Na Prime Video pojawił się drugi sezon Gen V. Oceniamy, czy spin-off The Boys nadal trzyma wysoki poziom.
Oby więcej takich złoczyńców
Spin-off The Boys od samego początku miał trudne zadanie: znaleźć własną drogę w uniwersum, które zostało już mocno zdefiniowane przez oryginalną serię. Gen V w pierwszym sezonie zapowiadało się na powiew świeżości, będącą mieszanką satyry politycznej i brutalnej superbohaterskiej groteski, czyli wszystko to, co znaliśmy z The Boys, ale połączone z dramatem młodzieżowym, który wciągał swoją dynamiką i odwagą w poruszaniu trudnych tematów. Drugi sezon miał więc odpowiedzieć na pytanie: czy serial potrafi wyjść z cienia swojego „starszego brata”? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, gdyż to sezon nierówny, lecz ambitny i momentami bardzo emocjonalny, ale też cierpi na powtarzalne schematy i przesadne nawiązania do głównej produkcji.
Gen V
Po wydarzeniach z końcówki pierwszego sezonu bohaterowie trafiają do zamkniętego ośrodka przypominającego mieszankę więzienia i zakładu psychiatrycznego. Ich pobyt tam mógł być punktem wyjścia dla zupełnie nowego kierunku fabularnego, gdzie dominowałby mrok, klaustrofobia, czy psychiczne napięcie. Niestety, scenarzyści szybko porzucają ten trop, a akcja znów przenosi się na Uniwersytet Godolkina. To miejsce jednak nie przypomina już „starego” kampusu i szkoła przechodzi transformację pod rządami nowego dziekana, tajemniczego Ciphera. Wykreowany przez Hamisha Linklatera antagonista od pierwszych chwil budzi niepokój, łączy elegancję, grozę i cynizm, a jego wizja to iście supremacjonistyczny projekt, w którym ludzie traktowani są jak obywatele drugiej kategorii, a słabsi superbohaterowie nie zasługują na uwagę.
Wokół Ciphera buduje się atmosfera sekty, a jego metody treningowe są mocno dyskusyjne. To właśnie ten wątek, przejęcia władzy przez enigmatycznego lidera, nadaje sezonowi energii i pozwala widzowi choć na chwilę poczuć, że ogląda historię, która nie jest jedynie powielaniem schematów z The Boys.
Gen V
Śmierć Chance’a Perdomo, odtwórcy roli Andre Andersona, była ciosem nie tylko dla produkcji, ale też dla widzów. Twórcy nie zdecydowali się na ponowne obsadzenie tej postaci i była to bardzo dobra decyzja. Zamiast tego śmierć aktora, a zarazem jego bohatera, została wpisana w fabułę jako wydarzenie rozgrywające się między sezonami. Andre ginie podczas próby ucieczki z zakładu, a jego nieobecność odciska piętno na każdym wątku. To rozwiązanie ma dwa oblicza. Z jednej strony brak sceny pożegnania sprawia, że śmierć Andre wydaje się fabularnie niedokończona i można przez to poczuć pewien niedosyt. Z drugiej jednak, żałoba po nim staje się emocjonalnym sercem sezonu. Postacie nieustannie mierzą się z poczuciem winy i stratą. Marie przeżywa wyrzuty sumienia, Jordan nie radzi sobie z gniewem, Emma próbuje odnaleźć w sobie siłę, a Polarity, ojciec Andre, wkracza na scenę jako postać tragiczna, rozdarta między rolą mentora a ojca, który nie umie pogodzić się ze stratą syna.
Śmieszna amerykańska polityka
Główna trójka bohaterów, Marie, Jordan i Emma, wreszcie zaczyna wychodzić poza archetypy z pierwszego sezonu. Marie Moreau dostaje rolę centralnej bohaterki, a jej relacja z Cipherem, który dostrzega w niej potencjał do stania się najpotężniejszą superbohaterką na świecie, tworzy klasyczny konflikt między kuszącą obietnicą władzy a moralnym wyborem. Z niepewnej dziewczyny staje się kimś, kto naprawdę ma szansę zmienić świat, choć nie wiadomo, w którą stronę. Jordan Li mierzy się z własną tożsamością, ale też ze stratą Andre. Jego wewnętrzne rozdarcie zostaje przedstawione wiarygodnie i widać, że scenarzyści chcą pogłębić tę postać, a nie traktować jej wyłącznie jako osobnego nośnika do komentarzy społecznych. Z kolei Emma Meyer przestaje być tylko komediowym dodatkiem – jej relacja z Samem i wewnętrzna walka o samoakceptację nadają jej wreszcie powagi. Emma zaczyna być bohaterką, która walczy o coś więcej niż tylko przetrwanie.
Gen V
GramTV przedstawia:
Zgodnie z duchem uniwersum Gen V nie boi się ostrych komentarzy społecznych, jednak nie wszystkie wyszły równie dobrze. Widać, że Eric Kripke i reszta twórców są na bieżąco z wydarzeniami z amerykańskiej polityki, ale też nie próbują jej niuansować, aby nadać podejmowanych wątkom więcej głębi. Na tym tle świetnie wypadają momenty, gdy Gen V skupia się nie na politycznych sloganach, a na emocjach bohaterów i mechanizmach korporacyjnej manipulacji. Vought, jako symbol wszystkiego, co władcze i cyniczne, znów staje się lustrzanym odbiciem realnych instytucji i w tych momentach serial faktycznie odzyskuje moc satyryczną.
Nie byłoby Gen V bez tego, co widzowie znają z The Boys, czyli hektolitrów krwi, scen szokujących obscenicznością i nieustannego balansowania na granicy dobrego smaku. Drugi sezon podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej, począwszy od wybuchających organów po kolejne gagi o genitaliach. Momentami działa to zgodnie z intencją, wprowadzając czarny humor w stylu South Parku, ale często budzi też wrażenie przesytu. Problem polega na tym, że groteskowe sceny często przysłaniają dramatyczne wątki, które powinny być w centrum. Żałoba po Andre czy moralne rozterki Marie giną w oceanie szokujących gagów, a szkoda, bo to właśnie poważniejsze fragmenty są w tym sezonie najmocniejsze.
Drugi sezon Gen V to mieszanka skrajności. Z jednej strony mamy powtarzalność, przesadę i brak tożsamości, serial wciąż nie zdecydował, czy chce być satyrą, dramatem młodzieżowym, czy dodatkiem do The Boys. Z drugiej dostajemy wiele emocjonalnych scen, świetnie napisanego złoczyńcę w postaci Ciphera, rozwój głównych bohaterów i sporo angażujących momentów, dzięki którym chce się oglądać ten sezon do końca i czeka się już na kolejny. Dla fanów uniwersum to wciąż pozycja obowiązkowa, jednak osoby oczekujące czegoś naprawdę świeżego mogą poczuć się zawiedzione.
7,0
W drugim sezonie Gen V dramat i emocje mieszają się z groteską i parodią, która bywa eksplorowana aż do przesady. Fani pierwszego sezonu będą jednak zadowoleni.
Plusy
Postać Ciphera…
…w którego świetnie wciela się Hamish Linklater
Dobrze wpleciono żałobę po Andre
Rozwój głównych postaci
Pogłębienie motywu korporacyjnych manipulacji i wykorzystywania
Spin-offy oglądam, poszukując w nich jak najwięcej klimatu produkcji, do których się odwołują. Gen V miał z tym problem już w pierwszym sezonie. Poza kilkoma scenami ciężko tam było znaleźć Boys.
Po obejrzeniu pierwszego odcinka drugiego sezonu, w ogóle już nic z tego nie odnajduję.