznie efektywniej jest po prostu jak najszybciej dotrzeć do przeciwnika i go sparaliżować 1-2 atakami z użyciem złota i żołnierzy dostępnych od początku (w kampanii), ale dotrzeć do złóż złota przed przeciwnikiem i znowu go sparaliżować 1-2 atakami. Bez rozwijania produkcji żywności i żołnierzy. I to już nie daje takiej radochy. W S4 już to mniej działa, ale tutaj znowu elementy RTS są silniejsze - można przy użyciu mniejszego oddziału zajść przeciwnika od tyłu i coś mu poniszczyć. I przy mechanice jedzenia - znowu łatwiej na szybko zacząć produkować złoto przy użyciu rybaka niż budować cały łancuch produkcyjny dla pożywienia czy magii.

W każdym razie zauważyłem, że w czasie gry budowałem bardziej dla przyjemności niż w celu osiągnięcia zwycięstwa. Gdy przestawiłem się na wygrywanie, i stałęm się w tym bardziej efektywny, gra stała się mniej przyjemna.

Fun_g_1_2_3
Gramowicz
21/03/2023 23:50
One_of_the_Many napisał:

A mi się wydaje, że to nie do końca tak jest. Myślę, że Settlersi zawsze w zamierzeniu byli strategią nastawioną na konflikt, a nie city building. Tylko, że duża część graczy pokochała ją właśnie za budowanie, a nie walkę. Twórcy skupiali się na jednym, gracze kochali grę za co innego. Teraz po prostu granica została przesunięta odrobinę dalej.

Teraz, gdy ponownie ogrywam S2 i S4 widzę jak rozgrywka skupia się nie na budowie państwa i potężnej ekonomii, a na wyścigu do złota i ulepszonych żołnierzy by się obronić / sparaliżować przeciwnika. I po wygraniu tego wyścigu na dobrą sprawę mapa jest wygrana, pozostaje dobijanie bezbronnego przeciwnika. I w tym czasie zawsze rozwijałem swoje państwo, chociaż już do nieczego nie był ten rozwój potrzebny. I nadal miałem frajdę

Trochę racji w tym masz bo rozgrywka polega na zniszczeniu wszystkich wież przeciwnika z wykorzystaniem własnej armii. Nie zmieni to jednak faktu, że do wystawienia własnej armii i pokonania przeciwnika potrzebna jest ciągła i sprawna linia produkcyjna. Jeśli więc zabraknie, któregoś elementu z łańcucha produkcji to jesteś stratny i to w znacznym stopniu. Settlers 4 daje szczególne pole do popisu w tym aspekcie gdzie możemy wysłać sabotażystów i zniszczyć konkretne budowle. W settlers od zawsze można było przegrać przez nieuwagę już w ciągu 5 minut od rozpoczęcia rozgrywki. Wystarczy, że wykorzystasz podstawowe zasoby jak kamień czy drewno bez zapewnienia sobie dostawy.

Kolejna rzecz to właśnie kwestia samej armii. W grze masz dwa procentowe parametry dotyczące rozgrywki czyli siła ataku i siła obrony. O ile obrona wynosi 100% i twoje jednostki na twoim terytorium walczą z pełną mocą to w ataku rozgrywkę zaczynasz z wartością 40-60%. Wysłanie początkowych jednostek w pierwszej minucie na atak, jak to bywa w takim Starcraft czy najnowszym The Settlers, w Settlers 4 zakończy się zwykłą rzezią.

Tu znowu wracamy do ekonomii. Żeby mieć faktyczne szanse na pokonanie wroga to nie liczy się tylko liczba wojsk. Ważny jest tu właśnie balans tymi dwoma parametrami w trakcie rozgrywki. Zwiększenie siły ataku jest równaznaczne z rezygnacją z kilku żołnierzy więc musimy utrzymać balans między wzmacnianiem siły i obrony terytorium. Udana obrona to nie tylko strata dla przeciwnika, ale również wzmocnienie parametru obrony. Podobnie wartość ataku rośnie gdy niszczymy przeciwnika oraz maleje gdy ciągle tracimy naszych osadników. Oznacza to, że z każdym atakiem jesteśmy mocniejsi lub słabsi, a tego nie znajdziesz chociażby w najnowszej części.

Tak więc seria The Settlers nigdy nie była city builderem, a używanie tego określenia jest nawet dla niej krzywdzące. Nie jest też nastawiona na konflikt bo przewaga liczebna nie daje nigdy pewnej wygranej. Jest to po prostu strategia nastawniona na ekonomię gdzie walki są końcowym etapem produkcji bo bez nich rozgrywka byłaby niemiłosiernie nudna.

(Chodzi mi tu oczywiście o PvP bo kampania rządzi się innymi prawami)




Trwa Wczytywanie