Polskie gry samochodowe raczej nie pojawiają się zbyt często, a już na pewno nie w takiej skali, dlatego JDM: Japanese Drift Master wzbudziło ogromne zainteresowanie. Jak rodzima produkcja poradziła sobie z tym sporych rozmiarów wyzwaniem?
Mamo, mamo! Kupi mi Need for Speeda! Przecież mamy Need for Speeda w domu. Need for Speed w domu: JDM: Japanese Drift Master. Ten popularny tekst z memów na ogół ma być złośliwy, ale nie w tym przypadku. Nie musimy ciągle spoglądać w stronę zagranicznych tytułów, skoro rodzime studio potrafi stworzyć grę równie dobrą i dającą wiele frajdy. Studio Gaming Factory wykonało kawał dobrej pracy, ale nie da się też ukryć, że JDM nadal wymaga pewnych poprawek, aby stać się produkcją jeszcze lepszą w przyszłości. Wsiądźmy jednak w samolot i zacznijmy od początku…
JDM: Japanese Drift Master
Witajcie w Japonii!
Przylecieliśmy do Japonii jako Touma, polski kierowca, chcący zrobić wyścigową karierę na terenie kraju kwitnącej wiśni. To pierwszy i jeden z najistotniejszych punktów, który od początku przykuwał uwagę graczy z całego świata, w tym moją. Lokalizacja. Pomysł umiejscowienia akcji gry w tak pięknym i malowniczym kraju, był strzałem w dziesiątkę, wszak kultura driftu i tuningu jest w Japonii wysoko rozwinięta. Istniało tylko jedno ryzyko – czy twórcom uda się oddać ducha Japonii? Nie wszystkie gry robią to dobrze, a ostatnią produkcją, choć z nieco innego gatunku, w której naprawdę czułem się jakbym odwiedził to piękne państwo było Ghostwire Tokyo. Na całe szczęście, polskie studio podeszło do tematu z taką samą pieczołowitością, dzięki czemu JDM: Japanese Drift Master posiada jeden z najlepiej wykreowanych światów (Guntama) inspirowanych Japonią w grach wideo (do tego całkiem spory).
Mamy tutaj wszystko. Charakterystyczną florę i faunę, budynki, miejsca inspirowane różnymi regionami Japonii, góry, jeziora, a nawet sporych rozmiarów metropolię. Każde drzewo wiśni, każda kapliczka przy drodze, sklepik, czy inna świątynia, zostały wykonane z sercem i szacunkiem do Japonii. Przynajmniej tak czułem grając i obserwując tereny wokół siebie. Do tego w grze pojawia się wiele miejsc, które jesteśmy w stanie spotkać na żywo (góra Fuji, miejsce narodzin driftu, słynny parking dla samochodowych wariatów), a nawet kilka ciekawych nawiązań do japońskiej popkultury (Gundam w tych samych rozmiarach co ten, który stoi w realnym świecie w Yokohamie, nawiązania do Initial-D, Pokemonów itp.). Całośc robi fantastyczne wrażenie, również graficznie (o tym szerzej powiem w dalszej części tekstu). Jeśli w grach fabularnych jesteście w stanie czasem przystanąć swoim bohaterem i podziwiać w ciszy widoki, to wierzcie mi, tutaj będziecie mieli ochotę na to samo.
JDM: Japanese Drift Master
Manga, czyli o tym jak Polak podbija Japonię
JDM: Japanese Drift Master posiada fabułę w postaci mangi. Po graniu w darmowy prolog, spodziewałem się zwykłej, luźnej opowieści, która raczej nie zrobi jakiegoś większego wrażenia, ale pełna wersja gry mocno mnie pod tym kątem zaskoczyła. Faktycznie, początek wydaje się bardzo lekki, niemal młodzieżowy, ale z czasem pojawia się coraz więcej intryg, plot twistów, seksu, zdrad i sporo mocnej akcji – nie tylko związanej z wyścigami. Całość została podana w bardzo przystępny sposób, również pod kątem dawkowania kolejnych „kartek”, co uważam za plus – historia nie powinna was zmęczyć, a wręcz przeciwnie, chętnie zakończycie kolejne wyścigi, aby poznać dalsze losy bohaterów. Swoją drogą Ci mają fajnie zarysowane charaktery i nie są płascy. Można ich polubić lub wręcz znienawidzić. Pssst, warto być uważnym, bowiem sama manga również zawiera kilka ciekawych easter ergów. Jeśli chodzi o sposób rysowania, nie jestem jakimś znawcą w temacie, ale dla mojego oka było naprawdę bardzo dobrze. Fajnym plusem są także wkomponowane dźwięki, które podkreślają daną akcję, na przykład uderzenia, pisk opon i tym podobne.
JDM: Japanese Drift Master
Jest co robić, ale...
Gra posiada zadania fabularne i dodatkowe, które pozwalają zarobić trochę pieniędzy na kolejne ulepszenia i samochody. Bardzo podobały mi się misje kurierskie, w której jeździmy służbowym autem i rozwozimy sushi – oczywiście możliwie jak najszybciej, uzyskując możliwie najlepszą ocenę za drift, ale przy okazji nie niszcząc dania. Była to miła odskocznia od fabularnych akcji. Czasem podwozi się dziewczyny i podczas takiej przejażdżki również trzeba driftować, aby wywołać u nich ekscytację. Mam tu jednak kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, tych aktywności pobocznych nie było zbyt wiele. Po drugie, brakowało mi więcej możliwości, aby zaimponować dziewczynom. Jasne to gra głównie o drifcie, ale czułem że jazda pod prąd lub z wysoką prędkością, albo chociaż mijanie o włos samochodów powinno naliczać dodatkowe punkty. Zauważyłem też pewną fabularną niekonsekwencję. Przykład: w jednej misji jedna z bohaterek chce abyśmy ją gdzieś podrzucili jej samochodem i faktycznie w tej misji obejmujemy stery kompaktowej Hondy bohaterki i jedziemy na miejsce. W innej misji, jedna z postaci wyraźnie mówi nam „weź mój wóz i goń go”, po czym misję zaczynamy… ze swoim samochodem, a nie pojazdem wskazanym przez bohatera w historii. Dlaczego w jednej misji się dało, a w innej nie? Nie wiem, ale szkoda, bo to na pewno bardziej poprawiłoby imersję.
Brakuje też szybszej możliwości zmiany samochodu. To znaczy rozumiem, że realistycznie jest pojechać do garażu, ale po pewnym czasie wychodzi z człowieka lenistwo i jeśli mamy aktualnie samochód ustawiony pod grip, a kolejna misja jest driftowa, to musimy przejść przez nieco długą procedurę zmiany samochodu na inny (dojazd lub teleport w dane miejsce, ekrany ładowania itp.). Na pewno taka opcja w przyszłości mogłaby wiele ułatwić niecierpliwym graczom. Podkreślę jednak, że tutaj się trochę czepiam i próbuję wczuć w ogół ludzi, bo jednak model jazdy jest na tyle fajny, że dodatkowa przejażdżka do garażu nie sprawiała mi problemu.
JDM: Japanese Drift Master
Gaz do dechy i niech Ci wykręci bebechy!
Zanim przejdę do tego co najważniejsze, czyli jak się jeździ w JDM: Japanese Drift Master, jak mantrę powtórzę po raz kolejny: gra ma w nazwie słowo „drift” i choć faktycznie jest skupiona głównie na tego typu zabawie, to osoby nie przepadające za takim stylem pokonywania zakrętów, również znajdą tu coś dla siebie. Twórcy postanowili przygotować dwa warianty – Arcade i Simcade. Arcade oferuje uproszczony model jazdy, który pomaga łatwo wchodzić bokiem w zakręty i utrzymywać drift, zapobiega nieoczekiwanym poślizgom, blokowaniu się kół i tym podobne. To bardzo dobra opcja dla osób, które nie mają zbytnio styczności z samochodówkami, ale chcieliby jednak trochę pośmigać. Podejrzewam jednak, że większość osób i tak wybierze tryb Simcade, który zaoferuje graczowi znacznie więcej. Tutaj jednak znów trzeba grę podzielić na pół. Będą bowiem gracze, którzy zagrają na padzie, a inni na kierownicy. Gra na padzie mimo wszystko wydaje się być łatwiejsza i nad jazdą w poślizgu znacznie łatwiej jest zapanować, ale kierownica (zwłaszcza dla mniej obytych z nią użytkowników) może stanowić znacznie większe wyzwanie. Przykładowo, na padzie nie miałem większych problemów z jazdą jakimkolwiek stylem, ale już na kierownicy z driftem sobie nie radziłem. Jestem jednak przyzwyczajony do typowo torowej jazdy, więc z kolei samochodem ustawionym pod grip, radziłem sobie bardzo dobrze w obu przypadkach. Generalnie widać, że twórcy poszli drogą easy to play, hard to master, więc próg wejścia nie jest zbyt wysoki, ale jeśli poświęcimy grze odpowiednio dużo czasu, wówczas będzie się dało zdziałać cuda.
JDM: Japanese Drift Master
Przede wszystkim JDM ma bardzo fajny feeling prowadzenia pojazdów. Dobrze czuć zawieszenie różnych samochodów, a także ich odmienne osiągi. Z kolei sam drift jest najprzyjemniejszym jaki spotkałem w grach, które go oferują. Nie męczy, a gdy złapiemy dobrą prędkość i kąt, po czym uda nam się polecieć bokiem kilka zakrętów pod rząd to satysfakcja jest nie do opisania. Jasne, pewnie na zawodowych, wirtualnych drifterach nie zrobi to jakiegoś super wrażenia, ale „przeciętny Kowalski”, będzie miał tu sporo frajdy. Do dyspozycji mamy niemal trzydzieści samochodów z czego zdecydowana większość jest na licencji marek Nissan, Subaru, Honda i Mazda. Z jednej strony ktoś może powiedzieć, że to niewiele, z drugiej jednak, przypomnę że zespół odpowiedzialny za JDM nie był jakiś gigantycznych rozmiarów, a samochody które trafiły do gry zostały bardzo skrupulatnie odwzorowane, zarówno w zakresie ich wyglądu, jak i od strony właściwości jezdnych i osiągów.
W związku z tym, każdy model samochodu prowadzi się inaczej. Jedne lepiej trzymają się drogi, innymi buja jak na morzu, czuć ich zróżnicowaną masę i możliwości po naciśnięciu na gaz lub hamulec. Tutaj zaczyna się jednak cała zabawa. Gra ma na tyle rozbudowany system tuningu, że nawet jeśli kupicie wymarzony samochód, np. Mazdę MX-5 i stwierdzicie, że jest fajna, tylko strasznie nią rzuca, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby ustawić ją w taki sposób, że będzie zachowywała się jak torówka. Możliwości tuningowych od strony technicznej jest naprawdę bardzo dużo. Oczywiście również w przypadku dostępnych części na wymianę. Generalnie tuningiem można w tej grze zdziałać cuda – o ile wiemy co robimy. Jeśli jednak nie wiemy i lecimy na czuja, możemy doprowadzić do sytuacji, w której samochód będzie się prowadził wręcz tragicznie. Za to należy się pochwała, ponieważ JDM na tym polu wyprzedza ostatnie Need for Speedy o lata świetlne.
JDM: Japanese Drift Master
Modyfikuj, testuj i graj tak jak lubisz
Jak Japonia i tuning to oczywiście nie mogło zabraknąć wizualnego upiększania samochodów. Części, które możemy zamontować jest bardzo wiele, a zdobywamy je poprzez zwiększanie poziomu biegłości samochodu. Im dłużej jeździmy daną furą, tym rośnie jej poziom, a na konkretnych levelach odblokowują się kolejne elementy. Wymienicie tu klasyczne części takie jak błotniki, spoilery, maskę, progi, felgi, lusterka i tym podobne. Co ciekawe, tuning wizualny obejmuje także wnętrze auta, więc spokojnie wymienicie kierownicę, fotele i gałkę zmiany biegów. To na pewno dobra opcja dla osób, którzy lubią używać widoku z wnętrza samochodu. No właśnie, skoro już przy tym jesteśmy, w prologu moim sporym zarzutem było zbyt duże oddalanie się kamery pościgowej za samochodem, wraz ze wzrostem prędkości. Gdy jechało się naprawdę szybko, wówczas auto wydawało się bardzo małe i nie czułem nad nim zbyt dobrej kontroli. Twórcy chyba wysłuchali moich modlitw, bowiem dają wybór – można mieć kamerę o jakiej właśnie powiedziałem lub statyczną i wówczas ruchy kamery za samochodem są minimalne tak jak lubię.
GramTV przedstawia:
Drogi drogami, ale jednymi z lepszych miejsc do testowania wszelkich ustawień są tory wyścigowe. Są to wariacje na temat prawdziwych obiektów i z pewnością kilka z nich rozpoznacie. Fajnie, że twórcom udało się też przemycić fragment polskiego toru Poznań. Dodatkowym motorem napędowym, aby wpadać na tory, są wyzwania rankingowe, gdzie możemy rywalizować z innymi graczami na uzyskanie najlepszego czasu, ale bądźcie czujni – nie ma podziału na jakieś kategorie, osiągi itp. Jakim samochodem wpadniecie na obiekt, takim walczycie o najlepszy czas, więc jeśli macie niedoinwestowany sprzęt to pewnie zbyt wiele nie ugracie. Dla mnie to spoko rozwiązanie, bo kojarzy mi się z prawdziwymi wyścigami. Gdy bywałem na torach, wszystko wyglądało tak samo – masz lepszy sprzęt, to łatwiej Ci walczyć o zwycięstwo, proste.
Do dyspozycji graczy oddano także wyścigi typu Drag na 1/4 mili i choć sam rodzaj wyścigów nie robił na mnie wrażenia (po prostu nie jestem fanem dragów) to warto zauważyć drobny detal, który uwzględnili twórcy. Zwykle w grach jest tak, że przed KAŻDYM startem mamy mini gierkę do rozgrzania opon. W JDM po pierwszym paleniu gumy, w kolejnym starcie, nasze opony są już w jakimś stopniu rozgrzane, więc jedynie trzeba je lekko dogrzać przed kolejną rundą. Bardzo fajny i realistyczny detal. Co więcej, sami musimy wrócić na miejsce startu po każdym takim przejeździe, co jest kolejną fajną zagrywką.
JDM: Japanese Drift Master
Największym wyzwaniem dla gracza jest… sam gracz
Porozmawiajmy teraz o sztucznej inteligencji, bowiem tutaj JDM dostanie trochę po uszach. Ruch uliczny jest po prostu okej, ale zdarza mu się okazjonalnie odwalić jakąś głupotkę, jak choćby taranowanie nas gdy stoimy na trasie samochodów. Gorzej jest jednak z przeciwnikami w trakcie wyzwań. Przede wszystkim są oni banalnymi rywalami do pokonania, popełniającymi sporą ilość błędów. W testowanej wersji nie było możliwości ustawienia poziomu trudności (podobno ma się taka opcja pojawić po premierze gry) i w tym domyślnym ustawionym przez twórców, w wyścigach wystarczyło, że wyprzedziłem wszystkich do pierwszego zakrętu i potem jechałem samotnie jak w czasówce, a w drifcie miałem ogromne pole do popełniania błędów, bo i tak łatwo było nadrobić stracone punkty. Niestety, we wszystkich misjach nie czułem żadnego wyzwania. Z jednej strony świetny model jazdy sprawiał, że nie miało to dla mnie większego znaczenia, po prostu jechałem do mety robiąc swoje i świetnie się bawiąc, ale skoro już mamy tych rywali, to niech faktycznie stanowią jakieś zagrożenie. Najzabawniejszy był dla mnie jednak fakt, gdy w jednej z misji mieliśmy się zmierzyć z takim mega epickim mistrzem, po czym po starcie mój rywal przy próbie driftu rozbijał się o barierki jak totalny amator. Jedyne wyzwanie czułem w zadaniach, w których musieliśmy jechać mniej więcej synchronicznie za rywalem. To było dość wymagające, ale raczej ze względu na mój średni skill, aniżeli SI. Tutaj znowu – na kierownicy będzie trudniej, będzie bardziej wymagająco, ale raczej przez samo to z jakiego kontrolera korzystamy, a nie dlatego, że boty nagle zaczną ogarniać.
JDM: Japanese Drift Master
Jest pięknie, ale nie zawsze dobrze
Pod kątem technicznym JDM jest niezłe, ale miewa swoje problemy. Zacznijmy od grafiki. Gdy po raz pierwszy trafiłem na zestaw – ulewa, błyskawice, drzewa i metropolia z neonami – to miałem gęsią skórkę. Błyski odbijające się od mokrej nawierzchni lub przedzierające się przez liście drzew zapierały dech w piersiach. Widoki są cudowe, zachód słońca robi wrażenie, podobnie jak pęknięcia w asfalcie. No i całokształt składający się na klimat Japonii działa tu na korzyść gry. Jest bardzo dobrze. Dźwięki? Równie przyjemne, a pomruk Subaru Imprezy w tunelu wywołuje ciary. Chwała również za normalne odbicia deski rozdzielczej w przedniej szybie, które reagują na to w jaki sposób świeci słońce. Odbiór tego wszystkiego w trakcie jazdy psują jednak kolizje z obiektami. Czasem samochód odbija się od różnych elementów jak od kauczuku, z resztą podobnie jak w Gran Turismo 7 (spokojnie, GT też ode mnie za to oberwało), a czasem auto zatrzymuje się w momencie wbrew prawom fizyki. Bywają barierki, które da się strącić i jakoś pojechać dalej, a czasem ta sama barierka jest nagle betonowa i potrafi nam popsuć nieco wyścig. Trafiłem też dwukrotnie na niewidzialną ścianę. Nie ukrywam, czasem potrafi to wybić z rytmu.
Grałem na komputerze Actina, który jest wyposażony w procesor czternastej generacji Intel Core i5-14600KF 3.5 – 5.3 GHz, kartę graficzną RTX 4070 TI Super 16 GB i 64 GB pamięci RAM DDR5 i w takiej konfiguracji, na maksymalnych ustawieniach zarówno z włączonym DLSS jak i wyłączonym, gra spokojnie osiągała 80-90 klatek na sekundę. Generalnie płynność działania gry jest bardzo dobra, ale bardzo rzadko zdarzyło mi się, że grę delikatnie przycięło na ułamek sekundy. Nie na tyle, żeby się rozbić, ale jednak. Oczywiście nie wiem, jak gra poradzi sobie na słabszych komputerach, ale jeśli na przestarzałym już trochę Steam Decku radzi sobie całkiem nieźle osiągając średnio 30-35 klatek, to raczej starsze komputery powinny dać radę z JDM.
JDM: Japanese Drift Master
W to mi graj!
Chciałbym jeszcze dodać kilka słów o muzyce, która dla mnie zawsze jest bardzo ważnym aspektem gier. Są takie produkcje wyścigowe, gdzie nie jestem w stanie znieść muzyki w trakcie jazdy, jak np. Ride, Gran Turismo, czy inne typowo torowe tytuły. W przypadku Need for Speedów, Burnoutów i tym podobnych, dobra muzyka jest wskazana. Okazuje się, że JDM należy do tej drugiej grupy, gdzie wolę jak coś nam gra w tle. Twórcy zamiast postawić na soundtrack składający się z kilkunastu utworów, postanowili stworzyć kilka stacji radiowych o innym charakterze i to był kolejny strzał w dziesiątkę. Chyba nie zauważyłem ani jednego utworu który gryzłby się z całą scenerią, a jest ich bardzo dużo. Muzycznie wszystko pasuje idealnie do klimatu Japonii, tuningu i szalonej jazdy driftem. Warto jeszcze zaznaczyć, że muzyka nie wychodzi tu na pierwszy plan. Nie zagłusza i nie wybija z rytmu. Jest faktycznie dobrym dodatkiem do samej jazdy.
JDM: Japanese Drift Master
Podsumowanie
JDM: Japanese Drift Master to naprawdę dobry tytuł samochodowy i cieszy mnie fakt, że grę stworzyło polskie studio. Jest jeszcze trochę rzeczy do poprawy, ale sam trzon rozgrywki czyli jazda samochodami, jest mega satysfakcjonujący i trudno było mi się oderwać. Czasem zamiast misji po prostu wybierałem się na przejażdżkę co było równie fajnym przeżyciem. Jeśli już tak porównujemy (i to nie tylko ja) JDM do Need for Speeda, to ostatni raz tak dobrze bawiłem się w Hot Pursuit z 2010 roku. Polska produkcja pomimo pewnych mankamentów, wnosi do gatunku świeżość i jakość, której nie powstydziliby się giganci branży. Rozmawiałem z twórcami i wiem, że mają oni konkretny plan na rozwój gry i poprawę pewnych elementów, więc jestem dobrej myśli. Jeśli ten niezbyt dużych rozmiarów zespół z taką pasją będzie pracował nad rozwojem produkcji, to wierzę, że za pół roku, może rok, JDM: Japanese Drift Master stanie się grą bardziej kompletną, dopracowaną i dającą jeszcze więcej radości. Tymczasem w cenie 119 złotych, głupio byłoby nie spróbować tej japońskiej przygody.
7,5
JDM: Japanese Drift Master to udana produkcja, która po doszlifowaniu może sporo namieszać w gatunku ścigałek. Model jazdy, tuning i cudowny świat rekompensują pewne bolączki, oferując świetną zabawę na wiele godzin.
Plusy
Piękny świat przesiąknięty Japonią
Dopracowane modele samochodów
Model jazdy w obu trybach
Dobry feeling zarówno driftu jak i gripu
Wyzwanie na kierownicy
Tuning mechaniczny i wizualny
Momentami naprawdę imponująca oprawa graficzna
Muzyka w stacjach rajdowych
Świetne easter eggi
Bardzo przyjemna manga czerpiąca z różnych gatunków
Tory wyścigowe i wyzwania jakie stawiają graczom
Niska cena na start (119zł)
Minusy
Mało misji pobocznych (po premierze ma być więcej)
Brak konsekwencji co do zmiany samochodów w fabule
Brak wyzwania w starciach z SI
Kolizje z obiektami
W niektórych momentach brakuje szybkiej zmiany samochodu, albo chociaż modyfikacji setupu
Jest trochę bugów do eliminacji, które czasem przeszkadzają (niewidzialne ściany)