Ósmy sezon popularnego serialu science fiction dobiegł końca. Oceniamy, czy twórcy wyciągnęli wnioski z poprzednich serii.
Ale to już było
Czasami trudno uwierzyć, że Rick i Morty są już z nami od dwunastu lat. Coś, co rozpoczęło się od małego, animowanego projektu, niedługo później stało się wielką franczyzą, która wydaje się, że najlepsze lata ma już za sobą. Chociaż twórcy rozwijają różne spin-offy, które mają rozszerzyć to uniwersum, to główna seria od kilku lat przechodzi swój poważny kryzys. Ósmy sezon zdecydowanie nie jest remedium na bolączki trapiące Ricka i Morty’ego, ale przy odpowiednim podejściu to wciąż serial, który potrafi dać sporo rozrywki i ciekawych pytań dotyczących ludzkiej natury.
Rick i Morty – ósmy sezon
W recenzjach poprzednich dwóch sezonów moim głównym zarzutem wobec tej produkcji był brak głównego wątku, który spajałby całą historię i pozwoliłby zrobić Rickowi i Morty’emu, a także pozostałym bohaterom, krok naprzód. Ósmy sezon niczego w tej materii nie zmienia i nadal jest to festiwal czegoś, co można byłoby określić mianem fillera, czyli odcinków oderwanych od głównej fabuły. Rick i Morty od dawna już nie rozwijają żadnego głównego wątku i twórcy serialu pozwalają swoim postaciom na swobodne, niepowiązane ze sobą przygody, które nadal pełne są zabawy, humoru, nawiązań do popkultury i znanych z gatunku science fiction moralnych rozważań i wątpliwości. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale wciąż ciężko nie być rozczarowanym, że potencjał tej serii nie został należycie wykorzystany.
Tym razem jednak pomysły na poszczególne epizody są o wiele ciekawsze od tych z poprzedniego, siódmego sezonu. Warto więc dać szansę i powrócić do tego świata, aby zobaczyć, jak Rick próbuje zachować swoje wspomnienia o zmarłej żonie, Morty staje się nastoletnim ojcem, a Jerry ponownie zaskakuje i przechodzi samego siebie. Jeżeli więc tę produkcję potraktujemy jak kolejny animowany serial w stylu Simpsonów, czy Futuramy, gdzie każdy kolejny odcinek to zupełnie nowa przygoda, to przy Ricku i Mortym nadal można się dobrze bawić. Jeśli jednak nudzą Was już takie pojedyncze historie, to w ósmym sezonie nie macie czego szukać.
Rick i Morty – ósmy sezon
Wszystko to powoduje, że pomimo wielu atutów, jakie wciąż posiada Rick i Morty, serial osiągnął już swój punkt, w którym w którym największym zaskoczeniem jest faktyczny brak zaskoczenia. Po latach burzenia konwencji i dekonstrukcji fabularnych klisz, sama próba przewrotu stała się konwencją. Ósmy sezon wciąż balansuje na granicy absurdu, ale nie opuszcza bezpiecznej strefy komfortu, nie próbując niczego nowego. Nie brakuje więc kolejnych odcinków, które wykorzystują stylistykę horroru, heist movie, czy też akcyjniaka. Nie ma tu nic, czego byśmy już nie znali z poprzednich odsłon.
Siłą serialu wciąż jest humor
Na szczęście tam, gdzie zawodzi struktura, nadal broni się charakterystyczny dla serii humor - czarny, inteligentny, momentami obrzydliwy. Twórcy nie boją się żartować z religii, popkultury i polityki. Serial nigdy nie bał się również brutalności ani dosłowności, a ósmy sezon nie jest w tym przypadku odosobniony. Jest tu wiele niezłych pomysłów, które bywają przewidywalne, ale ich puenta jest dobrze opowiedziana, a sama satyra niezwykle aktualna.
Rick i Morty – ósmy sezon
GramTV przedstawia:
Niestety wszystko to blednie, gdy zdamy sobie sprawę, że kolejny raz bohaterowie, ani też przedstawiony świat w żaden sposób nie zostają rozwinięte. Poznajemy nowe postacie, czy też warianty znanych bohaterów, a także kolejne lokacje ogromnego, wielowymiarowego wszechświata, ale ponownie twórcy nie są w stanie zaskoczyć widza i nawet zaprezentowane nowości, wydają się jedynie kolejną iteracją tego, co już znamy z poprzednich sezonów.
Ósmy sezon Ricka i Morty’ego jest dokładnie tym, czego można było się spodziewać, znając poprzednie serie i właśnie to jest jego największym problemem. Pomimo wysokiego poziomu wykonania, zabawnych gagów i kilku odcinków z potencjałem, nie widać tu odwagi, która kiedyś czyniła ten serial fenomenem kulturowym. Rick i Morty zdają się utknąć w pętli własnego sukcesu, co już przestało być nawet irytujące, a stało się pewną obietnicą twórców, że przygody tej dwójki bohaterów mogą trwać niemal w nieskończoność.
7,0
Rick i Morty w ósmym sezonie niczym nie zaskakują. To nadal porządny serial, ale już tylko dla najwierniejszych fanów.
Plusy
Udane pojedyncze historie
Wciąż działający humor
Pełno odniesień do popkultury, czy polityki
Satyra wciąż bywa błyskotliwa
Choć postacie się nie rozwijają, to nadal da się ich lubić
Wizualnie wciąż wygląda świetnie
Minusy
Brak rozwoju
Wciąż nie ma głównego wątku
Bohaterowie stoją w miejscu
Powtarzalna struktura odcinków
Twórcom brakuje odwagi, aby pchnąć serial do przodu
7 miał już mieszany odbiór. Tak jak czytam inne opinie to z 8 jest podobnie ale nie jest źle.
Jeszcze nie oglądałem bo brak czasu. Sam jestem ciekaw.
Mi zostały dwa odcinki. Ogólnie jest ok, ale faktycznie nie ma tego "błysku". W sumie nie potrafiłbym powiedzieć czego brakuje, ale ma się wrażenie że po prostu pomysły są tworzone na zasadzie "throw ideas at the wall and see what sticks" (sorry, nie znam polskiego odpowiednika tego zwrotu :P). Fajny i nawet pomysłowy był odcinek o alternatywnym Ricku i post-Cytadelowym losie różnych Ricków i Morty-ch albo ten o "krio-uśpionej" cywilizacji. Generalnie widać było w niektórych odcinkach ten bezkompromisowy styl z pierwszych sezonów i szybkie tempo wydarzeń.
Mam też mieszane uczucia odnośnie odcinka z Gunnem i Snyderem - trochę mi już zaczyna pachnieć Simpsonami ale w kontekście zjazdu... w sumie odcinek mi się podobał, ale mam takie wrażenie że starali się z gości naśmiewać, ale jakoś tak bezpiecznie (było oczywiscie burzenie 4 ściany). Niepotrzebne są takie motywy wdg mnie.
dariuszp
Gramowicz
30/07/2025 18:31
FromSky napisał:
Ale Justin Roiland podkładał tylko głos a scenariusz pisali osobno. Całkiem inna sytuacja niż z Bartoszem Walszkiem bez którego nie było zupełnie Kapitana bomby, Blok ekipy i Egzorcysty i nikt nie próbuje nawet ciągnąć bez niego serii
dariuszp napisał:
Ogólnie stara historia. Pozbyli się znanej postaci z show i show mówi papa. Przypomina mi to sytuację z dwóch i pół i Charlie Sheen. CS miał problemy ale realia są takie że jak się go pozbyli to serial umarł.
No nie. On był współtwórcą serii z tego co czytałem. Robił za showrunnera w pierwszym sezonie. Też dużo humoru w serii to była jego improwizacja. Dodatkowo podkładał obie postacie a nie jedną. Większość tego co widzisz na ekranie to był on.
Później rzeczywiście zaczął się skupiać na innych projektach (w tym robienie gier jak High on Life) i dlatego ograniczył się do voice actingu ale to było gdzieś w drugiej połowie jego wystąpień czyli sezonów 4-6.
I teraz zauważ że fani odbierają najlepiej sezony gdzie Roiland był najbardziej aktywny. Kolejne już miały coraz więcej "ALE". Im mniej Roiland brał udział tym więcej było uwag. Np piąty miał to niesławne "incest-baby". Nadal mieli błyskotliwe epizody ale coraz więcej było takich "meh". Żeby nie było, brak zaangażowania Roilanda na 100% miał też na to wpływ. Później już tylko nagrywał linie dialogowe.
7 miał już mieszany odbiór. Tak jak czytam inne opinie to z 8 jest podobnie ale nie jest źle.
Jeszcze nie oglądałem bo brak czasu. Sam jestem ciekaw.