Great Western Trail: Nowa Zelandia - recenzja. Czy to już za dużo?

Piotr-Magdziak
2025/07/08 17:00
1
0

Great Western Trail to gra już niemalże kultowa. Czy nowa wersja – Nowa Zelandia - to dobra reedycja czy może nadmierna już przesada?

Od ranczera do hodowcy owiec

Great Western Trail, czy też Wielki Zachodni Szlak to historyczny szlak prowadzący przez amerykańskie prerie, używany w drugiej połowie XIX wieku do przepędzania bydła z Teksasu do stacji kolejowych w Kansas, skąd zwierzęta były transportowane dalej na północ i wschód USA. Szlak ten powstał w latach 70. XIX wieku i był jednym z kilku wielkich szlaków wykorzystywanych przez kowbojów do transportu setek tysięcy sztuk bydła. I dokładnie to robiliśmy w grze Great Western Trail – przepędzaliśmy i sprzedawaliśmy bydło do Kansas City.

W Great Western Trail: Nowa Zelandia bydła nie ma. Nie ma też Wielkiego Zachodniego Szlaku. Mamy za to owce, które przepędzamy do Wellington. Klimatycznie to już trochę nie to samo, ale gra dalej prezentuje się bardzo ładnie. Od razu atakuje nas też nieprawdopodobną liczbą komponentów – mamy setki kart, duże planszetki graczy i olbrzymie dwie plansze, które zajmują całkiem sporo miejsca na stole. Od razu warto więc uprzedzić – to wielka gra. Jeśli macie mały stół to czeka was gra na podłodze. Niezbyt przyjemne jest też rozkładanie i składanie, które zajmuje mnóstwo czasu. A insertu równie dobrze mogłoby nie być i od razu trzeba zastąpić go czymś customowym.

Hodowla owiec to temat skomplikowany

planszetka gracza
planszetka gracza

Great Western Trail: Nowa Zelandia to gra ekonomiczno-strategiczna z elementami kontroli planszy. Tak naprawdę, jest to jednak klasyczne point-salad. Każda nasza akcja przyniesie nam punkty – wygra ten to punkty zbierze rozsądniej i efektywniej.

Główny zamysł jest względnie prosty – poruszamy się po planszy w pętli, od startu do Wellington, zatrzymując się na budynkach pozwalających nam wykonywać różne akcje. Część możemy pomijać, dopasowując w ten sposób strategię do potrzeb. W trakcie akcji kontrolujemy swoja rękę z kartami owiec w taki sposób, żeby dotrzeć do końca planszy mając najlepszy możliwy układ zapewniający nam możliwie dużo punktów i waluty. Bogatsi o nowe zasoby możemy wydać je na dodatkowe karty i akcje i całość powtarzamy aż do zakończenia gry. To takie wytłumaczenie w bardzo, ale to bardzo skompresowanym skrócie.

W Great Western Trail: Nowa Zelandia mamy bowiem naprawdę mnóstwo opcji i od początku należy pogodzić się z faktem, że nie uda nam się zrealizować wszystkich z nich. Punkty możemy zdobywać kupując dodatkowe owce. Możemy również budować na planszy nowe budynki zapewniające nam o wiele mocniejsze akcje. Warto też szkolić nowych pracowników zwiększających możliwości naszych ruchów. Ale nie można zapomnieć przy tym o żeglowaniu po górnej mapie, aby odblokowywać nowe lokalizacje dające konkretne bonusy. Do tego dochodzi jeszcze kwestia awansowania na torze pioniera, realizacji celów, usuwania zagrożeń z mapy i inwestowaniu złota w dodatkowe karty. Każda mechanika w tej grze skrywa schowane dwie mechaniki z czego jedna jest trzema mechanikami w długim płaszczu, które stoją sobie na ramionach. Pierwsza rozgrywka każde nam analizować możliwości niczym Dr. Strange w Infinity War.

Całość jest naprawdę dobrze przemyślana. Great Western Trail: Nowa Zelandia wykorzystuje tak naprawdę wszystkie mechaniki z poprzednich odsłon tej serii i spina to wszystko w całkiem elegancką formę. Niemal wszystkie akcje łącza się ze sobą. Jeśli zbudowaliśmy budynek, łatwiej będzie nam żeglować po wyspach. Jeśli kupiliśmy owce, łatwiej będzie nam zarabiać pieniądze na budynki. Jeśli zainwestowaliśmy w karty, zyskamy bonusy kompensujące nam brak kart owiec. A jeśli żeglujemy po wyspach, to dostaniemy więcej pieniędzy z kupionych owiec. Wszystko ma tu naprawdę sporo sensu.

I mogący przerastać nowych graczy

I mogący przerastać nowych graczy, Great Western Trail: Nowa Zelandia - recenzja. Czy to już za dużo?

GramTV przedstawia:

Problem w tym, że jest tego koszmarnie wręcz dużo. Great Western Trail: Nowa Zelandia to gra skomplikowana. Ale skomplikowana w ten niefajny sposób. Zasypuje nam mnogością mechanik, ikonek i drobnych zasad, o których musimy pamiętać. Jest tego zwyczajnie odrobinę za dużo, aby zapewnić komfortową rozgrywkę. Po kilku partiach problem zanika, ale nauka może iść dość ciężko, a niezbyt przystępna książka z zasadami na pewno nam nie pomoże. Nowi gracze, którym będziemy próbowali wytłumaczyć jak grać w Great Western Trail: Nowa Zelandia prawdopodobnie przestaną słuchać nas w połowie albo i w jednej trzeciej zasad. I wcale im się nie dziwię.

Przy okazji, w odróżnieniu od oryginalnej wersji, Great Western Trail: Nowa Zelandia jest grą bardzo długą. Nie ma tutaj żadnego systemu, który pozwoliłby graczom kontrolować tempo rozgrywki, co stanowiło ciekawą opcję strategiczną w oryginale. Trzygodzinna, a nawet czterogodzinna rozgrywka nie będzie tutaj rzadkością. Dodam jednak uczciwie, że gra się naprawdę przyjemnie. Czas oczekiwania na swój ruch nie jest zbyt długi i wszystko idzie płynnie. Progres gracza jest wyraźny i do ostatnich chwil nie wiadomo tak naprawdę kto wygra.

Równocześnie, Great Western Trail: Nowa Zelandia to gra raczej z gatunku bezlitosnych. Głupie decyzje i błędy z tury drugiej będą dalej odczuwalne w turze 22 i prawdopodobnie będziemy na nie mocno narzekać.

Great Western Trail: Nowa Zelandia skaluje się bardzo dobrze i będziemy bawić się w porządku niezależnie od liczby graczy. Niemniej, wydaje się, że przy czwórce traci trochę na płynności i trójka to ta optymalna liczba.

Ciężko trochę mi wskazać, czy Great Western Trail: Nowa Zelandia to najlepsza odsłona serii, ale raczej nie mogę tego powiedzieć. Na pewno jest najbardziej skomplikowana i zawierająca najwięcej elementów mechanicznych. Nie czaruje jednak tak mocno innowacyjnością, prostotą i płynnością jak oryginał, szczególnie w drugiej edycji. Wygląda to trochę tak, jakby autor na siłę chciał upchnąć tutaj wszystko co przyszło mu do głowy. I ok, do głowy przychodziły mu same rewelacyjne pomysły, temu nie ma jak zaprzeczyć. Dla koneserów serii może to być nawet najlepsza gra tego autora. Osobom, które nigdy nie grały w Great Western Trail raczej jej nie polecę – sięgnijcie po podstawową wersję, którą uważam za prawdopodobnie najlepszą grę planszową na świecie.

7,5
Great Western Trail: Nowa Zelandia to taka sałatka złożona z wielu mechanik. Całkiem smaczna, ale daleko jej do geniuszu oryginalnej wersji.
Plusy
  • Świetnie dobrane mechaniki
  • Możemy wygrać różnymi strategiami
  • Bardzo regrywalna
  • Wciągająca i płynna
Minusy
  • Zbyt skomplikowana i niepotrzebnie przekombinowana
  • Długa
  • Fatalny insert i trudne rozkładanie
Komentarze
1
Headbangerr
Gramowicz
08/07/2025 22:39

Lubię duże gry. Uwielbiam Cavernę, Ark Nova oraz wiele innych.

Nie trawię Great Western Trail. Posiadam ją. Regularnie do niej wracam żeby się przemóc i spróbować jeszcze raz. Nie mogę. Po prostu mnie od niej odrzuca.