Gen V – recenzja drugiego sezonu. Nowy rok szkolny

Radosław Krajewski
2025/09/23 12:00
1
0

Na Prime Video pojawił się drugi sezon Gen V. Oceniamy, czy spin-off The Boys nadal trzyma wysoki poziom.

Oby więcej takich złoczyńców

Spin-off The Boys od samego początku miał trudne zadanie: znaleźć własną drogę w uniwersum, które zostało już mocno zdefiniowane przez oryginalną serię. Gen V w pierwszym sezonie zapowiadało się na powiew świeżości, będącą mieszanką satyry politycznej i brutalnej superbohaterskiej groteski, czyli wszystko to, co znaliśmy z The Boys, ale połączone z dramatem młodzieżowym, który wciągał swoją dynamiką i odwagą w poruszaniu trudnych tematów. Drugi sezon miał więc odpowiedzieć na pytanie: czy serial potrafi wyjść z cienia swojego „starszego brata”? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, gdyż to sezon nierówny, lecz ambitny i momentami bardzo emocjonalny, ale też cierpi na powtarzalne schematy i przesadne nawiązania do głównej produkcji.

Gen V
Gen V

Po wydarzeniach z końcówki pierwszego sezonu bohaterowie trafiają do zamkniętego ośrodka przypominającego mieszankę więzienia i zakładu psychiatrycznego. Ich pobyt tam mógł być punktem wyjścia dla zupełnie nowego kierunku fabularnego, gdzie dominowałby mrok, klaustrofobia, czy psychiczne napięcie. Niestety, scenarzyści szybko porzucają ten trop, a akcja znów przenosi się na Uniwersytet Godolkina. To miejsce jednak nie przypomina już „starego” kampusu i szkoła przechodzi transformację pod rządami nowego dziekana, tajemniczego Ciphera. Wykreowany przez Hamisha Linklatera antagonista od pierwszych chwil budzi niepokój, łączy elegancję, grozę i cynizm, a jego wizja to iście supremacjonistyczny projekt, w którym ludzie traktowani są jak obywatele drugiej kategorii, a słabsi superbohaterowie nie zasługują na uwagę.

Wokół Ciphera buduje się atmosfera sekty, a jego metody treningowe są mocno dyskusyjne. To właśnie ten wątek, przejęcia władzy przez enigmatycznego lidera, nadaje sezonowi energii i pozwala widzowi choć na chwilę poczuć, że ogląda historię, która nie jest jedynie powielaniem schematów z The Boys.

Gen V
Gen V

Śmierć Chance’a Perdomo, odtwórcy roli Andre Andersona, była ciosem nie tylko dla produkcji, ale też dla widzów. Twórcy nie zdecydowali się na ponowne obsadzenie tej postaci i była to bardzo dobra decyzja. Zamiast tego śmierć aktora, a zarazem jego bohatera, została wpisana w fabułę jako wydarzenie rozgrywające się między sezonami. Andre ginie podczas próby ucieczki z zakładu, a jego nieobecność odciska piętno na każdym wątku. To rozwiązanie ma dwa oblicza. Z jednej strony brak sceny pożegnania sprawia, że śmierć Andre wydaje się fabularnie niedokończona i można przez to poczuć pewien niedosyt. Z drugiej jednak, żałoba po nim staje się emocjonalnym sercem sezonu. Postacie nieustannie mierzą się z poczuciem winy i stratą. Marie przeżywa wyrzuty sumienia, Jordan nie radzi sobie z gniewem, Emma próbuje odnaleźć w sobie siłę, a Polarity, ojciec Andre, wkracza na scenę jako postać tragiczna, rozdarta między rolą mentora a ojca, który nie umie pogodzić się ze stratą syna.

Śmieszna amerykańska polityka

Główna trójka bohaterów, Marie, Jordan i Emma, wreszcie zaczyna wychodzić poza archetypy z pierwszego sezonu. Marie Moreau dostaje rolę centralnej bohaterki, a jej relacja z Cipherem, który dostrzega w niej potencjał do stania się najpotężniejszą superbohaterką na świecie, tworzy klasyczny konflikt między kuszącą obietnicą władzy a moralnym wyborem. Z niepewnej dziewczyny staje się kimś, kto naprawdę ma szansę zmienić świat, choć nie wiadomo, w którą stronę. Jordan Li mierzy się z własną tożsamością, ale też ze stratą Andre. Jego wewnętrzne rozdarcie zostaje przedstawione wiarygodnie i widać, że scenarzyści chcą pogłębić tę postać, a nie traktować jej wyłącznie jako osobnego nośnika do komentarzy społecznych. Z kolei Emma Meyer przestaje być tylko komediowym dodatkiem – jej relacja z Samem i wewnętrzna walka o samoakceptację nadają jej wreszcie powagi. Emma zaczyna być bohaterką, która walczy o coś więcej niż tylko przetrwanie.

Gen V
Gen V

GramTV przedstawia:

Zgodnie z duchem uniwersum Gen V nie boi się ostrych komentarzy społecznych, jednak nie wszystkie wyszły równie dobrze. Widać, że Eric Kripke i reszta twórców są na bieżąco z wydarzeniami z amerykańskiej polityki, ale też nie próbują jej niuansować, aby nadać podejmowanych wątkom więcej głębi. Na tym tle świetnie wypadają momenty, gdy Gen V skupia się nie na politycznych sloganach, a na emocjach bohaterów i mechanizmach korporacyjnej manipulacji. Vought, jako symbol wszystkiego, co władcze i cyniczne, znów staje się lustrzanym odbiciem realnych instytucji i w tych momentach serial faktycznie odzyskuje moc satyryczną.

Nie byłoby Gen V bez tego, co widzowie znają z The Boys, czyli hektolitrów krwi, scen szokujących obscenicznością i nieustannego balansowania na granicy dobrego smaku. Drugi sezon podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej, począwszy od wybuchających organów po kolejne gagi o genitaliach. Momentami działa to zgodnie z intencją, wprowadzając czarny humor w stylu South Parku, ale często budzi też wrażenie przesytu. Problem polega na tym, że groteskowe sceny często przysłaniają dramatyczne wątki, które powinny być w centrum. Żałoba po Andre czy moralne rozterki Marie giną w oceanie szokujących gagów, a szkoda, bo to właśnie poważniejsze fragmenty są w tym sezonie najmocniejsze.

Drugi sezon Gen V to mieszanka skrajności. Z jednej strony mamy powtarzalność, przesadę i brak tożsamości, serial wciąż nie zdecydował, czy chce być satyrą, dramatem młodzieżowym, czy dodatkiem do The Boys. Z drugiej dostajemy wiele emocjonalnych scen, świetnie napisanego złoczyńcę w postaci Ciphera, rozwój głównych bohaterów i sporo angażujących momentów, dzięki którym chce się oglądać ten sezon do końca i czeka się już na kolejny. Dla fanów uniwersum to wciąż pozycja obowiązkowa, jednak osoby oczekujące czegoś naprawdę świeżego mogą poczuć się zawiedzione.

7,0
W drugim sezonie Gen V dramat i emocje mieszają się z groteską i parodią, która bywa eksplorowana aż do przesady. Fani pierwszego sezonu będą jednak zadowoleni.
Plusy
  • Postać Ciphera…
  • …w którego świetnie wciela się Hamish Linklater
  • Dobrze wpleciono żałobę po Andre
  • Rozwój głównych postaci
  • Pogłębienie motywu korporacyjnych manipulacji i wykorzystywania
  • Jest sporo udanych żartów
Minusy
  • Serial wciąż szuka własnej tożsamości
  • Za dużo nawiązań do The Boys
  • Powierzchowna polityczna satyra
  • Rozchwiany ton opowieści
  • Zmarnowany potencjał więziennego wątku
  • Tempo bywa nierówne
Komentarze
1
Vasago
Gramowicz
23/09/2025 17:49

Spin-offy oglądam, poszukując w nich jak najwięcej klimatu produkcji, do których się odwołują. Gen V miał z tym problem już w pierwszym sezonie. Poza kilkoma scenami ciężko tam było znaleźć Boys. 

Po obejrzeniu pierwszego odcinka drugiego sezonu, w ogóle już nic z tego nie odnajduję.