Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2 - odważnym szczęście naprawdę sprzyja

Najlepszy growy początek roku kiedykolwiek!

Jeśli ktokolwiek powie mi jeszcze raz, że branża gier kiepsko przędzie i upada, to wyzywam go na udeptaną ziemię. Albo to ja mam nosa do świetnych gier i wybieram sobie do recenzji tylko te, które faktycznie okazują się światełkiem w tunelu banalności. Nie wszystkie miały gładki start, czego przykładem jest STALKER 2, ale każda sprawiła, że mnie, człowiekowi grami wręcz przejedzonemu, znów żywiej zabiło stare serce. Trzy duże, świetne i nade wszystko klimatyczne gry w ciągu kilku miesięcy, to więcej, niż się spodziewałem. Najpierw wspomniany STALKER, potem wspaniała niespodzianka w postaci Indiany Jonesa, a teraz opus magnum studiów z drugiej linii - Kingdom Come: Deliverance 2.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

Zresztą dlaczego “drugiej”? Warhorse przedstawiło nam bowiem wspaniałą średniowieczną opowieść na grubo ponad 100 godzin bez zapychaczy i w imponującej oprawie. Grę, której zapewne nie powstydziłby się Rockstar, a nazywanie Kingdom Come: Deliverance 2 “średniowiecznym RDR-em” nie jest wcale tak bardzo na wyrost, jak mogłoby się wydawać. W moich oczach znacznie Czechom bliżej właśnie do Rockstara, niż partaczy z BioWare, czy Bethesdy.

A wiecie co łączy te wszystkie trzy gry? Ich twórcy zdają się mieć w głębokim poważaniu ogólne branżowe biadolenie oraz wszechobecne wygładzanie, umilanie, ułatwianie i dopasowywanie, które zabijają coraz więcej uniwersów przez pozbawienie ich charakteru. Te trzy gry mają swój charakter. Silny, wyrazisty, nie zmiękczony. Ale może dość ogólników, bierzmy się za konkrety. Spokojnie, nie będzie spoilerów.

Ciąg dalszy nastąpił

Kingdom Come: Deliverance 2 zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się część poprzednia. Literalnie. Trudno przy tym nie odnieść wrażenia, że koncept scenariuszowy na całą sagę o Henryku ze Skalicy powstał dawno temu, a pierwsze KCD, choć przecież wcale nie takie małe, było jedynie do niej prologiem. Widać wreszcie większy rozmach, tak jakby Vavra i ekipa czekali, by móc wreszcie puścić konie w galop. Tak, czy inaczej w dwójce mamy bezpośrednią kontynuację wszystkich istotnych wątków historycznych oraz osobistych i często pojawiają się w ten czy inny sposób ważne postacie, które przeżyły. I nie tylko.

Historia, tak jak poprzednio, łączy w sobie bardzo mocno wątki polityczne i osobiste. Zarówno wielka, jak i lokalna polityka wpływają bezpośrednio na naszych bohaterów oraz otaczających ich ludzi. Doskonale widać dzięki temu tutaj mechanizmy rządzące światem oraz to, jak decyzje rządzących decydują o losach tych, którzy na władzę wpływu żadnego nie mają. Zadbano przy tym nie tylko o historyczny kontekst, ale też o zgodność z realiami ówczesnego świata. Dość okrutnego, z wyraźnymi podziałami i systemem zależności. To nie jest kolorowe “średniowieczne” z gier fantasy, to nie jest nawet świat Wiedźmina. To świat, w którym ktoś przy władzy jednym słowem może nas pozbawić majątku, godności, czy nawet życia.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

A jak się zapewne wszyscy domyślacie, dla odpowiedniego podbicia nastroju i dramatyzmu, kilka naprawdę grubych zwrotów akcji nas czeka. I to świetnych zazwyczaj, bo sprzedawanych nam często w momentach, kiedy zaczynamy odczuwać słodziutki komfort psychiczny. Mamy oczywiście chwile wytchnienia i to całkiem długie, ale zdarza się, że przestajemy też liczyć ciosy od losu i skupiamy się na przeżyciu za wszelką cenę. Fajne uczucie w grze, rzadkie takie ostatnimi czasy. Bardzo podoba mi się też to, że mimo kilku ewidentnych szwarccharakterów, masa postaci jest tu wspaniale niejednoznaczna, przez co bardzo ludzka i prawdziwa. Nie chodzi zresztą tylko o oportunistów, którzy dla korzyści stają po “właściwej” stronie, bo tacy są bardziej przewidywalni, ale osoby tak trudne do rozgryzienia, że przez całą grę nie jesteśmy pewni ich intencji. Sakra, to wszystko tak świetnie nam sprzedano, że w sumie to często nawet nie wiemy, która strona jest tak naprawdę tą właściwą. A decyzje podejmować po drodze trzeba.

Jestem też absolutnie pełen szacunku dla Warhorse za brak w grze jakichkolwiek zapychaczy. Poboczne zadania, a jest ich do odkrycia całkiem sporo, to zazwyczaj rozbudowane, wieloetapowe i świetnie napisane historie. Często z podwójnym dnem, a przynajmniej nie zawsze proste i oczywiste. Nierzadko są przy okazji udaną zabawą konwencjami, jak choćby historia morderstw młodych kobiet w Kutnej Horze, jednocześnie pozwalając nam wykorzystać różne dostępne w grze mechaniki i osiągnąć sukces na wiele sposobów. A swoją drogą, kiedy ostatnio pomalowaliście czyjegoś byka w siusiaki?

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

W grze mamy do dyspozycji dwa wielkie obszary, przy czym drugi otwiera się po dłuższym czasie fabularnie, a pierwszy podobnie wraca do łask. Wspominam o tym dlatego, żebyście nie bali się pociągnąć fabułę, bo większość zadań pobocznych pozostanie nadal aktywna. Poza tym mamy też grę w kości, pojedynki, fajtklab, czy konne ściganctwo. Ale po pierwsze nie trzeba, a po drugie jest to w klimacie, jest z tego kasa i co niemniej ważne zwiększanie umiejętności. Więc się nie liczy jako zapychacz.

Spiesz się powoli

Tutaj warto jednak wspomnieć o tempie i sposobie narracji, które mnie zachwyciły, ale nie każdemu się zapewne spodobają. Kingdom Come: Deliverance 2 jest grą dla ludzi cierpliwych. Bardzo cierpliwych. Owszem, czasem tempo nie pozwala złapać oddechu, ale większość czasu spędzimy jednak na długich podróżach tam i z powrotem, rozmowach o rzeczach ważnych i nieważnych, zbieraniu ziół na polach i w lasach, wykuwaniu podków, by mieć co do garnka włożyć… Króluje tutaj Realizm i to przez duże R. A dla mnie jest to już ten poziom growego syndromu sztokholmskiego, że po zobaczeniu podczas fabularnej przejażdżki pytania “Szybka podróż, czy chcesz podziwiać widoki?” zawsze wybieram podziwianie widoków. To niespieszne tempo dotyczy też systemu rozwoju postaci opartego na używaniu cech i talentów, w pewnym sensie podobnego do serii TES.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

Zacząłem ten tekst dość mocno, bo od porównania gry do Red Dead Redemption 2. I tak jest zaiste. Te gry mają ze sobą bardzo wiele wspólnego, począwszy od konstrukcji i jakości głównej fabuły, rozmachu, podobnej formuły otwartego świata, a skończywszy na niezwykłej dbałości o detale. Jest wszakże jedna rzecz, którą KCD nad RDR góruje. Poziomem hardkoru. Kingdom Come: Deliverance 2 to średniowieczny sim z pełnymi tego konsekwencjami i tylko jednym poziomem trudności - słusznym i uczciwym. Jedynymi w zasadzie ukłonami w stronę gracza jest system szybkiej podróży, a poza tym gra stara się nas ukarać za wszystko na każdym kroku i udowodnić, jak słabi jesteśmy.

Dobra, może się troszkę zagalopowałem, ale uprzedzam, że miękkiej gry nie będzie. Siadając do KCD 2 musicie mieć świadomość, że to nie jest typowe RPG z magicznie działającymi zdolnościami, które pozwolą przejść każdą sytuację. Pióro często bywa tu silniejsze od miecza, ale żeby przeżyć, trzeba też umieć przypier… Grałem postacią wygadaną i mądrą. Pomaga to wielce, czasem wyszczekamy się nawet od walki, albo ją sobie ułatwimy, ale wiele razy słowa nic nie dadzą. Mało tego, źle użyte mogą wręcz pogorszyć naszą sytuację. Przez cały czas musimy pamiętać, kim jesteśmy. Henryk ze Skalicy, oficjalnie w zasadzie giermek Jana Ptaszka z Pirksztajnu, a nie jego spowiednik, czy skryba.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

Poza tym musimy uważać tutaj na wszystko. I to dosłownie wszystko. Spać trzeba, nie zapominać o jedzeniu, ale się nie przejadać, ani zepsutego nie ruszać, bo się całkiem dosłownie posrać można. W nocy pamiętać, by ze światłem chodzić, bo takie prawo, myć się często, ubrania prać, zbroje i buty łatać, broń ostrzyć i przede wszystkim nie kraść. A już na pewno nie dać się na tym złapać, ani na niczym innym nielegalnym. I to też nie jest tak, jak w innych grach, że jak wyjdziemy poza strefę zakazaną, to nam się status u enpeców zresetuje. Nic z tego, oni będą pamiętać! Do tego stopnia, że udało mi się niemal położyć dwa zadania poboczne przez zbytnią nonszalancję. Jak? Raz najprawdopodobniej nie zmieniłem stroju na mniej zapadający w pamięć (to się liczy!) i przypadkowy enpec mnie zapamiętał na tyle długo, że zawiadomiona o przestępstwie straż zrobiła swoje. Za drugim razem na miejsce pewnego zajścia przyszedłem w zakrwawionym po starciu z wilkami stroju, co automatycznie skierowało podejrzenia na mnie. Kolejną podobną historię opisałem też w swoich wrażeniach z wersji preview. Były jeszcze inne znacznie ciekawsze przypadki, ale tak mocno powiązane z fabułą, nie da się ich opisać bez spoilerów, więc musicie mi uwierzyć na słowo.

I to jest tutaj najwspanialsze. Konsekwencje, które szybciusio uczą nawet największych chojraków pokory wobec świata i jego praw. Nie idzie się po nocy w nieznane miejsce w eleganckich ciuszkach, a jak już ktoś taki modniś, to przynajmniej pod złotą nicią wyszywany płaszcz jakiś napierśnik warto założyć. Lepiej nie wdawać się w przypadkowe burdy, bo jak ktoś na ulicy ogłuszy, to oprócz godności i zdrowia sakiewkę możemy stracić. Pies po mieście niech przy nodze chodzi, bo luźno biegający i szczekający też ludzi wkurza. Wiecie, takich rzeczy jest tu co niemiara! To jest jakaś totalna, niesamowita rozpusta. Tyle dobra, że już bym chciał w to grać, a przecież nawet do walki nie dotarliśmy.

Walczysz waść jak cepem

A ta nadal jest wymagająca, choć nieco się zmieniła. Nie jest szybsza, ale na pewno bardziej płynna i wreszcie ogarnialna na myszce i klawie. Zbito w jeden ataki od dołu, pojawiło się więcej akcji kontekstowych, a blok trafił defaultowo pod prawy klawisz. Da się teraz w ten sposób grać, choć i tak niemal od razu przesiadłem się na gamepada. Tutaj również jest moim zdaniem lepiej, cztery kierunki ataku/zasłony są wreszcie do ogarnięcia, w takim konfigu granie postacią lekko odzianą z szybką szablą wreszcie nabrało sensu i jest dla mnie wykonalne. Oczywiście wciąż kluczowe jest zarządzanie energią postaci, bloki oraz uniki, a także przećwiczenie combosów. O ile na rympał można poradzić sobie czasem z walkach zbiorowych, o tyle pojedynków bez tego raczej nie wygramy. Jedno, co mnie wszakże wciąż uwiera, to system wybierania i wyciągania broni, przez którego ociężałość i brak precyzji musiałem czasem powtarzać jakąś potyczkę.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

O strzelaniu z łuków napiszę najmniej, bo przyznam, że przerasta moje umiejętności i cierpliwość w tej grze, choć uwielbiałem kiedyś strzelanie z czołgów w Battlefield Vietnam. Łatwe do wycelowania kusze to w porównaniu do nich niemal cheat, choć relatywnie długi czas przeładowania mocno ogranicza ich skuteczność w bardziej kameralnych walkach. Ale to nie koniec nowych zabawek, bo - choć to jest nieco spoilerem - pojawia się w KCD 2 również broń palna. Czas przeładowania - równy spożyciu posiłku z trzech dań. Celność - może trafi ze stu kroków w mur miejski. Obrażenia - i tu się zaczyna jazda… Broń sytuacyjna i jednorazowa w zasadzie podczas potyczki, ale z przystawienia jest w stanie łanszotować rycerza w pełnej płycie. Strzał i trup. Więc nawet się polubiliśmy po pewnym czasie. W końcu mój Jindra, to postępowy wykształciuch i prawie naukowiec!

To boli, czyli lista baboli

Dobra, koniec tego wychwalania pod niebiosa, mała przerwa na narzekanie. Bo choć podobnie, jak w przypadku STALKER-a 2 bardzo chciałbym, żeby Kingdom Come: Deliverance 2 był grą pozbawioną błędów i wad, to jednak tak nie jest. Warto tu wszakże wziąć poprawkę na fakt, że nasz build do recenzji otrzymaliśmy w zasadzie miesiąc przed premierą, co w przypadku gry tak rozbudowanej i skomplikowanej jest aktem niebywałej odwagi ze strony Warhorse. Za co ich zresztą jeszcze bardziej szanuję. Sporo drobnych i technicznych baboli zapewne ogarnie więc patch premierowy, ale wiemy jak bywa, więc opisać je i tak trzeba.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

Najpopularniejsza w branżuni seria błędów, czyli glitchando oczywiście został zaliczone. Tutaj bez cienia wątpliwości mamy zwycięzcę i jest nim piesełek o uroczym imieniu Orzech i równie słodkim, upaćkanym we krwi wrogów pyszczku. Płotka i samochody z CP2077 mają poważnego konkurenta, który potrafi wniknąć w każdą teksturę oraz model, czy zablokować się w każdym wąskim przejściu. Także inne postacie w świecie gry potrafią od czasu do czasu jakoś się przygliczyć, czy przyblokować, zdarzają się też sporadycznie glitche w animacjach części strojów, czy fryzur. Na szczęście dość rzadkie, choć jednak potrafiły popsuć nastrój w scenach fabularnych.

Największym problemem jest jednak bugowanie się systemów zarządzania światem. Ze trzy razy zdarzyło się, że mimo zakończenia potyczki postać pozostała w zawieszonym trybie walki. Nie sprawiało to na szczęście, że była atakowana przez strażników, ale na przykład blokowało możliwość zmiany stroju, czy użycia bandaży; raz nawet przez to umarłem Henia. Kolejna nie mniej ważna kwestia, to babolenie się systemu naruszania obszaru. Po pierwsze bywało, że po wyjściu z zakazanego terenu nie wyłączał się enpecom tryb ostrzegania lub wyganiania, raz nawet obejmując niemal całą Kutną Horę. Druga kwestia, to brak zmiany w skryptach po uzyskaniu przez nas zezwolenia na przebywanie w takim terenie. Co oczywiście potrafiło zakończyć się interwencją straży miejskiej i karą za włamanie do miejsca, gdzie nas właśnie zaproszono.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

GramTV przedstawia:

Nie byłyby to straszne błędy, gdyby nie fakt, że gra zapisuje się głównie automatycznie, a zapis ręczny wymaga posiadania odpowiednich mikstur. Jako że nie mamy tutaj możliwości wyrobienia sobie “odruchu F5”, takie błędy bywają tym bardziej bolesne i potrafią zniechęcić, zwłaszcza na początku rozgrywki, kiedy stracimy przez to dopiero co zarobione na żmudnym rzemiośle grosze. Żeby nie było, nie były one bardzo częste, na niemal 70 godzin gry trafiły się raptem kilka razy, ale jednak o te kilka razy za dużo. Tutaj mam nadzieję na szybką eliminację tego typu błędów, bo będą najbardziej frustrującymi, zwłaszcza dla graczy starających się dbać o honor i reputację naszego herosa.

Aż dech zapiera

Czas na ocenę oprawy graficznej. I tutaj nie wiem, co w sumie powiedzieć, bo Kingdom Come: Deliverance 2 ma absolutnie najpiękniejszy i najprawdziwszy świat gry, jaki kiedykolwiek widziałem. To jest mistrzowskie połączenie totalnego realizmu z zachwycająca malowniczością. Takie krajobrazy i widoki mogła stworzyć tylko natura z niewielką pomocą człowieka, który upstrzył je swoimi pokracznymi drewnianymi i kamiennymi tworami. Nieważne o jakiej porze dnia i przy jakiej pogodzie, stąd nie chce się wracać do betonowego miasta. Noc jest tu prawdziwie ciemna, wschody i zachody słońca wprawiają w zdumienie, a piękno lasu oświetlonego jego promieniami nie ma sobie równych. Nie wiem, co zrobią twórcy nowego Wiedźmina, ale mają bardzo, bardzo trudne zadanie, by dorównać ekipie Warhorse rozmachem i pięknem krajobrazów.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

Ale przecież nie samym światem w grach się żyje, więc jak reszta? Stroje, pancerze, broń, meble, dzieła sztuki, wszystko pełne detali i wierne historycznie, na ile to możliwe. Podoba mi się też oczywiście dbałość o takie szczegóły, jak ślady krwi oraz brudu na strojach i postaciach. Te ostatnie zdecydowanie zyskały od poprzedniej odsłony, zwłaszcza jeśli chodzi o mimikę. Twarze są bardziej szczegółowe, bardziej naturalne i dużo łatwiej odczytać z nich teraz emocje, choć wciąż jest tutaj sporo do zrobienia. Chyba najgorzej ze wszystkiego wypadają animacje ruchów postaci, które nadal potrafią być chwilami bardzo mechaniczne i sztuczne. Jest postęp i to wyraźny, jednak jakościowego rozdźwięku między światem gry, a zaludniającymi go postaciami nie da się ukryć.

Pora na kilka słów o wydajności i stabilności. Grałem na mocnym kompie i tylko w fullHD, więc Kingdom Come: Deliverance 2 udało mi się odpalić na tak zwanych “ustawieniach eksperymentalnych”, czyli najwyższych możliwych. Stąd zapewne tak ładne efekty zaawansowanego oświetlenia na drzewach. A jak to działało? A całkiem nieźle, bo zazwyczaj w okolicach 60-90 klatek, a bywało, że licznik i do granicy odświeżania monitora, czyli 144 fps dochodził. Zdarzały się wszakże miejsca i sceny, gdy liczba klatek spadała do okolic 30 fps, choć problem niemal zniknął po jednym z patchy. Najbardziej bałem się wizyty w Kutnej Horze, na szczęście były to obawy bezpodstawne, bo w mieście okolice 60 klatek i wyżej były normą. Dodam tu, że grałem na Ryzen 7 5800X3D, 16 GB RAM i GTX 4080 Super, na surowo, bez włączania DLSS i podobnych dopalaczy. Co ciekawe, o ile gra działała stabilnie przez znakomitą większość czasu, tak pod koniec zabawy zdarzyło jej się wyspać trzy razy do pulpitu, zawsze podczas walk i to niezbyt dużych.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

A teraz poważny apel do wszystkich. Nie próbujcie nawet grać w wersję z angielskim dubbingiem, od razu wrzucajcie czeski. To jest jak dla mnie połowa klimatu całej gry. No dobra, może nie aż tyle, ale naprawdę bardzo dużo. To jak granie w Wiedźmina po polsku, tak po prostu trzeba, bo jest to tak dobre i właściwe, że grzechem byłoby zrobić coś innego. I wcale nie dlatego, że najpopularniejszy bluzg w obu językach brzmi tak samo, a angolskie słowo na F przejadło się już chyba każdemu. Serio, ten dubbing jest świetny i choć angielski też jest niezły, to po kilku godzinach z płynącym wartko czeskim brzmi drętwo, jak herbata z mlekiem i suchymi ciastkami o 17:00. Szkoda tylko, że w kilku rozmowach coś złego działo się z balansem głośności części rozmówców, a i zdarzyło się, że ciut przesadzono z efektem echa w pomieszczeniach, czy na dziedzińcach.

Piękne krajobrazy to jedno, ale nie byłyby tak przekonujące, gdyby nie udźwiękowienie. Las w środku dnia potrafi nas zachwycić bogactwem ptasich treli i krzyków, a nocą pohukiwaniami sów, czy mrożącym krew w żyłach wyciem wilków. Do tego mamy rewelacyjną muzykę, napisaną po raz kolejny przez Jana Valtę specjalnie do gry i pasującą do niej idealnie z filmowo przebojowym głównym motywem na czele. Moim zdaniem zdecydowanie lepszą, niż w poprzedniej grze. Nie wiem tylko, dlaczego soundtrack jest domyślnie ustawiony tak głośno, że potrafi często całkowicie zagłuszać wypowiedzi postaci. Niemniej to mały problem, bo łatwy do ogarnięcia w menu.

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2

Niemal od początku czułem, że Kingdom Come: Deliverance 2 to będzie coś. Ekipa Warhorse, podobnie jak Larian, czy wciąż jeszcze GSC, to w tych czasach taka stara szkoła z autentyczną pasją. Ludzie, którzy chcą tworzyć gry, a nie je produkować. Którzy nie idą na kompromisy, bo taka moda, czy wymagania rynku. A przy tym mają dość talentu i umiejętności, by swoimi grami skutecznie przytrzeć nosa wielu “wielkim branży”, którzy dawno zatracili swój charakter. Grajcie więc, nabijajcie godziny dla statystyk platform i przy oazji kieszenie twórcom gier, którzy nie oszukują nas sklonowanymi wydmuszkami, czy odgrzewanymi kotletami, ale podają do stołu porządne, dobrze wypieczone mięcho, jak KCD 2. Bo nawet jak będzie je trzeba później jeszcze troszkę doprawić, to wciąż pozostanie solidnym i wartym grzechu daniem.

9,0
Średniowieczny RDR. Tylko taki fajniejszy i trudniejszy.
Plusy
  • Dojrzała, wiarygodna i pełna niespodzianek opowieść
  • Bezkompromisowa średniowieczna rzeczywistość
  • Świetne zadania poboczne, brak zapychaczy
  • Bogactwo często bezpardonowych mechanik
  • Wciąż wymagająca, ale bardziej płynna walka
  • Zachwycający świat gry
  • Czeski dubbing! I świetna muzyka
  • Uczy pokory i cierpliwości
Minusy
  • Błędy w skryptach SI potrafią napsuć krwi
  • Sporo głupich glitchy
  • Zasługuje na lepsze animacje postaci
Komentarze
11
koNraDM4
Gramowicz
04/02/2025 17:21
beetleman1234 napisał:

Czy w tej grze questy się nam przydarzają czy jak to jest w niemal każdym RPGu: wchodzisz do miasta i rozmawiasz ze wszystkimi, bo trzeba zbierać questy i "exp się sam nie nabije?"

Idealny pseudo-symulator średniowiecznego gościa jawi mi się jak coś zrobionego tak, jak zrobił to Death Stranding, to jest: wszystko co robisz ma sens, bo twoja postać ma rzeczywiste powody, aby to robić. A jakoś wątpię, że ktokolwiek z was chodzi po osiedlu i pomaga każdej napotkanej osobie w ich osobistych problemach :P

Czy ja po prostu źle na to patrzę i KCD2 nie jest w założeniu pseudo-symulatorem tylko czystym RPGiem? Grałem w jedynkę tylko chwilę.

Jeśli nie chce ci się tyle czytać to zobacz pierwszy akapit i podsumowanie na końcu komentarza.

To rzeczywiście grałeś tylko chwilę w jedynkę bo byś wiedział, że questy nie dają expa bezpośrednio. Rozwój postaci polega na używaniu danej umiejętności - więc jak często rozmawiasz z ludźmi, przekonujesz ich lub się targujesz to rośnie ci retoryka, jak jeździsz na koniu to rozwijasz jazdę konną. Tak więc jeśli w zadaniu będziesz korzystać ze swoich umiejętności to je rozwiniesz ale równie dobrze możesz je rozwinąć nie robiąc zadań. Ba możesz nawet całkowicie olać zadania poboczne i skupić się na tych głównych lub zwiedzaniu świata, a i tak wszystko co cię interesuje wymaksować (tyle, że retoryka jako że polega na rozmowach i przekonywaniu to jednak lepiej się nabija przy próbach perswazji, a tych bez zadań nie ma zbyt wiele). Co więcej nie można (a przynajmniej odradzam) nabrać questów i iść w świat bo część ma limit czasowy (jeśli gość ci mówi byś się stawił u niego rano przed wyprawą, a tego nie zrobisz to pójdzie bez ciebie). 

Nawet te główne zadania czasem mają taki limit ale ich zawalenie kończy się ekranem z wyjaśnieniem jak bardzo zawaliłeś pokładane w tobie nadzieje (bez spoilerów - załóżmy, że musiałeś rychło o czymś poinformować ważną postać, a ty olałeś temat i ekran opowie o skutkach i uniemożliwi dalszą grę, oczywiście w grze lepiej jest to uzasadnione ale otarłbym się o spoilery). Gra po za tym nie za wiele wymusza od ciebie bo to ty decydujesz jakim Henrykiem chcesz być, możesz całkowicie olać naukę czytania, będzie bardzo ciężko bez tego ale jest nawet za to osiągnięcie jak ukończysz tak grę. Ja bym nie nazwał tej gry symulatorem bo symulatory kojarzą się raczej z tandetą, a wszystko co jest w KCD ma sens i mogłoby się wydarzyć/znaleźć w XV wiecznych Czechach. Ja bym raczej powiedział, że to gra fabularna z elementami RPG niezdrowo wręcz idąca w realizm tamtych czasów i autor recenzji dwójki na pewno nie przesadza, że tej grze blisko do RDR2 bo R* też mocno postawił na realizm w swojej produkcji tyle, że przesadził jeśli chodzi o momenty kiedy dzieje się akcja bo wrogowie zalewają nas tabunami, a w KCD tabuny wrogów są zarezerwowane raczej na bitwy.

Moja rada co do gier RPG - twórcy nie zmuszają cię byś brał wszystkie questy, to my gracze - sami w procesie "optymalizacji" rozgrywki - zapragnęliśmy czyścić wszystko jak leci. Więc to od ciebie gracza powinno zależeć jak podejdziesz do swojej rozgrywki, czy będziesz chciał wszystkiego co przygotowali twórcy doświadczyć czy może z umiarem będziesz się podejmować tych "najbardziej obiecujących" questów.

Tak więc czy Geralt szukający Ciri ma sens kiedy robić każde jedno zlecenie jak leci? No kompletnie nie ale gdyby potrzebował kasy by dotrzeć na Skellige to by podjął się zlecenia, a nawet jakby potrzebował odsapnąć to z chęcią by się zajął czymś innym bo to się zgadza z książkami - jak pierwszy raz ratował Cirille to też miał taki etap w Toussaint gdzie przez dłuższy czas raczej żył sielankowo z Fringillą i od czasu do czasu podejmował zlecenia.

Wracając do KCD to nie jest gra o ratowaniu świata, to nie jest gra nawet o ratowaniu królestwa czy jednego miasta - to jest gra o zemście i budowaniu swojej własnej reputacji. Jesteś dosłownie nikim ważnym, synem uznanego kowala, w średniowiecznej hierarchii jesteś więc tylko nieco powyżej przeciętnego wieśniaka więc gdyby nie splot pewnych wydarzeń to prawdopodobnie dalej byłbyś nikim liczącym się jakkolwiek i to jest właśnie piękne bo to ty masz się starać, a świat nie obraca się wokół ciebie. Twój sąsiad potrzebuje pomocy? Możesz mu odmówić ale nie licz na to, że później będą nosić cię na rękach bo okażesz się nieco więcej wart - on będzie ci pamiętał, że nie pomogłeś bliźniemu w potrzebie ale czy ty jako gracz chcesz by byle wieśniak miał o tobie dobrą opinię? To od ciebie zależy, równie dobrze możesz się starać o względy tylko tych liczących się postaci. Mimo narzuconej postaci, backstory i zdefiniowanego rozwinięcia akcji, które doprowadza do konkretnego finału to możliwości odgrywania ról w tym świecie jest wiele. Możesz być bardziej złodziejem i typem spod ciemnej gwiazdy niż prawym rycerzem ale i równie dobrze możesz zostać specjalistą od wszystkiego bo jak wspomniałem - postać rozwijasz poprzez używanie umiejętności. Ja przy pierwszym podejściu całkowicie olałem alchemię, konserwację i strzelanie z łuku; muszę powiedzieć, że da się bez tego żyć ale uwierz mi że te skile tak jak każdy z resztą inny dość mocno pomagają i polepszają życie w tym świecie. Znam przypadek gościa, który postanowił zostać najbardziej prawym Henrykiem jakiego nosiła ta ziemia więc część questów całkowicie olał, a przy innych kombinował by pozostać prawym rycerzem i chrześcijaninem. Oczywiście miłość przedmałżeńska odpadała. Ja sam za którymś razem spróbowałem podejścia typowo złodziejskiego i skradankowego i muszę przyznać - ta gra pozwala na naprawdę wiele ale strażnicy nie są głupi i miałem ostatecznie dość częste kontrole, a że retoryka kulała to bywałem dość częstym bywalcem w więzieniu (no chyba, że łup był naprawdę obfity to wtedy salwowałem się ucieczką i musiałem to przeczekiwać po za miastem).

Podsumowując to nie jest rasowy RPG bo masz narzuconą postać z własnym charakterem (jak Geralt) ale jednak mnogość opcji jak ją wykreujesz dalej powoduje, że nie jeden fan gier RPG będzie wniebowzięty. Wszystko to ujęte w ramy średniowiecza, a twórcy nie traktują cię jak głupca, jeśli NPC cię wysyła gdzieś gdzie cię nie było wcześniej to opisze ci dokładnie drogę (w stylu za wielkim bukiem w lewo, potem przy rozwalonej chacie w prawo itd.). Więc ja bym to określił jako RPG akcji z wieloma niespotykanymi rozwiązaniami w dzisiejszych grach, gra jest wymagająca (myślenia także jeśli gra się na trybie hardcore - wtedy przydaje się umiejętność orientacji w terenie i nie, nie chodzi o taką umiejkę w grze tylko twoją własną, rzeczywistą umiejętność).

Hagan napisał:

"To świat, w którym ktoś przy władzy jednym słowem może nas pozbawić majątku, godności, czy nawet życia" - czyli zupełnie jak w świecie Wiedźmina. O ile po pierwszym trailerze nie mogłem się doczekać premiery, tak teraz się waham. Glicze uniemozliwiające ukończenie questa? Czegoś takiego nie powinno być w gotowej grze na premierę. Krajobrazy były niesamowite już w jedynce, a lasy ustępowały tylko tym z Hunter Call of the Wild. Raził tylko brak ptaków, czasem z krzaków wylatywało stado wron które szybko znikały. Mam nadzieję że tym razem trele ptaków w lesie nie będą tylko efektem dźwiękowym, ale zobaczymy na gałęzi jakiegoś kosa lub wilgę. Żeby nie było tak jak w niedopracowanej misji w jedynce, gdzie w lesie mieliśmy schwytać trzy kanarki, ale nawet jak teroetycznie powinny być w klatce to ich nie widzimy.

  Pozostaje więc zapoznać się z innymi recenzjami i wyrobić sobie opinię. 

Zupełnie inaczej, niż w Wiedźminie. W Wiedźminie, to o tym możemy sobie najwyżej posłuchać, czy poczytać. Ewentualnie doświadczyć jakichś niedogodności jedynie fabularnie. W KCD jak narozrabiamy, to idziemy na przykład w dyby i nie ma zmiłuj. Nie fabularnie, tylko po prostu, bo tak działa świat.

No i żaden glitch nie uniemożliwił mi ukończenia zadania. Owszem, sprawiały, że pewne rzeczy bywały upierdliwe, ale nie zablokowałem się w żadnym zadaniu z powodu glitchy. W ogóle nie zablokowałem się w żadnym z zadań. Najgorsze było chyba to wykrwawienie się w wyniku błędu z trybem walki.

A ptaki są. :)

Nogradis napisał:

Ot, kolejna recenzja na miarę współczesnego dziennikarstwa okołogrowego. Bugi, glitche, problemy z optymalizacją? "Paaaanie, to się zatenteguje i będzie gra idealna - 9/10 należy się jak świni proso". Tylko, wiesz, panie Myszasty, my tu na tę produkcję mamy wydać własne pieniądze kupując ją w takim stanie, w jakim jest... obecnie. Tę "absolutnie niesamowitą", "najlepszą produkcję singlową od czasu trzeciego Baldura", a wręcz "grę roku za dwa lata" (twoje słowa, nie moje), Stalkera 2, twórcy łatają już trzeci miesiąc i nadal jest w stanie, w jakim nigdy nie powinna była znaleźć się na rynku. Przeszedłem ją od deski do deski na bardzo mocnym PC i na podstawie tych, skądinąd niezwykle nieprzyjemnych, doświadczeń mogę jedynie stwierdzić, że te pan nie piszesz tych tekstów z pozycji recenzenta, a kogoś, kto nie potrafi wyjść z butów zaślepionego fanboja. Jeśli zaś z jakiegoś powodu interesowałaby mnie bezwartościowa opinia takiej osoby, to na twitterze znalazłbym ich tysiące. Za co więc pan bierzesz pieniądze? Nie wiem.

Zaraz, zaraz... Stalker dostał 7,5, na które wtedy moim zdaniem zasługiwał. Błędy były i wielu nadal nie poprawiono, ale klimat też i dobre strzelanie. Grało mi się natomiast na tyle dobrze, żeby tej oceny bardziej nie obniżać. I dlatego napisałem, w sumie bez ironii nawet wielkiej, że to moja gra roku, ale zapewne za dwa lata, bo wtedy będzie odpowiednio połatana. I tak, bardzo lubię to uniwersum, a ocena jest jak najbardziej subiektywna. Nie ukrywam tego zresztą nigdzie, od początku informuję, że fanem serii jestem. 

No i fajnie jest kogoś cytować, zwłaszcza tak niezbyt dokładnie, fragmentarycznie, by pod swoją tezę stworzyć odpowiedni podkład. Lub wkładać w jej usta słowa, których nie wypowiedziała. Demagogiczne sztuczki godne taniego populistycznego polityka.




Trwa Wczytywanie