Recenzja Xenoblade Chronicles Definitive Edition - Legenda w nowym wydaniu

Jakub Zagalski
2020/05/27 16:30
3
0

Zapomnijcie o Final Fantasy, Dragon Questach i innych Personach. Na Switcha właśnie zawitał jeden z najlepszych jRPG-ów w dziejach, który wygląda i działa lepiej niż kiedykolwiek.

Zanim dostanę kamieniem od jakiegoś fanboya – uwielbiam hity SquareEnix i Atlusa, ale to właśnie Xenoblade Chronicles skradło przed laty moje serce. I cały czas miło wspominam dziesiątki godzin, które spędziłem biegając Shulkiem z Monado na plecach. Nie wiecie o czym mowa? To dowód, że przegapiliście arcydzieło z pierwszego Wii, które plasuje się w czołówce najlepszych gier jRPG wszech czasów. Nie jest to tylko moje zdanie, bo wystarczy spojrzeć na średnią ocen 92 procent na Metacritic. I choć od premierowych zachwytów minęło już 10 lat, hit od Monolith Soft ciągle ma ogromną przewagę nad wieloma późniejszymi jRPG-ami.

Nie da się jednak ukryć, że wracanie do przygód Shulka, Reyna i Fiory na Wii może być bardzo bolesnym doznaniem, szczególnie na wielkich ekranach HD/4K. Kilka lat temu wskrzeszono Xenoblade Chronicles na 3DS, ale dopiero definitywna edycja na Switcha jest tym, po co powinni sięgnąć fani oryginału i wszyscy ci, którzy dekadę temu patrzyli z pogardą na białe pudełko z dziwacznymi kontrolerami.

Xenoblade Chronicles Definitive Edition bierze wszystko to, za co pokochaliśmy oryginał z Wii, wygładził nierówności, upiększył to i owo. A jednocześnie dorzucił garść znakomitych rozwiązań, które powinny być domeną każdego remastera. Fabularnie, mechanicznie, treściowo jest tak, jak 10 lat temu. Z widowiskowego intra dowiadujemy się, że eony temu na bezkresnym oceanie starły się dwa giganty: Bionis i Mechonis. Dziś Bionis to nic innego jak świat zamieszkały przez ludzi, zwierzęta i rozmaite inne stworzenia. Rok przed akcją ukazaną w grze odwieczny spokój tego świata przerywa inwazja armii Mechonów. Biologiczni mieszkańcy Bionisa kontra mechaniczni najeźdźcy z Mechonisa, a w samym centrum blondasek z magicznym mieczem – brzmi groteskowo i sztampowo, ale to tylko przedsmak epickiej przygody, którą każdy szanujący się fan jRPG po prostu musi przeżyć.

Xenoblade Chronicles Definitive Edition opowiada tę samą historię Shulka, młodego wybrańca z mieczem Monado i jego przyjaciół, którą znamy z Wii i 3DS-a. Po 10 latach scenariusz nic nie stracił na swojej atrakcyjności – jest odkrywanie wielkiego, zróżnicowanego świata, zapadający w pamięć bohaterowie, wielowątkowa narracja, japońskie "dziwactwa" i filozoficzne pytania. Wszystko to przy akompaniamencie dynamicznej walki, która odbywa się na starych zasadach, ale doczekała się kilku drobnych usprawnień.

Recenzja Xenoblade Chronicles Definitive Edition - Legenda w nowym wydaniu

Zmiany są kosmetyczne i można ich nawet nie zauważyć, ale wracając do oryginalnego Xenoblade Chronicles od razu odczujemy ich brak. Mowa chociażby o widocznym pasku HP, którego na Wii po prostu nie było pod wizerunkiem bohatera (tylko wartość liczbowa, np. 300/300 HP). Inną małą rzeczą, która cieszy, jest pojawiający się wykrzyknik na ikonce Arts. Ta drobna podpowiedź pojawia się wtedy, gdy wykorzystanie danej techniki będzie szczególnie owocne (Backslash, gdy znajdujemy się za plecami przeciwnika). Ponadto ulepszono mapę i nawigację do celu, ekrany menu są o wiele bardziej czytelne.

Bardzo fajnym pomysłem jest Expert Mode, czyli narzędzie służące do zarządzania punktami doświadczenia. Jeżeli chcemy, możemy odłożyć zdobyty EXP na później i dowolnie zmniejszać i zwiększać poziom doświadczenia w razie potrzeby (nowych bohaterów nie można osłabić poniżej pierwotnego poziomu). Krótko mówiąc, twórcy Definitive Edition dokonali szeregu drobnych zmian i usprawnień, które naprawdę robią różnicę i czynią grę jeszcze przyjemniejszą.

GramTV przedstawia:

Z dużych różnic trzeba oczywiście wspomnieć o oprawie audiowizualnej. Xenoblade Chronicles Definitive Edition nie jest remakiem zbudowanym od zera jak niedawny hit z "siódemką" w tytule, ale nie można go też nazwać zrobionym na szybko remasterem. Widać to chociażby po nowych modelach postaci (nie tylko bohaterów, ale i NPC-ów), nowej kolorystyce i ostrych teksturach, które nie mają się czego wstydzić na telewizorach >50". Co prawda zdarzają się słabsze momenty, mdłe powierzchnie i widać, że to gra zaprojektowana 10 lat temu. Jednak widoki, które zapierały dech w piersiach na Wii, na Switchu wywołują ten sam efekt. Co ciekawe, Definitive Edition 10-letniej gry prezentuje się lepiej w wersji handheld mode niż Xenoblade Chronicles 2 na małym ekranie.

Zachwyt wzbudza też nagrana na nowo ścieżka dźwiękowa, łącząca energetyczną, gitarową naparzankę z symfonicznymi, podniosłymi utworami. W nowym wydaniu brzmi to jeszcze lepiej i kusi, by zainwestować w porządne nagłośnienie. Dla tych 100+ godzin spędzonych w świecie gry na pewno warto. Dubbing występuje w wersji japońskiej i angielskiej. Nie jestem pewien, czy powrócili wszyscy aktorzy ze starej obsady, ale w angielskiej ścieżce dźwiękowej ciągle czuć ten lekko kiczowaty klimat dialogów, który stanowił wartość dodaną w oryginale.

Xenoblade Chronicles Definitive Edition poza oprawą HD, świetnym udźwiękowieniem i kosmetycznymi zmianami wprowadza element, na który fanatycy oryginału z pewnością ostrzyli sobie zęby. Zwie się on Future Connected i pełni rolę samodzielnego dodatku fabularnego, który można odpalić w dowolnym momencie w głównym menu. Przypomnijmy dla porządku, że znane ze Switcha Xenoblade Chronicles 2 nie ma nic wspólnego z historią pierwszego Xenoblade Chronicles. Future Connected można zaś nazwać epilogiem opowieści o Shulku, Monado itd. Na wstępie gra ostrzega, że jest to dodatek dla graczy znających fabułę podstawki, rozgrywający się po ukazanym w niej zakończeniu. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, więc nie musicie się obawiać spoilerów ponad to, co znane jest z trailerów czy pierwszego kwadransa Future Connected.

Po króciutkiej retrospekcji walki z finałowym bossem przenosimy się w czasie o rok do przodu. Dwójka weteranów rusza ku nowej przygodzie w nieznanej części Bionisa. Na miejscu okazuje się, że Future Connected różni się pod wieloma względami od Xenoblade Chronicles. Walka wygląda z grubsza tak samo, aczkolwiek pozbyto się systemu Chain Attacks (zastąpiono czymś nowym), nie ma drzewka rozwoju, przewidywania przyszłości przez Shulka i kilku innych elementów, o czym dowiadujemy się stopniowo. Zabawę zaczynamy z postaciami na 60 poziomie i założeniem, że gracz wie, jak zachowywać się na polu bitwy. Są tutoriale i tłumaczenia nowych mechanik, ale odpalanie Future Connected bez wcześniejszego skończenia podstawki mija się z celem. To w końcu swoisty endgame, napędzany nowym wątkiem fabularnym, w którym roi się od noponów.

Future Connected to ciekawy dodatek, ale jestem daleki od nazwania go spełnieniem marzeń fanów Xenoblade Chronicles. Odkrywanie kolejnego zakątka na Bionisie jest super, fajnie jest zobaczyć starych znajomych w nowych sytuacjach rok po pamiętnym finale, ale fabuła nie jest najmocniejszą stroną tego epilogu. Z drugiej strony, kupienie Definitive Edition dla samego Future Connected (jeśli ograliśmy podstawkę na Wii/3DS) nie jest złym pomysłem, bo starcza na dobrych kilkanaście godzin.

Jeżeli nie graliście w Xenoblade Chronicles, a ciągnie was do japońskich gier fabularnych, zakup Definitive Edition jest obowiązkowy. Technicznie jest niemal wzorowo – nowa grafika nie przykryła wszystkich niedociągnięć, ale pod względem audiowizualnym to pierwsza liga remasterów. To samo tyczy się mniejszych i większych poprawek, które umilają życie współczesnemu odbiorcy. Na taką definitywną edycję warto było czekać.

9,0
Znakomity remaster wybitnej gry
Plusy
  • Grafika
  • Muzyka
  • Mnóstwo drobnych usprawnień
  • Długi epilog z nowymi rozwiązaniami
  • Po prostu Xenoblade Chronicles
Minusy
  • Gdzieniegdzie słabsze tekstury
  • Fabuła w Future Conected
Komentarze
3
fragmajster
Gramowicz
29/05/2020 03:25

9/10?Za taki krapowaty port?LOL

xguzikx
Redaktor
Autor
27/05/2020 22:24
Nalfein napisał:

"Przypomnijmy dla porządku, że znane ze Switcha Xenoblade Chronicles 2 nie ma nic wspólnego z historią pierwszego Xenoblade Chronicles." - ależ oczywiście, że ma. Bez zbędnego wchodzenia w szczegóły, to świat z XC2 to jest "druga strona", taki upside down w pewnym sensie, a wydarzenia mimo, że nie powiązane bezpośrednio to dzieją się równolegle z tymi w jedynce.

chodziło bardziej o to, że wbrew tytułowi XC2 nie jest sequelem XC. I dopiero Future Connected pokazuje, co się działo po wydarzeniach z "jedynki"

Nalfein
Gramowicz
27/05/2020 22:18

"Przypomnijmy dla porządku, że znane ze Switcha Xenoblade Chronicles 2 nie ma nic wspólnego z historią pierwszego Xenoblade Chronicles." - ależ oczywiście, że ma. Bez zbędnego wchodzenia w szczegóły, to świat z XC2 to jest "druga strona", taki upside down w pewnym sensie, a wydarzenia mimo, że nie powiązane bezpośrednio to dzieją się równolegle z tymi w jedynce.




Trwa Wczytywanie