To jeden z najlepszych polskich seriali ostatnich lat.
Zdradzieckie wilki morskie
Każdego roku Netflix zapowiada wiele nowych polskich filmów i seriali, ale żaden nie przykuł tak dużej uwagi, jak Heweliusz. Pięcioodcinkowa produkcja od samego początku obiecywała wiele, począwszy od opowiedzenia dramatycznej historii katastrofy promu Jan Heweliusz z 1993 roku, przez gwiazdorską obsadę, na spektakularnej realizacji kończąc. Polska kinematografia, pomimo sporego finansowania, nadal nie kojarzy się z efektownymi produkcjami, które mogłyby rywalizować z zachodnimi tytułami. Heweliusz miał to zmienić i po obejrzeniu całości, mogę z całą stanowczością stwierdzić, że twórcy, na czele z reżyserem Janem Holoubekiem, wykonali swoje zadanie. Serial nie tylko z miejsca staje się jedną z najlepszych polskich produkcji ostatnich lat, który jest gotowym hitem, mogącym namieszać również na zagranicznych rynkach, ale także serialem, który pełnymi garściami czerpie z Czarnobyla od HBO i robi to w taki sposób, że absolutnie nie mamy się czego wstydzić.
Heweliusz
Serial prezentuje nam nieco zapomnianą już historię katastrofy, której można było łatwo uniknąć. W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku na Morzu Bałtyckim podczas potężnego sztormu zatonął prom Jan Heweliusz, a w katastrofie zginęło ponad pięćdziesiąt osób, w tym załoga statku oraz pasażerowie. Jan Holoubek i scenarzysta Kasper Bajon nie skupiają się jednak na samym przebiegu tego dramatycznego wydarzenia, ale na późniejszych reperkusjach, wzajemnych oskarżeniach, tuszowaniu nieprawidłowości i próbie zrzucenia winy na kapitana Andrzeja Ułasiewicza i reszty marynarzy. Heweliusz nie zapomina również o „cichych ofiarach” tej tragedii, czyli rodzinach zmarłych, opowiadając wielowątkową i złożoną historię, która skutecznie wymyka się hollywoodzkim schematom, podążając drogą wytyczoną przez Johana Rencka i Craiga Mazina przy Czarnobylu. Te dwie adaptacje są do siebie bliźniaczo podobne pod względem struktury, narracji i samego tonu, w którym brakuje emocjonalnych szantaży.
Dlatego z przykrością muszą stwierdzić, że dwa pierwsze odcinki są zdecydowanie najgorsze z całej serii i mogą niektórych widzów znudzić, albo wręcz odrzucić od kontynuowania oglądania. Zamiast poznać przebieg tragedii, otrzymujemy jedynie pojedyncze, choć całkiem długie sceny, w których widzimy, jak pasażerowie proszeni są o opuszczenia statku, załoga wzywa SOS, a na i pod pokładem panuje istny chaos. Sceny te przeplatane są sekwencjami na lądzie, zarówno z portu, jak i późniejszymi wydarzeniami, gdzie mieszają się wątki rodzin ofiar, jak i ocalałych marynarzy, przebywających w niemieckim szpitalu. Chaos oglądamy więc nie tylko na tonącym promie, ale również w nieokiełznanej narracji, która wprowadza kolejnych bohaterów, a widz ma poczucie, że będzie to kolejny serial, który nie wykorzystuje swojego potencjału. Najbardziej bolesny do oglądania jest moment, gdy oficer Witold Skirmuntt dochodzi do siebie po katastrofie, nawiązując bliższą znajomość z jedną z niemieckich pielęgniarek.
Gdy już przebrniemy przez te dwa odcinki, czeka nagroda w postaci niezwykle angażującego serialu, który dopiero od trzeciego epizodu ugruntowuje swoją narrację, w której wszystkie wątki wskakują na swoje miejsce. Heweliusz nie chce opowiadać o samej katastrofie, babrać się w martyrologii, podkreślając bohaterstwo kapitana i reszty załogi, ale pokazać tragiczne wydarzenia, do których doszło już podczas rozliczania się z tego nieszczęśliwego wydarzenia. Z serialu katastroficznego przechodzimy płynnie w dramat sądowy, w którym przedstawiciele kapitanatu oraz firmy, do której należał statek, robią wszystko, aby zrzucić winę na innych. Dochodzi więc do polowania na czarownicę, a najłatwiejszym celem okazują się ci, którzy nie mogą już zabrać głosu. Żeby dać widzom jednak nadzieję, w tym gąszczu spisków, knowań, fałszowania faktów i zastraszania świadków, znajduje się Piotr Binter, drugi kapitan Heweliusza, jedyny sprawiedliwy, który nie jest na tyle ważną osobą, aby włączyć go do zmowy, dlatego tak bardzo zależy my na poznaniu prawdy. Szczególnie że obiecuje pomoc kapitanowej Jolancie Ułasiewicz, walczącej o dobre imię swojego męża.
Heweliusz
Od tego momentu Heweliusz ogląda się jak rasowy thriller, a fani Czarnobyla znajdą tu wiele punktów wspólnych, począwszy od wspominanego procesu, przez inne, liczne dramatyczne wydarzenia, które stanowią zaskakujący zwrot akcji, zarówno w samej serialowej historii, jak i prezentowania faktów historycznych na ekranie, aby widz lepiej mógł poznać wszystkie te zdarzenia. Nie bez znaczenia pozostaje czas katastrofy, która rozegrała się zaledwie kilka lat po 89 roku, kiedy to Polska wciąż mierzyła się z licznymi problemami, które stanowiły pozostałość po PRL-u. I chociaż serial tego nie eksploatuje, to stanowi dodatkowy czynnik emocjonalny, przez który ta historia staje się jeszcze bardziej dramatyczna.
Wielka woda
Twórcom należą się również brawa, że nie próbowali na siłę udramatyzować tej historii. Najlepszym tego przykładem jest postać Jolanty, która na swój sposób przeżywa tragedię. Musi być silna dla swojej nastoletniej córki Agnieszki, ale też z godnością przyjmować kolejne ciosy od państwa, armatora, czy byłych kolegów jej męża, którzy w perfidny sposób okłamują opinię publiczną, że winę za katastrofę ponosi wyłącznie jej mąż. W wielu innych produkcjach mielibyśmy zalew emocji, począwszy na złości i gniewie, a skończywszy na rozpaczy i desperackiej walce. Heweliusz w niezwykle zniuansowany sposób prezentuje tę bohaterkę, która pomimo całkowitej bezsilności, nie popada w histerię, a świetna kreacja Magdaleny Różczki sprawia, że aktorka samym spojrzeniem jest w stanie przekazać wszystkie niezbędne emocje. Dobrze też wypadają pozostałe ofiary, w tym Kaczkowska grana przez Justynę Wasilewską, która w nieco bardziej klasyczny, ale równie przejmujący sposób, przeżywa tę tragedię. Nie ma więc tu taniej sensacji, aby tylko wywołać wśród widzów jak najwięcej tanich emocji.
Heweliusz
GramTV przedstawia:
Chociaż Heweliusz stoi niesamowicie mocnymi rolami, żeby tylko wspomnieć o Borysie Szycu jako kapitanie Ułasiewiczu, Andrzeju Konopce w roli kapitana Kubary, czy Michale Żurawskim grającego Piotra Bintera, to obok Różdżki zdecydowanie najlepszą rolę prezentuje Konrad Eleryk jako oficer Witold Skirmuntt. Jako jeden z niewielu ocalałych z Heweliusza i osoba blisko pracująca z Ułasiewiczem, najlepiej wie, co działo się w momencie katastrofy. Mimo to jest manipulowany, aby pomógł rozstrzygnąć sprawę na korzyść przedstawicieli państwa polskiego i sprzeniewierzył się pamięci zmarłego kapitana. To najbardziej dramatyczna postać serialu, która rozdarta jest we wewnętrznym konflikcie i dopiero na końcu dowiadujemy się dlaczego. Zresztą twórcy w samym finale pokazują, co naprawdę mogło doprowadzić do katastrofy promu, ile różnych czynników miało na to wpływ i obarczanie winą pojedynczych osób jest sprzeczne z zasadami jakiejkolwiek etyki i moralnością. Serial nie daje więc jednoznacznego rozwiązania, a jedynie prezentuje swoje własne teorie, jednocześnie nie zamykając się na inne.
Realizacja Heweliusza zasługuje na wszystkie pochwały. Widać, że Netflix nie szczędził budżetu, a co najważniejsze twórcy wiedzieli, jak go odpowiednio wykorzystać. Zachwyty powodują nie tylko sceny samej katastrofy, chociaż są one spektakularne, niezwykle klaustrofobiczne i emocjonujące, ale również te na sali sądowej, czy smutnych, szarych blokowiskach z lat 90., gdzie świetne zdjęcia idą w parze z efektownym montażem. Szczególnie w finałowym epizodzie, który ogląda się jak na szpilkach, nie mogąc oczekiwać, że ostatecznie otrzymamy szczęśliwe zakończenie. Wszystko to tworzy serial przykry w odkrywaniu, ale od którego trudno się oderwać i ponad pięciogodzinny materiał ogląda się niemal jednym tchem.
Heweliusz to nie tylko jedna z najlepszych polskich produkcji ostatnich lat, ale też jedna z najważniejszych. Polskie kino oparte na faktach rzadko kiedy potrafi wznieść się na wyżyny, ale serial Netflix podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej, pokazując, że absolutnie nie mamy się czego wstydzić na tle nawet hitowych tytułów z zagranicy. Heweliusz ma w sobie wszystko, aby stać się prawdziwym serialowym wydarzeniem, przede wszystkim w Polsce, ale również w pozostałych krajach. W produkcji Holoubka niemal wszystko się zgadza i gdyby tylko dwa pierwsze odcinki były bardziej porywające, a mniej chaotyczne (chociaż nadal mają świetne sceny pokazujące katastrofę), to byłoby wręcz idealnie. Do perfekcji, szczególnie biorąc pod uwagę jedynie polskie podwórko, zabrakło więc niewiele.
9,0
Heweliusz to murowany hit, nie tylko na polskim Netflixie.
Plusy
Historia skupiona nie tyle na samej katastrofie, co na późniejszych, również dramatycznych wydarzeniach
Porywające sceny sądowe
Spektakularne sekwencje ukazujące katastrofę
Serial katastroficzny, dramat sądowy, thriller – jest tu wszystko, aby ta historia trzymała w napięciu
Dostarcza różnych emocji
Niesamowicie wysoka jakość produkcyjna
Rewelacyjne aktorstwo, szczególnie Konrada Eleryka i Magdaleny Różczki
Ostatni odcinek to majstersztyk
Wielka praca całej ekipy kierowanej przez reżysera Jana Holoubka
Minusy
Tempo narracji i lekki chaos w pierwszych dwóch odcinkach
Chętnie obejrzę - obecnie jestem w trakcie odsłuchiwania fascynującego materiału Polskiego Radia p.t. "Dlaczego Heweliusz zatonął? Kulisy tragedii I Heweliusz. Prawdziwa historia".