Nowa odsłona Jurassic World pojawiła się w kinach. Oceniamy, czy tym razem jest lepiej niż w przypadku dwóch poprzednich części.
Zbierz je wszystkie
Chociaż Jurassic World: Dominion z 2022 roku miał być zwieńczeniem serii, to pomimo malejących wpływów z kin kolejnych części film zarobił na tyle dużo, że Universal Pictures nie mogło ubić tego dinozaura znoszącego złote jaja. Jasnym stało się, że kolejny rozdział franczyzy wcześniej, czy później powstanie, ale nikt nie spodziewał się, ze stanie się to tak szybko. Bez większego planu, bez kilkuletnich przygotowań, studio w błyskawicznym tempie zebrało doświadczonych twórców, gwiazdorską obsadę i rozpoczęło pracę na planie zaledwie rok temu. Gdyby Jurassic World: Odrodzenie się udało, film mógłby wyznaczyć nowy kierunek dla hollywoodzkich produkcji, które więcej nie potrzebowałyby długich przegotowań, jeszcze zanim padnie pierwsze słowo w pisanym przez scenarzystów skrypcie. Niestety tak się nie stało i Odrodzenie nie tylko jest filmem zrealizowanym zbyt pośpiesznie, ale również kiepsko przemyślanym.
Jurassic World: Odrodzenie
Martin Krebs (Rupert Friend) pracuje dla wielkiej korporacji, która chce wynaleźć lek na epidemię chorób serca, aby przedłużyć życie ludzie nawet o 20 lat. W tym celu prosi o pomoc najemniczkę Zorę Bennett (Scarlett Johansson) i naukowca doktora Henry’ego Loomisa (Jonathan Bailey), aby udali się z nim na wyprawę i odszukali trzy największe żyjące dinozaury na wyspie, która została zamknięta przed ludźmi. Ich celem jest zdobycie krwi z największego stworzenia morskiego, lądowego i latającego. Zora organizuję ekipę pod przywództwem kapitana Duncana Kincaida (Mahershala Ali), która ma umożliwić nie tylko dotarcie do niebezpiecznych prehistorycznych stworzeń. Zanim dotrą na wyspę, na otwartych wodach ratują Reubena (Manuel Garcia-Rulfo) wraz z jego rodziną, którzy zostali zaatakowani przez morskie bestie. Razem bez żadnego sprzętu, ani też planu, ruszają w głąb dżungli, aby nie tylko przeżyć, ale również odszukać dinozaury. Nie wiedzą jednak, że wyspa, na którą trafili, różni się od pozostałych.
Pierwsza połowa filmu jest całkiem obiecująca. Mamy dobrze zarysowaną stawkę, złą korporacją chcącą wzbogacić się na ludzkiej tragedii, a także wyraziste postacie, które tym bardziej zyskują przy pierwszych scenach akcji, które rozgrywają się na wodzie. Jest w tym energia, potrzebny polot, a przy tym napięcie i odpowiednia skala wydarzeń. Zacząłem żałować, że Jurassic World: Odrodzenie nie trafiło do IMAX-a, szczególnie w wersji 3D. Zapowiadało się na widowiskową, emocjonującą przygodówkę z dinozaurami, ale w zupełnie innym stylu niż poprzednia część, która skręciła już w stronę pełnoprawnego akcyjniaka rodem z Szybkich i wściekłych.
Jurassic World: Odrodzenie
Film ma jednak poważne problemy w drugiej, zdecydowanie gorszej połowie, która rozgrywa się na lądzie. Tam też nie brakuje efektownych scen, ale prowadzenie równocześnie dwóch wątków, czyli ekipy poszukiwawczej oraz rodziny, po dłuższym czasie zwyczajnie zaczyna nużyć, gdyż twórcom zabrakło pomysłu, jak można byłoby je połączyć, ale również urozmaicić. Z jednej strony Zora i reszta drużyny chcą zdobyć krew dinozaurów, przy okazji mając moralne rozterki spowodowane przez idealistycznego Loomisa, ale z drugiej otrzymujemy prostą historię przetrwania nieprzygotowanej na takie zagrożenie rodziny. Wywoływałoby to jakiekolwiek emocje, gdyby nie banalna i do bólu przewidywalna zbroja fabularna dla tych bohaterów, których imiona w całym filmie padają co najmniej trzy razy. Szkoda, że twórcy postawili na bezpieczne wybory, aby zrealizować rozrywkę dla całej rodziny, na czym nowe Jurassic World wyraźnie traci.
Pora na przygodę
Odrodzenie to niestety kolejny blockbuster, który cierpi na nadmiar fabularnych głupot. Miejscami są one drobne, jak kontuzja nogi Reubena, o której twórcy przypominają sobie w losowych momentach, aby w innych zupełnie o tym wątku zapomnieć. Jest to zwyczajne niechlujstwo twórców, którym zabrakło pomysłów, cierpliwości, a może jednak czasu, aby to wszystko odpowiednio dopracować i spiąć w logiczną całość. To irytujące, gdy film nie szanuje inteligencji widzów, chociaż w większości przypadków to drobnostki, które można byłoby łatwo załatać. Większym problemem jest zachowawczość w kreowaniu postaci i relacji między nimi. Bohaterowie, może poza Xavierem, w żaden sposób się nie rozwijają, a rzekomy romans między Zorą a Henrym jest niezręczny i prowadzi donikąd. Cud, że Loomis nie jest przynajmniej stereotypowym naukowcem-fajtłapą, dla którego ostatnim miejscem na Ziemi, w jakim powinien się znaleźć, jest dżungla pełna krwiożerczych dinozaurów. Chociaż w tym aspekcie mamy jakiś miły powiew świeżości.
Jurassic World: Odrodzenie
GramTV przedstawia:
Ważnym aspektem Jurassic World: Odrodzenie są zmutowane dinozaury, choć sam film nie korzysta z tego w pełni. Nurkujący T-Rex może jest ciekawy, ale już wielki D-Rex, wyglądający jak nieudany eksperyment na Ksenomorfie ani nie budzi szczególnego strachu, ani też nie ma żadnej ciekawy sceny akcji, w której mógłby się wykazać. Już lepiej wypada wątek „zapominania” o dinozaurach, gdzie najpierw ludzie odtworzyli ogromne gady, aby po kilkudziesięciu latach się nimi znudzić i wyrzucić niczym niepotrzebne zabawki. Szkoda, że nie zostało to bardziej rozwinięte, przez co nowe Jurassic World nie jest taką przestrogą przed genetycznymi badaniami, jakimi były niektóre z poprzednich części.
W Jurassic World: Odrodzenie brakuje wyrazistych ról. Scarlett Johansson nieźle radzi sobie w pierwszej połowie, ale w drugiej jej postać przestaje być interesująca, co jest zresztą problemem wszystkich postaci, ale to właśnie Johansson powinna być tą gwiazdą, która poniesie ten film do końca. Jonathan Bailey, Rupert Friend, Manuel Garcia-Rulfo, czy Mahershala Ali też są nieźli, ale poza tym ostatnim, niewiele mają do zaoferowania w drugiej połowie, a w szczególności pod koniec. W przeciwieństwie do pierwszego Jurassic World z Chrisem Prattem, nie są to postacie, za którymi widz będzie jakkolwiek tęsknić. Są na tyle bezbarwne, że ich ew. powrót w kolejnej części nie wywoła żadnej ekscytacji.
Nie jest to dobre odrodzenie serii Jurassic World. Film ma mocne strony, które dają pewne urozmaicenie od poprzedniej trylogii, żeby tylko wskazać bardziej przygodowy charakter, który miejscami przypomina nawet King Konga Petera Jacksona sprzed dwóch dekad. Jednak pośpiech w przypadku tego filmu nie był wskazany i druga połowa wyraźnie odstaje od pierwszej pod względem narracji, prowadzenia bohaterów, czy samych widowiskowych scen akcji. Jeżeli cokolwiek imponuje przy tak szybkim tempie pracy, to efekty specjalne, dopracowanie dinozaurów oraz strona wizualna, która stoi na wysokim poziomie. Szkoda, że reszta niedomaga.
5,0
Jurassic World: Odrodzenie to efektowna, lecz kiepsko przemyślana kontynuacja, która mimo obiecującego początku i wysokiej jakości wizualiów, rozczarowuje schematyczną fabułą i słabo poprowadzonymi postaciami.
Plusy
Widowiskowy początek z dobrze zarysowaną stawką i dynamicznymi scenami akcji na wodzie
Przygodowy klimat odróżniający film od poprzednich części
Dobre efekty specjalne i wizualnie dopracowane dinozaury
Scarlett Johansson w pierwszej połowie wypada przekonująco
Minusy
Druga połowa wyraźnie słabsza narracyjnie i fabularnie
Brak spójności i logiki w niektórych wątkach
Niewykorzystany potencjał zmutowanych dinozaurów
Płaskie, niezapadające w pamięć postacie bez wyraźnego rozwoju
Zbyt zachowawcze decyzje fabularne, film jest zbyt bezpieczny
Brak głębi i refleksji nad tematyką genetyki i moralności, które były mocną stroną serii
Idę dzisiaj odmóżdżyć się przy tym filmie. No głupszy od Dominiona nie może być... prawda?
He he.To prawda.Liderem wśród najgłupszych odsłon pozostaje niezagrożone Dominion :D
Kresegoth
Gramowicz
Ostatni sobota
Idę dzisiaj odmóżdżyć się przy tym filmie. No głupszy od Dominiona nie może być... prawda?
Silverburg
Gramowicz
Ostatni sobota
wolff01 napisał:
To raczej było do przewidzenia. Seria już dawno się rozmyła i nie mają na nią pomysłu. Pierwszy Jurrasic Park był horrorem, a dinozaury były w nim elementem wzbudzającym grozę i podziw. W kolejnych częściach ich role sprowadzono do rekwizytów. A sama zapowiedź "Odrodzenia" też nie napawała optymizmem - ot współczesna papka bez polotu.
Reszta "blockbusterów" z którymi JP ma rywalizować też nie zapowiada się szczególnie. Zobaczymy jakie wyniki wykręcą. Będzie ciekawie.
Nie oszukujmy się, dobry to oryginalny Jurrasic Park z 1993 roku, a i tak się nie umywał do książki. Reszta to lekkie, głupkowate filmy do obejrzenie w jesienny wieczór :)