Recenzja Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise – Genialny crap

Jakub Zagalski
2020/07/08 19:00
0
0

Tak brzydkiej, groteskowej, zepsutej, niewygodnej, zjawiskowej gry nie widziałem od lat. A dokładnie od premiery Deadly Premonition.

Recenzja Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise – Genialny crap

Kiedy myślę "japoński wizjoner branży gier wideo", od razu przychodzą mi na myśl trzy persony. Hideo Kojima (wiadomo), Goichi Suda (Killer7, No More Heroes) i Hidetaka Suehiro, znany szerzej jako Swery65. Nic wam nie mówi ten pseudonim? To znak, że omijacie szerokim łukiem japońskie kurioza, których geniusz tkwi schowany za potwornie brzydką oprawą i rozwiązaniami, które z miejsca odrzucają większość nieświadomych graczy. Za takie kuriozum uważam opus magnum Suehiro - Deadly Premonition z 2010 roku. Grę "tak złą, że aż dobrą". Dumnego rekordzistę z Księgi Guinnesse'a w kategorii "gra survival horror z najbardziej spolaryzowanymi ocenami od recenzentów". Dla jednych niegrywalny, zabugowany, zrobiony na kolanie crap. Dla innych – dzieło sztuki.

Deadly Premonition to podręcznikowy przykład gry, obok której nie da się przejść obojętnie. Albo się ją pokocha, albo znienawidzi i po godzinie będzie się miało serdecznie dość. Z takim podejściem trudno o wielką sprzedaż napędzającą kolejne szalone pomysły japońskiego wizjonera. A jednak po latach milczenia, kompletnie niespodziewanie pojawiła się zapowiedź sequela.

Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise ma wszystko to, czego mogliby sobie życzyć wyznawcy "jedynki". Może poza jednym – w przeciwieństwie do poprzedniczki, sequel nie jest tytułem multiplatformowym i mogą się nim cieszyć wyłącznie posiadacze Nintendo Switch. Piszę "sequel", choć fabularnie nie jest to wyłącznie ciąg dalszy perypetii agenta FBI, który dekadę temu przybył do małego miasteczka Greenvale w stanie Waszyngton rozwiązywać sprawę rytualnego morderstwa. Narracja Deadly Premonition 2 przez większość czasu biegnie dwutorowo. Mamy więc śledztwo w Bostonie anno domini 2019 i nową parę agentów (sequel), a także wyprawę do miasteczka Le Carre w Luizjanie (prequel), dokąd w 2005 roku wybrał się znany z "jedynki" agent York. I Zach. Ale nie pytajcie o niego, bo to sprawa osobista.

O scenariuszu naprawdę nie ma sensu więcej pisać, ponieważ jego stopniowe odkrywanie, łączenie kolejnych elementów, poznawanie aktorów tego dramatu, jest najwyższą wartością Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise. Tak jak "jedynka", ta gra stoi fabułą i klimatem. Dialogami, które odważyłby się napisać tylko szalony geniusz, zakochany w popkulturze i obskurnej estetyce kina klasy B. Każdy recenzent Deadly Premonition przywoływał "Miasteczko Twin Peaks" jako główną inspirację Swery65. I tak samo jest w "dwójce", dodatkowo widać, że twórca bardzo lubi pierwszy sezon "True Detective". Zagadkowe morderstwo, mała miejscowość, gdzie wszyscy się znają, mroczne tajemnice i powiązania. Wreszcie obsada złożona z samych indywiduów i wątki paranormalne. Gracz jest wrzucony w ten dziwny świat, mając za towarzysza podróży agenta FBI i jego "niewidzialnego przyjaciela". Absurd, groteska, przerysowanie jest tu na porządku dziennym. Brzmi niezbyt zachęcająco? A jednak właśnie za to można pokochać Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise.

Bo na pewno nie za rozgrywkę, która przypomina efekt pracy średnio uzdolnionych developerów po pijackim game jamie. Ta gra jest potwornie brzydka. Toporna, zabugowana, pusta i prymitywna. Koszmarną jazdę samochodem zastąpiono jazdą na deskorolce z prędkością jakichś 20 klatek animacji na sekundę. Na marginesie, los auta agenta Yorka to przyczynek do kolejnego absurdalnego dialogu, który napędza całą historię.

GramTV przedstawia:

Deadly Premonition 2 ze swoim miasteczkiem w Luizjanie udaje sandboksowy survival horror. Tyle że to najgorsza piaskownica, w jakiej dane mi było się bawić. Ja rozumiem, że to jest imitacja głębokiej prowincji, gdzie życie toczy się bardzo powoli. Ale formalnie jest tu do przesady pusto i nudno. Można przejechać pół miasta na deskorolce i minąć po drodze dosłownie dwa samochody. Przechodniów jest niewiele więcej. Najliczniej występują tu dzikie zwierzęta, do których można sobie postrzelać dla zabicia czasu. W Deadly Premonition 2 nadal panuje obowiązek stawiania się w poszczególnych miejscach o konkretnej porze dnia lub nocy. Buduje to odpowiedni klimat, ale na dłuższą metę niepotrzebnie spowalnia i wydłuża rozgrywkę. Jest to szczególnie odczuwalne, ponieważ świat nie oferuje zbyt wielu pobocznych aktywności, dzięki którym można przeczekać do wykonania zadania.

Oprócz strzelania do zwierząt na ulicach można postrzelać do aligatorów na bagnach i popływać łódką. Są wyzwania związane z deskorolką, gra w kręgle, zbieractwo. Wszystko to jednak obowiązkowe zapychacze (a nie źródła przyjemności), które w minimalnym stopniu tłumaczą istnienie otwartego świata gry.

Kiedy już wrócimy na właściwy tor fabularny, doświadczamy mocno przegadanej (to zaleta!) przygodówki z elementami gry zręcznościowej i walki o przetrwanie. Są proste zagadki, dochodzenie, łażenie po okolicy i szukanie przejścia czy klucza. Pistolet noszony przez agenta Yorka też nie przez cały czas spoczywa w kaburze. Jak na szalonego geniusza przystało, Swery65 przygotował też sporo niekonwencjonalnych rozwiązań. Ogółem da się jednak odczuć, że "dwójce" brakuje świeżości oryginału. Twórca nadal wysyła swoim bezkompromisowym dziełem komunikat w stylu: "robię, co chcę". Ale w trakcie gry nie opuszczała mnie ambiwalentna myśl: "kocham to/to już było".

Patrząc na Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise nie widzę gry, a raczej niezapomniane i wyjątkowe doświadczenie. Bo jako gra jest to naprawdę mierna produkcja. Brzmi znakomicie, ale graficznie to zwykłe pójście na łatwiznę. Chyba że Swery65 miał pod sobą armię praktykantów, którzy stawiali pierwsze kroki w kodowaniu, grafice itp. Nic tu nie działa tak, jak powinno w pudełkowej grze z 2020 r. Animacja postaci – fatalna. Detekcja kolizji – śmiech na sali. Tekstury – szkoda gadać. Mógłbym wymieniać tak długo, ale… to i tak nie wpływa na ostateczny odbiór gry. Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise jest złe, brzydkie i na pozór nie warte złamanego grosza, ale w połączeniu z klimatem, scenariuszem, dialogami i intencjonalnym prymitywizmem tworzy to właśnie niezapomniane i wyjątkowe doświadczenie.

Fenomenu Deadly Premonition nie da się wytłumaczyć komuś, kto nie załapie klimatu. Albo się to pokocha, albo znienawidzi. Dlatego Deadly Premonition 2: A Blessing In Disguise to z jednej strony kolejny system-seller (sic!) Nintendo Switch, a z drugiej niegrywalny crap. "Jedynka" przekonała mnie do siebie i "dwójkę", choć gorszą i wtórną, oceniam bardzo wysoko. Jeżeli odbiliście się od poprzedniej przygody Yorka w Greenvale, nie macie czego szukać w Le Carre.

8,0
Powtórka z kontrowersyjnej rozrywki
Plusy
  • Klimat
  • Dialogi
  • Awangardowe podejście do gatunku
  • Ścieżka dźwiękowa
Minusy
  • Techniczny koszmar
  • Archaizmy na każdym kroku
  • Toporne sterowanie
  • Pusta piaskownica
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!