Błysk i huk z polotem – recenzja filmu Magnezja

Joanna Kułakowska
2021/06/13 12:40
0
0

Polscy filmowcy wreszcie na poważnie wchodzą w kino gatunkowe, pokazując, że nasza kinematografia nie musi kojarzyć się głównie z kinem moralnego niepokoju...

...co oczywiście nie znaczy, że w Magnezji problemy (nie)moralne nie istnieją. Wręcz przeciwnie – zostały zaakcentowane grubą, by nie rzec, wulgarną kreską. Jednakże świat przedstawiony ma do nich podejście typowe dla każdego pogranicza – zarówno prawdziwego, jak i tych wyobrażonych – ten, kto ma władzę, pieniądze i spluwę stanowi prawo i zawsze ma słuszność. W świecie Magnezji rządzi przemoc, chciwość, zemsta i, nomen omen, żądza, a wszystko to w bardzo efektowny i malowniczy sposób. Maciek Bochniak (scenariusz i reżyseria) i Mateusz Kościukiewicz (scenariusz) – twórczy duet znany z filmu Disco Polo – z przytupem pokazali, że z sercem zrobiony film bawiący się motywami z naszej historii nie musi być zaraz poważnym dramatem obyczajowym, gęstym kryminałem obficie podlanym alkoholem bądź dziełkiem kostiumowym, w którym sztuczność aż bije po oczach (bo przecież kostiumy należy nietknięte zwrócić do wypożyczalni). Swego czasu powstało kilka znakomitych easternów w realiach demokracji szlacheckiej, w ostatnich latach dostaliśmy trochę rodzimych produktów kina gatunkowego, jak chociażby niestety mocno średni romans SF pt. Człowiek z magicznym pudełkiem oraz niezły, choć mający swoje wady slasher pod znamiennym tytułem W lesie dziś nie zaśnie nikt. Tym razem mamy obraz naprawdę udany (choć niektórzy widać spodziewali się cudów wianków i rzeczy na wskroś oryginalnej), w którym typowe grzeszki polskiego kina, jak na przykład drewniane dialogi czy ewidentne problemy z dykcją (kiedy to aktor bełkocze lub mruczy coś pod nosem, a niejeden nieszczęsny widz zastanawia się, czy w końcu dorobił się problemów ze słuchem), występują w niewielkiej liczbie, więc można to wybaczyć.

Błysk i huk z polotem – recenzja filmu Magnezja

Mityczne pogranicze i koniec epoki

Rzecz dzieje się w krainie po trosze mitycznej – „gdzieś między wojnami, na pograniczu polsko-sowieckim”. Choć Maciek Bochniak i Mateusz Kościukiewicz serwują szaloną jazdę bez trzymanki po niedookreślonych pod względem geograficznych szczegółów Kresach Wschodnich w dwudziestoleciu międzywojennym, akcja i postacie mają ten sznyt, że po pewnych przeróbkach fabuła mogłaby się rozgrywać również kilkadziesiąt, kilkanaście lat przed wojną secesyjną, gdzieś blisko granicy amerykańsko-meksykańskiej. Twórcy Magnezji po prostu żonglują toposami, by wykreować klasyczną wybuchową mieszankę w postaci zmiany pokoleniowej warty, która zatrzęsie status quo przestępczych układów, nieuniknionej wojny gangów i rodzinnych brudów, które zadają kłam dewizie Najważniejsza jest rodzina, razem przetrwamy, a wszystko to w cieniu zemsty, zazdrości i zawiedzionej miłości.

Mityczne pogranicze i koniec epoki, Błysk i huk z polotem – recenzja filmu Magnezja

Opowieść Bochniaka i Kościukiewicza zaczyna się od końca – końca pewnej epoki. Oto umiera patriarcha przestępczej rodziny Lewenfiszów, pozostawiając trzy córki i małoletniego wnuka. Rodowy sygnet i władzę nad gangiem przejmuje (a raczej brutalnie wydziera stygnącemu ciału) Róża – środkowa, lecz najbardziej ambitna z córek. Zamierza dalej prowadzić rodzinny biznes, dyrygując równie bezwzględnymi siostrami, które jednakże nie wykazują zapędów na liderki, ani też odpowiednich ku temu przymiotów. Ma przy tym bardziej dalekosiężne plany niż ojciec – i w przeciwieństwie do niego nie posiada żadnych skrupułów. Przemyt bimbru i luksusowych towarów to przecież jedzenie małą łyżeczką. Róża widzi zaś ogromną szansę na pomnożenie i tak wielkiej fortuny poprzez handel narkotykami, a moralne obiekcje dawnego przywódcy uważa za starcze dziwactwo, efemerydę z przemijającego już świata.

GramTV przedstawia:

W Magnezji niczym w piekielnym kotle buzują dawne wewnętrzne urazy (najmłodsza Lila jako bękartka, nie dość posłuszna jak na gusta Róży, nie cieszy się jej sympatią, a jest wręcz znienawidzona przez najstarszą – impulsywną, nieco psychopatyczną Zbroję), no i nie wszyscy akceptują zmianę warty – chłopi się burzą, a po drugiej stronie granicy Lew Alinczuk, szef partnerskiego, a zarazem konkurencyjnego gangu, zamierza wygryźć Lewenfiszówny z interesu. Ponadto boryka się z problematycznym synalkiem (zapalonym komunistą), który chciałby wreszcie zaznać władzy, ale nie spełnia oczekiwań ojca, więc nie jest przezeń poważnie traktowany. W tym wszystkim kryją się dramaty innych ludzi. Bracia Albin i Albert o symbolicznym nazwisku Hudini (a przezwisku... Mutant), miejscowi fotografowie, zamierzają wcielić w życie szalony plan napadu na bank, w którym rodzina Lewenfiszów trzyma majątek, by zdobyć pieniądze na operację, która to pozwoli im prowadzić niezależne życie (znakomicie rozegrany został wątek dywagujący nad kwestią, czy na pewno tego chcą...). Tymczasem Helena, córka bankiera Lipki, również zamierza zacząć żyć własnym życiem. Na domiar uciesznego bałaganu do miasteczka powraca Stanisława Kochaj (obecnie inspektorka wydziału wewnętrznego), która co prawda przybywa w sprawie zupełnie niezwiązanej, ale oczywiście przeszłość upomni się i o nią... Generalnie trzeba przyznać, że fabuła Magnezji jest zakręcona niczym drzwi od poczty, a scenariusz bogaty w ciekawe warstwy i pomysłowe przetasowania. Warto podkreślić, że wiele postaci – nakreślonych wyrazistą kreską komiksowych archetypów – ostatecznie odsłoni inne oblicze, niż można by się spodziewać.

Dawno, dawno temu na Dzikim Wschodzie

Magnezja Bochniaka i Kościukiewicza ulotnie kojarzy się z pewnego rodzaju realizmem magicznym, choć brak tu quasi-iberyjskiego mistycyzmu czy upiornej baśniowości, w której celuje Jan Jakub Kolski. Mamy jednak atmosferę miejsca na końcu świata czy klimatyczne drobiazgi w rodzaju niemal magicznych zniknięć jednej z bohaterek, gdy trzeba podkreślić jej tajemniczość, niezwykłe umiejętności i swoisty tragizm, który nie pozwala jej pogodzić się z losem. Mamy też lekki ukłon w stronę surrealistycznej fantazji Jeana Pierre’a-Jeuneta – czy to w postaci filozofujących braci syjamskich, którzy biorą się za bary z losem i groteskowym strachem przykrytym nienawiścią i pogardą ze strony małomiasteczkowej tłuszczy, czy istnym wizualnym pandemonium po sowieckiej stronie granicy. A do tego, prócz chwilami nieco siermiężnego „kabaretowego”, rubasznego dowcipu, czarny humor i kuriozalną makabreskę w stylu Braci Coen. Ewidentną inspirację twórców Magnezji stanowią przede wszystkim motywy włoskie, a konkretnie flirtujące z tragedią grecką spaghetti westerny i dramaty gangsterskie Sergia Leone, jak również szalona optyka i zamiłowanie do groteskowej i w gruncie rzeczy nad wyraz zabawnej przemocy Quentina Tarantino. Ścieżka dźwiękowa i mrugnięcia okiem odnośnie do specyficznych elementów obserwowanych w owych utworach nie pozwalają o tym zapomnieć.

Dawno, dawno temu na Dzikim Wschodzie, Błysk i huk z polotem – recenzja filmu Magnezja

Mówiąc o inspiracjach Magnezji, nie sposób pominąć prozy Sergiusza Piaseckiego, który opisywał dwudziestolecie międzywojenne z perspektywy działalności przestępczej – to na nią wskazuje Maciek Bochniak, dodając: Z dużym zaskoczeniem w dorosłym życiu odkryłem, że w II RP na pograniczu mieliśmy namiastkę Dzikiego Zachodu. Działający tam gangsterzy, przemytnicy mieli swoje marzenia, fantazje, styl, zwyczaje. Ktoś mógłby powiedzieć: Zaraz zaraz, ale kobiety nie mogłyby tego robić. No cóż, mogłyby. Dwudziestolecie międzywojenne to czas szybkiej emancypacji, kiedy to przed kobietami otworzyło się wiele drzwi (wiele zawodów), z czego skrzętnie korzystały. Owe możliwości były zwykle zamknięte dla mężatek, przeciw czemu protestowały ruchy kobiece. Jeśli chodzi o kwestie stróżów prawa i światek przestępczy: Pierwsze kobiety przyjęto do polskiej policji w 1925 r., choć tak naprawdę służba kobieca porządnie funkcjonowała dopiero w drugiej połowie lat 30. (gwoli ciekawostki: pierwsza policja kobieca powstała w USA w 1880 r.). Polska policja kobieca stała się wzorem – Angielki przyjeżdżały, aby przyglądać się pracy Polek. Kobiety generalnie nie zajmowały się tymi samymi obszarami, co mężczyźni, lecz Stanisława Kochaj (postać wykazuje podobieństwo do specyficznej śledczej z filmu Święci z Bostonu 2: Dzień Wszystkich Świętych) to funkcjonariuszka z zawsze kontrowersyjnego wydziału wewnętrznego (nie zapominajmy też, że to zabawa elementami epoki, a nie dzieło historyczne). W świecie przestępczym także zmieniały się obyczaje. Według Małego Rocznika Statystycznego z lat 30. udział kobiet był wysoki (ponad 20 proc.) w kategoriach: przeciwko władzy i urzędom, przeciwko porządkowi publicznemu, przeciwko prawom familijnym i w stosunkach handlowych. Znaczny był udział w paserstwie. Rzadziej dokonywały kradzieży oraz przestępstw nacechowanych agresją i z użyciem siły fizycznej, niemniej w latach 1934-36 odnotowano spory wzrost. Tak czy owak, historia opowiadana przez Bochniaka i Kościukiewicza ma miejsce na Kresach, a czyny Wilczyc Kresowych to fakt znany od XVI w. Sam reżyser mówi wprost, że chciał zabawić się stereotypem: (...) kusiło mnie to, co swego czasu robił Lars von Trier, który pisał role męskie i obsadzał je kobietami, i na odwrót. Od dłuższego czasu chodził za mną pomysł, żeby zrobić to na większą skalę, by właśnie kobiety były sprawczyniami, a mężczyźni ofiarami. Cóż, zagrało to znakomicie.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!