Pieskie życie – recenzja filmu Good Boy

Joanna Kułakowska
2025/11/01 17:00
2
0

Mówi się, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka – w tym horrorze to stuprocentowa prawda.

Good Boy w reżyserii Bena Leonberga, który napisał też scenariusz wraz z Alexem Cannonem, właśnie trafił do szerokiej kinowej dystrybucji. My natomiast mieliśmy możliwość uczestniczyć w przedpremierowym seansie, który odbył się na 11. edycji Splat!FilmFest, uznanego przez Dread Central i Movie Maker Magazine za jeden z najlepszych horrorowych festiwali na świecie. W tym miejscu warto przypomnieć, że na Splacie prezentowane są nie tylko horrory, to najważniejszy w Polsce festiwal fantastyki, grozy, kina gatunkowego i arthousowego.

Pieskie życie – recenzja filmu Good Boy
Monolith Films

Obraz Bena Leonberga wydaje się w dużym stopniu zainspirowany sytuacjami, które z pewnością stały się udziałem wielu z nas. Pamiętacie mrowienie na karku, włoski stające dęba, wrażenie spojrzenia wbitego w kark, obserwacji z ciemności? Lecz gdy się odwracamy, nikogo tam nie ma. I inne przypadki, tym razem z udziałem zwierząt. Pies, częściej kot, nagle intensywnie wpatruje się w jakieś miejsce. Czasem wyraźnie się niepokoi, wydaje ostrzegawcze warknięcia bądź lękliwe popiskiwanie, jak gdyby próbował coś przegonić albo przed czymś ostrzec. My jednak niczego nie widzimy. Wyjaśnienie naukowe jest proste, otóż psy i koty widzą światło ultrafioletowe, mają wyostrzone zmysły słuchu i węchu, reagują więc na zwyczajne bodźce, tyle że niedostrzegalne dla człowieka – na przykład wzory w ultrafiolecie na tle jasnej ściany czy odgłosy z daleka. W popularnych przekazach jednak widzą duchy, a wspomniane uprzednio cechy teoretycznie mogą pomagać także w postrzeganiu zjawisk paranormalnych, a nie tylko tych prozaicznych. Innym dość często spotykanym przeświadczeniem jest to, że pupil może wyczuwać chorobę, która trapi człowieka – znacznie wcześniej, niż zostanie ona wykryta przez lekarzy. Sam Leonberg zaś stwierdza: Po raz milionowy oglądałem Poltergeista i pomyślałem sobie, że ktoś powinien opowiedzieć tę historię na nowo, całkowicie na nowo: z perspektywy psa i w nawiedzonym domu.

Monolith Films

Przedstawienie psa oraz relacji pies – człowiek w centrum filmowej opowieści to żadne novum w kinie, już w latach 20. XX w. Hollywood miał swoje psie gwiazdy w postaci owczarków niemieckich Rin Tin Tina i Stronghearta, a bohaterowie filmów Lassie; O psie, który wrócił do domu; Caramelo czy Był sobie pies i wielu innych podbili serca publiczności. Natomiast osadzenie psiego bohatera jako postaci centralnej horroru, której oczami obserwujemy wydarzenia i która podobnie jak człowiek, tyle że zgodnie ze swoim postrzeganiem świata, usiłuje rozeznać się w sytuacji oraz uratować bliską osobę, stanowi powiew świeżości, pomysł innowacyjny, choć trudno tu doszukiwać się jakiegoś gatunkowego przełomu. Sama historia zaprezentowana w Good Boyu jest bowiem prosta, widzieliśmy już podobne ramy i rozwój wydarzeń. Pewną ciekawą, pożądaną komplikację stanowi za to fakt, że istnieje tu pole dla interpretacji ze względu na cechy zwierząt i opowieści o ich paranormalnych możliwościach. Ale czy było to zamiarem twórcy? Czy może na sto procent chodzi tu o „nawiedzony dom”, jak głoszą prasowe notki? Ale nawet jeśli tak, to czym jest i skąd bierze się niebezpieczeństwo w jego ścianach? Może jednak pojawia się jedynie wraz z nowym lokatorem pochodzącym z konkretnej rodziny?

Monolith Films

(Duży) chłopiec i jego pies

Fabuła Good Boya pokazuje nam bliskość pomiędzy retrieverem z Nowej Szkocji o imieniu Indy (notabene pies Bena Leonberga) i jego panem Toddem (Shane Jensen). Oglądamy ich wesołe zabawy, kiedy to pan z czułością nazywa swego pupila good boyem, i bynajmniej nie wesołe sceny, z których wynika, że mężczyzna ma bardzo poważne problemy natury medycznej. Być może cierpi na nowotwór. Guz mózgu tłumaczyłby obfite krwawienie z nosa i inne przypadłości postaci. W filmie pojawia się również wzmianka, że zakończył odwyk, co jeszcze komplikuje sprawę. Tak czy owak, pomimo kłopotów zdrowotnych i wbrew protestom swej siostry Todd decyduje się wyjechać z miasta i zamieszkać na odludziu, pośród lasu, w opuszczonym domu dziadka. Co ciekawe, rzeczony dziadek zmarł w tym domu, a jego pies zaginął... Dlaczego Todd to zrobił? Może chciał poczuć, że żyje na własnych warunkach, z dala od siostry, której natarczywe, nadopiekuńcze zachowanie w niejednej głowie obudzi myśl: Rany, co za wkurzająca baba, no każdy by uciekł. Ale w domu nieżyjącego nestora niezbyt długo czuje się lepiej. Co więcej, Indy zaczyna dostrzegać tajemniczą istotę, która ewidentnie zagraża im obu, dręcząc jego pana i zmuszając do irracjonalnych, agresywnych zachowań. Opiekuńczy retriever z Nowej Szkocji staje przed nie lada wyzwaniem, chcąc bronić mężczyznę przed złowrogą mocą.

(Duży) chłopiec i jego pies, Pieskie życie – recenzja filmu Good Boy
Monolith Films

GramTV przedstawia:

Siłą filmu Bena Leonberga nie jest na wskroś oryginalna historia, gdyż spotkanie z niezrozumiałym, prześladowanie przez zjawy o niejasnej proweniencji, w których jawa przenika się ze snem, a koszmary budują pomost do kontaktu z „demonem”, występują w wielu obrazach grozy ukazujących tajemnicze zjawiska oczami człowieka. Siłę tej produkcji stanowi pomysł i konstrukcja opowieści oddające sposób postrzegania rzeczywistości i odtwarzania wydarzeń z przeszłości przez „najlepszego przyjaciela człowieka” – jak sugerują subtelne sygnały, głównie za pomocą śladów zapachowych. Widzowie i widzki sami mogą zdecydować, czy mamy do czynienia z klątwą ciążącą na danej rodzinie, z nawiedzonym lasem i domem, czy na przykład z wizualizacją choroby (od dawna dotykającej członków tej rodziny) dzięki sławetnemu szóstemu zmysłowi psów i kotów. Co istotne, w zasadzie jedno drugiemu nie przeczy – ta opowieść grozy może mieć wiele warstw, ujmuje właśnie wielopoziomowość znaczeń tego, co widzimy na ekranie.

Monolith Films

Niniejsza produkcja nie miała dużego budżetu, a jednak realizacyjna strona przedsięwzięcia wyszła obronną ręką. Mamy tu solidne efekty specjalne – „stworzona” z błota i lepkiego mroku istota, czy też personifikacja zagrożenia, budzi dreszcz zarówno kiedy czai się tuż poza zasięgiem wzroku, jak i wtedy, gdy ukaże się naszym oczom. Leonberg zgrabnie łączy elementy zwyczajne, które jednak ze zrozumiałych względów wydają się Indy’emu przerażające i związane z wpływem obcej siły, z tymi, które wydają się takie również odbiorcom, sprawnie wykorzystuje też w opowieści nagrania oglądane przez Todda.

Monolith Films

Good Boy to całkiem udany, nastrojowy horror, który porusza nie tylko właścicieli psów (jak można wnosić z rozmów po seansie). Nie znaczy to jednak, że jest to film równy i że wszystkim spodoba się w równym stopniu. Pewnym sekwencjom przydałyby się skróty, pomimo niezbyt długiego czasu trwania film może trochę znużyć, aczkolwiek nastrojowe, chłodne zdjęcia, sposób prowadzenia kamery, który podkreśla tajemniczość owego miejsca, wrażenie niesamowitości i aurę niebezpieczeństwa, jaka powoli gęstnieje wokół naszych bohaterów, sceny snów i te kilka jump scare’ów działają nieźle. Tak czy owak, warto obejrzeć choćby ze względu na świetnego, uroczego psiego aktora, jak również zabawę obrazem i dźwiękiem.

Monolith Films

7,0
Nie tylko dla „najlepszych przyjaciół psów”, choć na nich zadziała najlepiej.
Plusy
  • Indy i jego aktorstwo (sporo budżetu musiało pójść na smaczki)
  • Wielopoziomowość znaczeń, przyziemna groza i metafora
  • Oryginalna perspektywa
  • Realizacja: zdjęcia, praca kamery i efekty specjalne
Minusy
  • Poczucie, że znamy już tę historię, tyle że opowiedzianą z innej perspektywy
  • Realizacja: nadmierna długość niektórych sekwencji
Komentarze
2
Trashka
Redaktor
02/11/2025 18:18
Julia napisał:

Z całym szacunkiem, na zdjęciach widać duck toller retrievera, a nie golden retrievera. Cała recenzja zachęcająca, film trafia na moją bucket list!

Ops, tak to jest, gdy kociarze piszą o psach :) Dzięki za komentarz i uściślenie, poprawię na retrievera z Nowej Szkocji.

Julia
Gość
02/11/2025 07:01

Z całym szacunkiem, na zdjęciach widać duck toller retrievera, a nie golden retrievera. Cała recenzja zachęcająca, film trafia na moją bucket list!