Dwanaście lat temu, po emisji ósmego sezonu, wydawało się, że na dobre pożegnaliśmy Dextera. Tymczasem wtoczono w postać Nową krew i doszło do Zmartwychwstania, a my zastanawiamy się, czy ten powrót rzeczywiście jest wart uwagi. Serial dostępny jest już na SkyShowtime.
Dziś żyjemy w czasach, w których nawet seryjni mordercy trafiają do muzeum. W jednej ze scen Dexter odwiedza osobliwy gabinet stworzoną przez szaleńca kolekcjonującego pamiątki po zbrodniarzach, a nawet ich finansowo wspierającego. Śmierć stała się czymś codziennym, wręcz oswojonym. Skoro co sekundę umiera człowiek, czemu ktoś nie miałby uczynić z tego sztuki? Dexter, który od lat brodził we krwi, nigdy wcześniej nie był tak blisko postawienia sobie własnego pomnika.
Osiem sezonów oryginalnej serii przyniosło wiele zwrotów. Dexter o twarzy Michaela C. Halla potrafił zaskarbić sobie sympatię widzów, ale równie skutecznie ją tracił. Jako specjalista od analizy krwi w policji Miami spisywał się znakomicie, problem w tym, że scenarzyści, wyczuwając koniunkturę, coraz bardziej komplikowali i przeciągali jego losy. Efekt? Po niezapomnianym czwartym sezonie z Trinity nastąpił wyraźny spadek jakości. Z czasem coraz trudniej było patrzeć na Dextera z życzliwością — coraz bardziej przypominał swoich przeciwników, innych seryjnych morderców. Nawet kodeks, który od początku budził wątpliwości etyczne, nie był w stanie go usprawiedliwić.
Dexter: Zmartwychwstanie
Wiara czyni cuda
Powiedzmy to sobie wprost: już sam fakt, że oglądamy nowego Dextera, graniczy z cudem. Przypomnijmy, że bohater umierał już niejeden raz, a jednak zawsze udawało mu się wymknąć śmierci. Nowa krew — sezon pełniący rolę epilogu, a poniekąd i prologu — zakończył się, zdawałoby się, śmiertelnym postrzałem. Tytuł nowej odsłony nie jest więc przypadkiem. Tylko opatrzność mogła przywrócić Dextera do życia. A to, że po dziewięciu sezonach serial i bohater wciąż potrafią sięgać tak wysoko, to już zupełnie inny, niemal równie cudowny fenomen.
Jakby na to nie patrzeć, mamy do czynienia z dziesiątym sezonem, choć twórcy proponują coś innego — raczej nowe otwarcie, reboot połączony z kontynuacją, czyli tzw. requel. Terminologię zostawmy jednak na boku. Najważniejsze jest to, jaki nowy Dexter faktycznie jest. A jest najlepiej ocenianym sezonem od czasu świetnie przyjętego drugiego oraz niezapomnianego czwartego. Skok jakościowy jest tu wyczuwalny, bez dwóch zdań.
Nie da się ukryć, że wejście w wydarzenia nowego Dextera wymaga od widza sporej dozy wiary. Punkt wyjścia fabuły zmusza nas, by odłożyć logikę na bok i zaufać temu, co widzimy na ekranie. Bohater budzi się ze śpiączki i wyrusza do Nowego Jorku, by naprawić relacje z synem Harrisonem (wątek, który spaja ten, jak i poprzedni sezon). Problem w tym, że przeszłość, którą próbował zostawić za sobą, zaczyna się o niego upominać. Na jego drodze pojawia się Angel Batista z wydziału policji w Miami, gotowy zasypać go niewygodnymi pytaniami. Dexter, starając się ocalić syna, musi zmierzyć się nie tylko z kolejnymi mordercami, lecz także z własnymi demonami.
Dexter: Zmartwychwstanie
Dexter jako (a)moralny (anty)bohater
Przyznam szczerze, że zawsze miałem problem z postacią Dextera, a co za tym idzie — z całym serialem. Scenarzyści konsekwentnie próbują kreować go na wzór Batmana: mściciela działającego pod osłoną nocy, skrywającego się za alter ego i metodami, oczyszczającego miasto z brudu. Dochodzi tu do nadinterpretacji - nadawaniu znaczeniu czemuś, co znaczenia nie ma. Nigdy jednak nie przekonywało mnie wytłumaczenie, że za wszystkim stoi rzekomy Mroczny pasażer. To oczywista metafora uporczywego ego drzemiącego w każdym z nas, nakazującego dbać o własny interes i wybielania własnych występków. Problem w tym, że w przypadku Dextera prowadziło to do banalizowania i relatywizowania faktu, iż bohater jest po prostu mordercą.
W Zmartwychwstaniu dzieje się jednak coś, co zmienia dotychczasową optykę. Dexter to już mężczyzna po przejściach — obolały, sfatygowany, podłamany. Wciąż wierny swojemu kodeksowi, ale tym razem twórcy nie traktują go wyłącznie jako mechanizmu nadającego sens wydarzeniom. Staje się on raczej narzędziem, dzięki któremu bohater próbuje pogodzić się z własną tożsamością. W Nowej krwi zdecydował się wyznać synowi swoją „profesję” — to akt szczerości wobec niego i wobec widzów. Zmartwychwstanie kontynuuje ten wątek, stawiając na pierwszy plan nie tyle potrzebę czynienia dobra przez zło, ile pragnienie ochrony syna, a zarazem samego siebie. „Miałem wiele powodów, by umrzeć, ale ty dajesz mi jeden, by żyć dalej” — mówi Dexter do syna i brzmi w tym autentycznie. To tak, jakby, wsiadając do taksówki, chwytał się czegokolwiek, by nadać swojemu życiu sens. Widzowie jednak wiedzą, że przez ten czas wielokrotnie zbaczał z drogi i okazywał się marnym kierowcą własnego losu.
Dexter: Zmartwychwstanie
Gwiazdy na ekranie i stylistyczne zmiany
Już na starcie twórcy podjęli kilka trafnych decyzji scenariuszowych i obsadowych, mających za zadanie utorować nowy kierunek. Uwagę zwraca przede wszystkim imponujące nagromadzenie znanych nazwisk — to chyba najbardziej gwiazdorski sezon w całej historii serii. Do obsady dołączyli m.in. Peter Dinklage, Krysten Ritter i David Dastmalchian — aktorzy niezwykle charakterystyczni, których obecność sama w sobie stanowi atut. Pojawia się też Uma Thurman, co początkowo zaskakuje. Niestety, scenarzyści najwyraźniej nie mieli pomysłu na jej postać — wypada bez pazura, jest nijaka i spokojnie mogłaby zostać zagrana przez kogoś innego. Choć mimo wszystko, trzeba przyznać, przyjemnie ją oglądać na ekranie.
GramTV przedstawia:
Nie zabrakło też starych znajomych. Twórcy przywrócili postać ojca, Harry’ego Morgana, którego duch ponownie pełni rolę mentora, rezygnując z obecności siostry Dextera, krzykliwej Debry, doradzającej mu w Nowej krwi. Świetny powrót zalicza również Angel Batista — dawniej przyjaciel protagonisty, tym razem policjant uparcie depczący mu po piętach. Nadaje to fabule nową dynamikę: Dexter staje się tu zwierzyną ściganą przez zasłużonego łowcę.
Zmiany widać także w warstwie wizualnej. Zdjęcia są przygaszone, mocniej kontrastowe, przywodzące na myśl fincherowskie thrillery, w których ukrytym bohaterem bywa samo miasto — dżungla skrywająca potwory. Odmienna jest również czołówka: nie tak "apetyczna" jaką pamiętamy o ośmiu sezonach, lecz szybsza, dynamicznie zapowiadająca przyszłe wydarzenia, bardziej zbliżona do tej z Nowej krwi. To subtelny, ale wyraźny sygnał stylistycznej zmiany.
Między groteską a pragnieniem normalności
Nie brakuje też pomysłów, które sprawiają, że tak jak Dexter ponowine zanurza się w absurdzie. Koncepcja wprowadzenia go do grupy seryjnych morderców, dowodzonej przez szalonego Petera Dinklage’a, była jednocześnie kusząco oryginalna i boleśnie głupia. Jest powód, dla którego dotąd ani w tym serialu, ani w większości filmów nie widzieliśmy podobnego motywu. Seryjni mordercy z definicji podążają własną ścieżką, a nadrzędną zasadą ich działania jest samodzielność. Każde odsłonięcie kart, jawne opowiadanie o metodach pracy, to ogromne ryzyko dekonspiracji. Tymczasem tutaj dostają możliwość, by wręcz pławić się w swoich „osiągnięciach”, dzielić doświadczeniami, tworzyć coś na kształt wspólnoty. Dexter, czując nagle bliskość i namiastkę socjalizacji, jednocześnie słyszy podszepty Mrocznego pasażera, który nakazuje mu zrobić z tym porządek. To już groteska.
Na szczęście przeciwwagą dla tej przesady stają się relacje Dextera z rodziną taksówkarza, u której znajduje schronienie. W tym otoczeniu również czuje się obcy, ale to właśnie oni stają się dla niego prawdziwym lustrem. O ile mordercy z grupy szaleńca pokazują mu, kim faktycznie jest, o tyle ta zwyczajna rodzina reprezentuje to, kim wciąż chciałby być. I to sprawia, że wciąż go lubimy — bo nawet jeśli wie, że bliżej mu do potworów, to jednak wciąż próbuje wpasować się w normalny świat i odnaleźć wartości, których mu brakuje.
I tu tkwi niewątpliwy atut tej serii. Nie ma sensu dalej podważać logiki historii, bo nie o logikę od początku w niej chodziło. Siła Dextera polega na tym, że ponownie spotykamy bohatera, którego dobrze znamy, a który znajduje się na życiowym zakręcie. Bohatera, którego otaczają okoliczności skrajnie skomplikowane, a mimo to — dzięki nieprzeciętnej inteligencji — znajduje sposoby, by się z nich wydostać. Postać, którą polubiliśmy nie za to, że zabija, ani za to, że udaje kogoś, kim nie jest, lecz dlatego, że pomimo wszystkiego wciąż próbuje wpasować się w świat. To właśnie sprawia, że wracamy do niego z takim zainteresowaniem. I to trzyma najmocniej również teraz.
7,5
Dexter: Zmartwychwstanie to powrót słynnego antybohatera, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Krótko - najlepszy sezon od lat.
Plusy
Powrót znanych bohaterów i świetne decyzje obsadowe
Mroczniejsza, bardziej kontrastowa stylistyka zdjęć budująca klimat thrillera
To „stary, dobry Dexter” – bohater, którego znamy i którego chcemy ogląda
Rola życia Michaela C. Halla – wciąż magnetyzująca i niepodrabialna
Minusy
Groteskowy wątek grupy seryjnych morderców
Niewykorzystany potencjał Umy Thurman, której postać wypada nijako
Dexter ponownie pływa w absurdzie - potrzeba dużo wiary i zawieszenia niewiary, by wejść w tę historię
Była cała masa porzuconych fajnych seriali, a zdecydowali się wykopać z grobu akurat Dextera
dariuszp
Gramowicz
14/09/2025 16:24
Nie no, Dexter nigdy nie był bohaterem. To seryjny zabójca. I serial nigdy przed tym nie uciekał.
W zasadzie główny problem z serialem jest taki że chcą by widzowie Dexterowi kibicowali. Generalnie nikt nie wpadł na pomysł że można zrobić jak w Breaking Bad i po prostu mieć złą główną postać która zmierza ku przepaści.
W książkach Dexter to typowy zimny, okrutny seryjny zabójca bez empatii. Dodatkowo serial i książki mają totalny rozjazd po pierwszym sezonie.
Najbardziej w serialach wkurza mnie fakt że Dexter jest wyratowany z każdej trudnej sytuacji. Doakes? Dziewczyna go zabija. LaGuerta? Debra ją załatwia by ratować sytuacje. Jest cały wątek tego co zrobić z Ritą bo Dexter już na początku mówi że związek robi się poważny i czas z tym skończyć bo to zawsze była przykrywka by wyglądać normalnie - no i Trinity zabija Ritę.
Finał? Przywołajmy Huragan! Wszystko wyczyści. A co z Harrisonem? Zostawmy go w rękach trucicielki. A międzyczasie będziemy udawać że jesteśmy drwalem!
Gdyby zamiast tego po prostu schrzanili sytuację i pozwolili Dexterowi ponieść konsekwencje - serial byłby dużo lepszy. Czy też mogli dać większy nacisk na wybory między kodeksem a najbliższymi czy własnym życiem. Bo realnie najważniejsza była pierwsza zasada - "Nie daj się złapać" a reszta mogła być zignorowana żeby zachować pierwszą zasadę. Serial nigdy tego nie testuje. Nigdy nie stawia trudnych wyborów.
Resurection wg mnie było ciekawe ale skopali końcówkę. Bo realia są takie że było zero powodów by położyć Angela na stół. Chcecie mi powiedzieć że wielki fan Bay Harbor Butchera nie wie że ten zabija tylko kryminalistów? Że jeżeli by położył tam kryminalistę to Dexter pewnie byłby skłonny przemyśleć ofertę?
Ale nie - znowu ratujemy Dextera. Angel ginie z ręki małego a ten teraz pasuje do kodeksu więc można wszystko ładnie zakończyć.
Ale wg mnie do tego momentu serial był solidny. Chociaż chciałbym więcej interakcji z tą policjantką.