Necromunda: Hired Gun - recenzja gry nie dla fanów Doom Eternal

Adam "Harpen" Berlik
2021/06/12 11:00
1
0

A więc dla kogo, skoro to produkcja inspirowana rewelacyjną strzelanką id Software?

Tego niestety nie wiadomo...

Po tytule i krótkim wstępie doskonale wiecie, czym tak naprawdę jest Necromunda: Hired Gun. Czymś, co w założeniach miało być grą wzorowaną na ostatnim Doomie, ale twórcom ewidentnie powinęła się noga w zbyt wielu miejscach. A komu konkretnie? Otóż za stworzenie tytułu odpowiada ekipa, która ma na swoim koncie E.Y.E: Divine Cybermancy i Space Hulk: Deathwing. Niewiele, prawda? Warto dodatkowo wiedzieć, że pierwsza produkcja od Streum on Studio pojawiła się na rynku dekadę temu. Przez ten czas jednak być może wspomniany zespół nie zdążył nabrać odpowiedniego doświadczenia, bo Necromunda: Hired Gun to zwyczajny średniak. Gra, przy której można się dobrze bawić, ale bardzo często pozostawia ona wiele do życzenia.

Necromunda: Hired Gun - recenzja gry nie dla fanów Doom EternalNie chciałbym tutaj wyjaśniać rozmaitych zawiłości fabularnych, z jakimi zapoznajemy się podczas ośmiogodzinnej kampanii dla jednego gracza (Necromunda: Hired Gun nie zawiera multiplayera), bo tak naprawdę już po kilkudziesięciu minutach nie miałem ochoty śledzić opowieści zaproponowanej przez Streum on Studio. Przede wszystkim nie czułem, że przeniosłem się do świata Warhammera 40,000. Nieciekawie przedstawiony scenariusz z kiepsko napisanymi dialogami i jeszcze gorszym voice-actingiem skutecznie zachęcał do pomijania kolejnych przerywników filmowych oraz rozmów z postaciami niezależnymi.

Długa, ale krótka gra. A może na odwrót?

Necromunda: Hired Gun to jedna z tych gier, które zapewniają przyzwoity czas rozgrywki, jeśli weźmiemy pod uwagę strzelanki pierwszoosobowe, ale… miałem wrażenie, że gram w nią znacznie dłużej niż pokazywał licznik na Steamie. Być może dlatego, że w wielu miejscach najzwyczajniej w świecie przynudzała, ale nie tylko, bo zdarzyło się kilka momentów wymagających albo powtórzenia obszernego fragmentu misji ze względu na kiepsko rozłożone punkty kontrolne (zginąłem pod koniec takiego etapu), albo też w wyniku błędu, który sprawił, że moja postać zablokowała się w teksturach i nie mogłem kontynuować zabawy. Kuriozalna była również sytuacja, w której miałem bronić terenu, ale nie mogłem zbliżyć się do nadciągających wrogów, bo gdy tylko próbowałem do nich podbiec, to gra informowała mnie, że opuszczam teren misji… Musiałem wrócić na swoje miejsce i eliminować przeciwników z daleka.

Bywa angażująca, naprawdę!

Tak czy inaczej nie oznacza to wcale, że Necromunda: Hired Gun nie potrafi zapewnić radości z pokonywania kolejnych fal wrogów. Specjalnie tak sformułowałem poprzednie zdanie, gdyż wielokrotnie zamiast iść przed siebie trafiamy na wielką arenę, a naszym zadaniem jest odpieranie nadciągających przeciwników. To właśnie te momenty, w których strzelałem do niemilców na zamkniętym terenie, wspominam najlepiej. Choć recenzowana produkcja nawet w miejscach, gdzie nie tyle błyszczy, co sprawia wrażenie naprawdę przyzwoitej, i tak rozczarowuje. Bo co z tego, że giwer mamy sporo, mechanice strzelania trudno cokolwiek zarzucić, skoro wciąż strzelamy do tych samych oponentów? Przez cały czas na ekranie pojawiają się doskonale znane nam już modele wrogów. Necromunda: Hired Gun w tym aspekcie powinna być znacznie bardziej rozbudowana.

GramTV przedstawia:

Necromunda: Hired Gun na standardowym poziomie trudności miewa niekiedy problemy z odpowiednim balansem. Niektóre starcia są na tyle banalne, że zamiast strzelać, możemy podbiegać do jednostek nieprzyjaciela i wciskać przycisk, by wykonać znane z ostatnich części Dooma zabójstwa chwały. Do pewnego stopnia nie wiadomo, czy tak miało być, czy sztuczna inteligencja nie ogarnia tego, co dzieje się na ekranie. Oczywiście nie wszystkich da się wykończyć w ten sposób, o czym przekonałem się, gdy próbowałem notorycznie korzystać ze wspomnianego rozwiązania. Wówczas zamiast szybkiej likwidacji nieprzyjaciela mój bohater stał przy nim i przeładowywał broń (opcja dostępna także pod X na kontrolerze od Xbox Series X). Innym razem z kolei musimy się nieźle napocić, by rozprawić się z hordą wrogów czy też bossem. Wydaje się wówczas, że gra w tle podmienia poziom trudności na najwyższy.

Komentarze
1
MisticGohan_MODED
Gramowicz
12/06/2021 14:37

Kiepska optymalizacja ? Co za pieprzenie :P