Knockout City – recenzja – Zbijak na sterydach

Jakub Zagalski
2021/05/27 15:00
0
0

Knockout City ma duże aspiracje, a zarazem potencjał, by namieszać na rynku sieciowych gier drużynowych. Jest tylko jedno "ale" – największa zaleta tej gry może być też jej największą wadą.

Knockout City – recenzja – Zbijak na sterydach

Knockout City nie jest stricte strzelanką TPP. Nie bazuje na trybie battle royale, tylko na rywalizacji dwóch (zazwyczaj) 3-osobowych zespołów. Ale porównanie do Fortnite to pierwsze, co się nasuwa po zobaczeniu gry od Velan Studios. Pewnie nic wam nie mówi ta nazwa, a to ekipa odpowiedzialna za Mario Kart Live: Home Circuit. Gry na Switcha, która wykorzystuje do zabawy sterowane samochodziki z hydraulikami za kierownicą.

Czy Velan Studios we współpracy z EA (wydawca) chcieli stworzyć Fortnite-killera? Pewnie nie, aczkolwiek inspirację megahitem Epica czuć na kilometr. Głównie w warstwie graficznej i stylistycznej - krzykliwej, kolorowej, humorystycznej. Ale też w pomyśle na rozwój marki, która została pomyślana jako multiplayerowy hit i potencjalnie nowa dyscyplina esportu.

Dość powiedzieć, że gra wystartowała 21 maja, a tydzień później miały się odbyć pierwsze turnieje z nagrodami pieniężnymi. Pule na razie skromne – 10 tysięcy dolarów dla Amerykanów i 5 tysięcy dla Europejczyków. Kolejny krok to 1 czerwca i rozpoczęcie pierwszego sezonu, który ma przynieść nowe tryby, mapy, wyzwania i zapewne tonę lootu do odblokowania.

Ok, ale z czym właściwie mamy tu do czynienia? Mówiąc najkrócej, Knockout City to gra w zbijaka na sterydach. Czym to się różni od zabawy, którą pamiętam z lekcji WF-u? Po pierwsze, zamiast po sali gimnastycznej biega się/skacze/szybuje na lotni po wycinku futurystycznej metropolii. Do zbijania przeciwnika używa się nie piłki do siatkówki, tylko takiej, która może wybuchać, namierzać cel, ładować energię itp. A gdy nie mamy żadnej "amunicji" pod ręką, wystarczy jeden przycisk i nasz gracz sam zamienia się w kulę, którą łapie kolega z drużyny i ciska w przeciwnika.

GramTV przedstawia:

Knockout City to typowa gra easy to play/hard to master. Zasady łapiemy w mig, opanowanie przycisków nie zajmuje wiele czasu. Ale już poznanie wszystkich sztuczek i wyćwiczenie ich do perfekcji to nie zajęcie na dwa wieczory. Nauczenie się, jak działa każda z piłek, to początek sukcesu. Dalej musimy nauczyć się podkręcać, markować rzut, ładować energię, a przede wszystkim łapać nadlatującą piłkę w odpowiednim momencie i tym sposobem przejmować inicjatywę. Ale nawet takie umiejętności nie wystarczą na dłuższą metę, ponieważ – i tu dochodzimy do największej zalety i potencjalnej wady Knockout City – nie jest to rozgrywka dla samotników.

Pomijając oddzielny tryb 1 na 1, Knockout City to gra zespołowa. Choć serwery żyją dopiero od kilku dni, już teraz widać, że nawet zgrany duet zmiażdży liczniejszą konkurencję przypadkowych amatorów zbijaka. Podawanie piłki, rzucanie kolegą, markowanie rzutu, podczas gdy prawdziwy pocisk nadlatuje z innej strony – takie zagrywki to kwintesencja Knockout City. Gry, która jest stworzona dla zgranych ekip komunikujących się na bieżąco, znających mapę, rozmieszczenie piłek specjalnych. Granie solo, to znaczy z przypadkowymi osobami z sieci (ogromny plus za crossplatform), jest oczywiście możliwe i daje masę frajdy. Ale to tylko namiastka fantastycznego doświadczenia, które oferuje nam zgrana drużyna.

Zaraz ktoś pewnie powie, że się czepiam, bo w strzelankach FPP/TPP granie w team deathmatch (czy inny wariant kooperacyjny) z nieznajomymi to standard. I nawet bez komunikacji i drużynowych zagrań można się świetnie bawić. Owszem, jednak trzeba pamiętać, że Knockout City u swoich podstaw stawia na drużynę jako współpracujących ze sobą zawodników. Świadczy o tym chociażby możliwość zwinięcia się w kulkę, którą podnosi kolega i rzuca w przeciwnika. Albo podawanie piłki do lepiej ustawionego gracza gotowego do "strzału" czy zmylenia wroga. Granie cały czas na własną rękę, bieganie po mapie za specjalną piłką, rzucanie w pierwszego lepszego przeciwnika bez jakiegoś głębszego pomysłu na pewno będzie nam towarzyszyło przez ileś pierwszych meczy/godzin. Ale jeżeli ktoś planuje robić tak cały czas, to Knockout City traci cały urok.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!