Duster - recenzja serialu. Niczym Grand Theft Auto w latach 70.

Jakub Piwoński
2025/04/10 10:40
0
1

Nowy serial HBO Max ma styl, ma energię, ale czy ma też coś ciekawego do powiedzenia? Jesteśmy już po ośmiu odcinkach i dzielimy się wrażeniami.

Josh Holloway, czyli niezapomniany Sawyer z serialu Zagubieni, był długo niewidziany. Po emisji hitowego serialu nie podbił może Hollywood, choć udało mu się zagrać z Tomem Cruisem w jednym Mission: Impossible. Teraz wraca w glorii, ale niekoniecznie w chwale. W tytułowym samochodzie aktor czuje się wybornie, kierownica leży w jego rękach idealnie. Szkoda tylko, że twórcy tak rzadko dają gazu.

Duster to serial, który ma bardzo interesującą aurę, na fali tej aury płynie zresztą bardzo długo. Zgrabny stylistycznie pomysł na serial, który będzie duchowym spadkobiercą lat 70. to jednak trochę mało. Postacie robią co mogą, by często ze sobą rozmawiać i robić dużo szumu wokół akcji. Faktem jest jednak, że najnowsza produkcja HBO Max może i dużo komunikuje, ale ma zaskakująco mało do powiedzenia.

Duster
Duster

Nowy pomysł J.J. Abramsa na serial

Za serialem stoi nie byle kto, bo J.J. Abrams, autor filmowego Star Treka, który po krótkiej przygodzie z tą serią dał nam nowe Gwiezdne wojny. Ale to twórca, który ma też wiele wspólnego ze światem seriali. Jego CV wciąż ma więcej kultowych tytułów niż nieudanych projektów. To właśnie on odpowiada za Zagubionych, gdzie twórca zetknął się z Joshem Hollowayem. Najwyraźniej współpraca obu panów przebiegła dobrze, bo po latach postanowili ponownie wspólnie coś nakręcić. Abrams stworzył Dustera razem z LaToyą Morgan – scenarzystką m.in. The Walking Dead, czy Shameless. Co z tego wyszło?

Rok 1972, południowo-zachodnie Stany Zjednoczone - kurz, słońce i szybkie samochody. Główny bohater to Jim (Josh Holloway) – kierowca na usługach przestępczej organizacji, który zna każdą dziurę w drodze i każdy skrót przez pustynię. Jego życie zmienia się, gdy wplątuje się w akcję ucieczki z zakusów mafii, a jego ścieżki przecinają się z agentką FBI (Rachel Hilson), która najwyraźniej ma do przestępczego świata stosunek nie tylko służbowy, ale i prywatny. Od tej pory mamy klasyczny duet zderzonych światów: on – cyniczny cwaniak z benzyną we krwi, przypominający Hana Solo, ona – pyskata idealistka, która niczym Hermiona Granger, zabije każdego potokiem słów. Zamiast różdżki jej torebka skrywa jednak rewolwer. Brzmi znajomo?

Duster
Duster

Cudowne lata 70.

Duster oferuje nam osiem odcinków – teoretycznie niewiele, ale momentami wydaje się, jakby twórcy próbowali z tego zrobić co najmniej dwa sezony. Serial bywa przegadany, niekiedy gubi rytm, a dłużyzny dziwią w tak kompaktowej formie. Ciekawa jest również historia jego powstania: odcinek pilotażowy nakręcono w Tucson w Arizonie, jeszcze jesienią 2021 roku, ale projekt przeszedł sporą przemianę. W lutym 2023 HBO/Max przebudowało skład – do obsady dołączyli Rachel Hilson i Corbin Bernsen, a cały serial został przeniesiony do Albuquerque, gdzie w marcu 2024 ponownie nakręcono pilot i dokończono sezon. To z jednej strony świadczy o zaangażowaniu platformy, z drugiej – może tłumaczyć pewien narracyjny rozrzut i brak spójności, który odczuwalny jest w strukturze całej serii.

Tonacja Dustera jest jednak dość lekka i na pewno spójna. Choć nie brakuje strzelanin, porachunków i ucieczek przed mafią, wszystko to dzieje się w estetyce, która bardziej przypomina kolorowy sen o przestępczym życiu niż jego rzeczywistość. Serial nie sili się na psychologiczną głębię, raczej puszcza oko do widza. I całkiem nieźle mu to wychodzi – zwłaszcza dzięki Hollowayowi, który nie raz uśmiecha się do kamery onieśmielając charyzmą, jakby doskonale wiedział, że gra w czymś w rodzaju Grand Theft Auto: Lata 70.. Mamy sensację, pościgi, wybuchy, ale też świadome użycie ironii , co w przypadku takiego konceptu działa zdecydowanie na korzyść. To nie serial, który trzeba traktować śmiertelnie poważnie – i może właśnie dlatego da się go oglądać z pewną dozą przyjemności. Nawet jeśli po seansie zostaje w głowie raczej obraz, nie treść.

Duster
Duster

Holloway wciąż jest Zagubiony?

Już od pierwszych scen wiadomo, że Duster kocha lata 70. – nie tylko w estetyce, ale i w duchu. Trochę jak Pewnego razu w… Hollywood Quentina Tarantino. Widać to na przykładzie ubrań, ale także dzięki muzyce, która bywa największym bohaterem całych sekwencji. Są momenty, gdy właśnie dźwięk – dobrze dobrany klasyk z epoki – ratuje scenę od całkowitego rozpadu w nijakości. I tu trzeba oddać sprawiedliwość: pod względem stylu, zdjęć, energii aktorskiej – Duster naprawdę potrafi zadziałać. Kamera nie śpi, a aktorzy wpasowują się w tempo z wprawą godną rasowych westernów na czterech kołach.

GramTV przedstawia:

Ale to tylko powierzchnia. Im dalej w pustynię, tym bardziej słychać, jak piasek chrzęści w trybach opowieści. Serial wygląda świetnie, brzmi jeszcze lepiej, ale kiedy próbujemy zadać sobie pytanie: „O czym on tak naprawdę jest?”, pojawia się niezręczna cisza. Atmosfera okazuje się ciekawsza od treści, a treść... no cóż, to jakby droga donikąd. Scenariusz zbudowano na miałkich fundamentach, przypominających nieuświadomioną tęsknotę za Mistrzem kierownicy ucieka albo telewizyjnym Pojedynkiem na szosie, czy też nie mniej kultowym Bullitem, ale bez napięcia i bez konkretu. Efekt? Więcej zbędnych dialogów niż niezbędnej akcji.

Nie jestem też do końca pewien, czy Duster dobrze rozgrywa swoją próbę opowiadania o sprawach ważnych w kostiumie pulpowej akcji i bezpretensjonalnej sensacji. Twórcy zdają się bardzo chcieć przemycić społecznie zaangażowany komentarz – przede wszystkim dotyczący sytuacji czarnoskórych w USA lat 70. Ten wątek, choć chwilami nieporadnie wpleciony, jeszcze się broni, wpisując się w historyczny kontekst. Gorzej wypadają elementy feministyczne – obecne głównie w postaci mocno wyeksponowanych, momentami wręcz łopatologicznych scen i dialogów, w których kobiety walczą o swoją pozycję i prawo do głosu. To tematyka ważna, ale jej realizacja tu jest toporna. W rezultacie niektóre sceny wytrącają nas z rytmu, zamiast go budować.

Duster
Duster

Między ironią a manifestem – czy Duster wie, czym chce być?

Josh Holloway robi jednak wszystko, co może, by utrzymać ten serial na torach – i trzeba przyznać, że robi to z wdziękiem i luzem, który dobrze koresponduje z klimatem produkcji. Widać, że czuje się dobrze w tej roli – jakby na moment znów był Sawyrem z Zagubionych, tylko z większym bagażem doświadczeń. To jego powrót w centrum kadru i bardzo udane przypomnienie o aktorze, który przez lata trochę zniknął z pierwszego planu. W parze z nim świetnie odnajduje się Rachel Hilson, która gra dokładnie tak, jak wygląda – wyraziście, bystro i z energią, która dobrze kontrastuje z nonszalanckim stylem Hollowaya. Choć ich dialogi nie zawsze są dobrze napisane, chemia między nimi działa na tyle, byśmy chcieli śledzić ich wspólną podróż.

Duster to serial dobry, acz nierówny i pełen zmarnowanego potencjału. Świetnie zrealizowany, dopracowany wizualnie, z wyraźnym klimatem i miłością do epoki, ale brakuje mu kręgosłupa. Brak też momentów kulminacji. Trochę jak wielki pościg, który rozgrywa się prawie bez uruchomienia silnika. Można go oglądać – i momentami nawet czerpać z tego przyjemność – ale zostaje z nami głównie jako wizualna pocztówka z czasów, które pamiętają lepsze historie.

6,0
Ten stylowy kryminał osadzony w latach 70., wygląda może świetnie, ale daje mniej, niż obiecuje.
Plusy
  • Josh Holloway w wysokiej formie – charyzmatyczny, swobodny, z błyskiem w oku, trzyma cały serial w ryzach.
  • Stylowa realizacja i estetyka lat 70. – od zdjęć, przez kostiumy, po muzykę
  • Lekki, ironiczny ton z przymrużeniem oka
Minusy
  • Scenariuszowa miałkość – historia opiera się na zbyt prostych założeniach
  • Przerysowane wątki społeczne – choć ważne tematy są obecne, to często wplecione są niezręcznie
  • Tempo pełne dziur – mimo krótkiego sezonu, serial potrafi się dłużyć i gubić rytm narracyjny
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!