Na ratunek! - recenzja Pikmin 4

Jakub Zagalski
2023/07/19 15:20
0
1

Roślinni niewolnicy... to znaczy pomocnicy czekają na nasze rozkazy w zupełniej nowej odsłonie kultowej serii. Japończycy nie spieszyli się z jej wydaniem, ale nie próżnowali przez te wszystkie lata.

Na ratunek! - recenzja Pikmin 4

Shigeru Miyamoto już w 2015 roku zapowiadał, że czwarta część serii Pikmin nie tylko powstaje, ale jest bardzo bliska ukończenia. Lata mijały, a Kapitan Olimar ciągle nie mógł wyruszyć na kolejną misję. Doszło nawet do tego, że Pikmin 4 zaczął być uważany za vaporware. Na szczęście Nintendo nie zakopało tego projektu i po wydaniu Pikmin 3 Deluxe na Switcha (2020) i niedawnym odświeżeniu dwóch pierwszych części serii, w końcu możemy sprawdzić zupełnie nową przygodę z roślinnymi pomagierami.

Pikmin ma rzeszę fanów na całym świecie (wszystkie części sprzedały się w ponad 7,6 mln kopii), a oczekiwanie na “czwórkę” dłużyło się niemiłosiernie. Nie owijając w bawełnę - warto było czekać, bo Pikmin 4 to pomysłowa, rozbudowana gra, która wprowadza sporo nowości przy jednoczesnym zachowaniu tego, co definiowało jakość poprzednich części.

Jedną z pierwszych zmian obserwujemy prawie na samym początku, czyli możliwość wykreowania własnego bohatera. Co prawda Kapitan Olimar jest tutaj obecny, ale po krótkim wstępie dowiadujemy się, że jesteśmy zupełnie nowym członkiem kosmicznej ekipy ratunkowej, który musi uratować... inną ekipę ratunkową.

Malutcy kosmici tradycyjnie rozbijają się na obcej planecie, która jak żywo przypomina swojską Ziemię. Z tą różnicą, że po jej powierzchni kręcą się dziwaczne stworki oraz tytułowe Pikminy. Roślinopodobne ludziki, które chętnie przyłączają się do naszego ratownika i nie zważając na swoje bezpieczeństwo wykonują nasze rozkazy.

GramTV przedstawia:

Jeżeli graliście w którąś z poprzednich części, poczujecie się jak w domu. Co prawda jest tu sporo nowości, ale trzon rozgrywki nadal opiera się na pomyśle, że główny bohater pozyskuje i zawiaduje gromadą różnokolorowych Pikminów. Podstawowym celem jest odnajdywanie kosmicznych rozbitków, ale nasz ratownik musi się także skupiać na zbieraniu rozmaitych przedmiotów (od lornetki, przez pomidory, po GameBoya Advance), z których można pozyskać specjalną energię. Całe to zbieractwo służy do naprawy/rozbudowy statku kosmicznego, odblokowywania nowych misji itd.

Pikmin 4 wzorem poprzednich części jest nietuzinkową mieszanką gry strategicznej (RTS), zręcznościówki i łamigłówki. Ratownik posyła Pikminy w wyznaczonym kierunku, a te wykonują proste zadania: atakują przeciwnika, przenoszą różne rzeczy, budują most itp. Cała zabawa polega na tym, że Pikminy występują w różnych gatunkach i każdy z nich ma swoje mocne i słabe strony. I nie zawsze mamy “pod ręką” odpowiednią liczbę danego rodzaju, by coś przenieść lub pokonać jakąś przeszkodę. Jeżeli chodzi o gatunki, to np. niebieskie Pikminy są stworzone do wodnych misji, czerwonym nie straszny ogień, a żółtym elektryczność. W Pikmin 4 doszły dwa nowe rodzaje: lodowe (mogą zamrażać wodę i przeciwników) oraz świecące, które występują w nocnych ekspedycjach (nowość). Poza tym wróciły wszystkie Pikminy znane z trzeciej części.

Nowe gatunki Pikminów to jedno, ale największą rewolucją, która świetnie rozwija grę, jest Oatchi. Poruszający się na dwóch nogach kosmiczny pies-ratownik towarzyszy nam prawie od samego początku i jest idealnym pomagierem. Oatchi może nie tylko rozbijać przeszkody, przenosić ciężkie przedmioty, ale także przewozić na swoim grzebiecie głównego bohatera i całą masę Pikminów. Jak na psiego ratownika przystało, Oatchi potrafi także węszyć i tropić cenne przedmioty, Pikminy oraz rozbitków. Co więcej, w trakcie gry możemy trenować swojego pupila, dzięki czemu wachlarz jego ruchów i zdolności staje się bardzo bogaty i niezmiernie pomocny.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!