Recenzja gry As Far As The Eye – piękny indyk i strategia, jakich mało

Wincenty Wawrzyniak
2020/10/09 08:00
0
0

As Far As The Eye to prawdopodobnie jedno z najmilszych zaskoczeń ostatnich miesięcy, jeśli chodzi o gry, jakie przyszło mi sprawdzić.

Gier strategicznych jest na rynku wystarczająco dużo. Kiedy słyszymy gra strategiczna, myślimy o produkcjach typu Age of Empires, Crusader Kings czy też Anno. W przeszłości było sporo strategii, które wyróżniły się na tle swoich konkurentów – czy to głównymi założeniami, czy też mechaniką rozgrywki. Jeśli mam być szczera, As Far As The Eye wyróżnia się praktycznie wszystkim.

Mowa o tytule, za którego stworzenie odpowiada niezależne studio Unexpected. Produkcja jest dostępna tylko na komputerach osobistych. I choć mogłabym po prostu powiedzieć, że mamy do czynienia z turową grą strategiczną, tak w praktyce jest to interesująca mieszanka znacznie większej ilości gatunków – znajdziemy tutaj elementy typu roguelike, znajdziemy również elementy RPG, a do tego wszystkiego nawet i elementy city buildera.Recenzja gry As Far As The Eye – piękny indyk i strategia, jakich mało

Wiatr-przewodnik i niepokojące szepty

W grze As Far As The Eye wcielamy się w wiatr, którego głównym zadaniem jest przewodzenie plemieniu składającego się z podopiecznych (których gra przedstawia nam jako Patrzaki). Musimy za wszelką cenę doprowadzić bohaterów do centrum Oka – aczkolwiek jest to podróż ograniczona czasowo. Musimy bowiem zdążyć przed wielką powodzią, która zaleje praktycznie wszystko. W uproszczeniu: kierujemy plemieniem nomadów. Wspomniane stworki, zwane Patrzakami, są bowiem bardzo ciekawymi istotami – regularnie wybierają się w tego typu podróże, aby u celu spotkać się z innymi przedstawicielami gatunku.

Nie bez powodu wcielamy się właśnie w wiatr; przez cały czas słyszymy dziwne, wręcz niepokojące szepty, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć – prawdopodobnie w ten sposób Patrzaki porozumiewają się ze sobą. Te szepty tworzą przede wszystkim oryginalną, jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Bo choć same założenia i podstawowe mechanizmy rozgrywki na pierwszy rzut oka składają się na spokojną, relaksującą wręcz całość, tak bardzo szybko podczas zabawy przekonujemy się, że do spokojnej i relaksującej produkcji As Far As The Eye nie należy. A przynajmniej nie należy do takowych na początku, kiedy dopiero zaczęliśmy grać i się z grą zapoznawać.

GramTV przedstawia:

Zanim uda nam się dotrzeć do centrum Oka, musimy zaliczyć kilka postojów, które pozwalają zebrać niezbędne do osiągnięcia celu surowce. Eksplorujemy więc podzieloną na heksagony mapę, przydzielając naszym podopiecznym najróżniejszego rodzaju zadania. Czas w grze odmierzany jest za pomocą mrugnięć – z reguły mamy go całkiem sporo na zrobienie tego, co musimy zrobić. Problem w tym, że łatwo się w tej zabawie zatracić, aby kilku dłuższych chwilach zorientować się, że jedynym rozsądnym wyjściem jest rozpoczęcie gry od nowa.

Tutaj pojawiają się elementy roguelike'owe, ponieważ za każdym razem dostajemy do wyboru zupełnie inne mapy z losowo wygenerowanymi postojami. Zmieniają się również cele, które musimy spełnić, aby przejść do innej lokacji – w jednej grze może to więc być konkretna ilość ryb czy kamienia, a w drugiej coś zupełnie innego. W praktyce wyglądało to tak, że w As Far As The Eye uczyłam się praktycznie bez przerwy.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!