Land of War: The Beginning - recenzja. To nie jest polskie Call of Duty

Adam "Harpen" Berlik
2021/06/20 13:45
2
0

Naprawdę chciałem, żeby to była świetna gra.

Najpierw było bardzo, ale to bardzo źle...

Zanim przejdziemy do sedna, warto napisać kilka słów o tym, co dokładnie działo się z Land of War: The Beginning zanim na dobre zapoznałem się z debiutanckim dziełem studia MS GAMES. Otóż, pierwotnie gra miała zadebiutować na Steamie 27 maja, ale w ostatniej chwili (dosłownie, bo godzinę przed zapowiedzianą premierą) okazało się, że polska firma musi opóźnić jej wydanie ze względu na obecność symboli zakazanych. Niedługo później dowiedzieliśmy się, że na tytuł poczekamy do 10 czerwca. Było warto?

Land of War: The Beginning - recenzja. To nie jest polskie Call of Duty

Kiedy w końcu udało mi się uruchomić Land of War: The Beginning, to niemal wszystko mnie od tej gry odrzuciło. Głównie za sprawą tragicznej pracy kamery (musiałem sporo pogrzebać w opcjach, by ustawić odpowiednią czułość), piekielnie wysokiego poziomu trudności (lubię takie produkcje, ale uwierzcie mi - tutaj momentami nie dało wychylić się zza osłony lub przejść kilku metrów, by nie zginąć) oraz wszędobylskich niewidzialnych ścian na otwartych terenach, co wyglądało wręcz przekomicznie, bo trzeba było poruszać się z góry wyznaczonym przez twórców tunelem.

Jak zareagowali twórcy?

MS GAMES warto jednak pochwalić za to, że niesamowicie szybko zareagowało na opinie społeczności i udostępniło aktualizację, która wprowadziła dodatkowy tryb rozgrywki, gdzie nadal gra jest wymagająca, ale rozgrywka staje się dużo przyjemniejsza. Usunięto także niewidzialne ściany, wprowadzając system, który sprawia, że po oddaleniu się na zbyt dużą odległość od obszaru misji na ekranie pojawia się stosowny komunikat wraz z licznikiem odliczającym sekundy do ponownego wczytania gry. Poprawiono także pracę kamery i zlikwidowano jeszcze jedną irytującą rzecz, a mianowicie poruszanie się po menu głównym wyłącznie za pomocą prawej gałki analogowej (oczywiście można było korzystać również z myszki, ale grałem na padzie).

Sztuczne wydłużanie czasu gry

W pierwszą udostępnioną wersję Land of War: The Beginning nie pograłem zbyt wiele, bo raptem godzinę, więc nie wiem, czy autorzy dokonali później jakichkolwiek zmian w systemie punktów kontrolnych. Checkpointy występują rzadko, a poza tym niekiedy w irracjonalnych miejscach, zmuszając nas - w razie porażki - do wielokrotnego odsłuchiwania tych samych dialogów lub powtarzania identycznych fragmentów kampanii. Nie ma mowy o jakimkolwiek systemie szybkiego zapisywania stanu rozgrywki, co tutaj sprawdziłoby się idealnie. Kto wie, może takowa opcja pojawi się w jednej z nadchodzących aktualizacji? Gdyby tak się stało, gra zyskałaby naprawdę wiele.

Co zagrało?

Do narzekania jeszcze wrócę, ale chciałbym się teraz skupić na tym, co Land of War: The Beginning robi naprawdę dobrze. Mamy tutaj bowiem do czynienia z FPS-em osadzonym w realiach II wojny światowej, którego autorzy inspirowali się chociażby drugą odsłoną cyklu Call of Duty. Gra polskiej ekipy od innych przedstawicieli wspomnianego gatunku wyróżnia się tym, że przedstawia wydarzenia rozgrywające się w 1939 roku, pozwalając na wcielenie się w szeregowego żołnierza, Piotra Kowalskiego.

GramTV przedstawia:

Podczas około sześciogodzinnej kampanii wraz z naszym bohaterem odwiedzamy wiele różnorodnych lokacji, w tym chociażby wieś Mokra czy też Warszawę, chociaż nie tylko, bo trafiamy również do lasu bądź na plażę. Skoro wspomniałem o protagoniście, to należy odnotować, że bardzo ciekawie wypadają również jego monologi. Piotr Kowalski mówi chociażby o tym, że musiał przestać myśleć o członkach wrogiej armii jak o ludziach, bo inaczej zwyczajnie by zwariował.

Land of War: The Beginning to gra niewielkiego studia, które zadbało o niezwykle zróżnicowane etapy, bowiem poza koniecznością pieszych wędrówek i eliminowania wrogów przy wykorzystaniu wiernie odwzorowanych karabinów lub pistoletów z okresu II wojny światowej, zasiadamy za sterami czołgu lub łazika, a nawet bierzemy udział w misjach lotniczych. Jak na tak krótką produkcję dzieje się tu naprawdę sporo. Jedyne zastrzeżenia można mieć do irytujących sekwencji QTE, czyli fragmentów polegających na wciskaniu odpowiednich przycisków we właściwych momentach. W ten sposób wzywamy wsparcie lub też rozprawiamy się z przeciwnikami podczas walki wręcz.

Komentarze
2
Yosar
Gramowicz
21/06/2021 01:14

Czyli poziom dubbingu (bo tyle byłem w stanie wynieść z przedpremierowych materiałów) wyznacza poziom gry. Jakoś mnie to nie dziwi, bo gra na tych materiałach wyglądała potwornie amatorsko.

Ja wiem.. pierwsza duża gra... i tak dalej.. no to jak pierwsza to może zacząć od czegoś mniejszego, niech ekipa nabierze wprawy i doświadczenia w czymkolwiek. Takie Farm 51 nie zaczynało od razu od dzisiejszych produkcji, tylko gier pokroju Tower Defence. itd.

Aa.. i jeśli gra ma taką kiepską i drętwą oprawę graficzną, to twierdzenie, że na 5900X/3080 chodziła płynnie, bo było 60 klatek animacji jest jakimś nieporozumieniem. Red Dead Redemption 2 ma na parze 5900X/3080 średnio 110 klatek na ustawieniach ultra. A jest to mocno taksująca gra słabsze sprzęty nokoutująca grafiką Land of War na głowę. Ta gra w 1080p powinna chodzić w 300 klatkach, a nie w 60.

TobiAlex
Gramowicz
20/06/2021 21:52

Wierne odwzorowane rodzaje broni... poważnie? W tej grze jest tyle błędów historycznych, że głowa mała. Polecam reckę Brodatego na youtube, on dokładnie wyjaśnia, co tam się dzieje.