Nostalgia over 9000 – recenzja Dragon Ball Z: Kakarot

Jakub Zagalski
2020/01/24 13:00
0
0

Pojadłem, powalczyłem, polatałem. Bawiłem się świetnie, choć na każdym kroku coś mi nie pasowało.

Nostalgia over 9000 – recenzja Dragon Ball Z: Kakarot

Dragon Ball na zawsze będzie mi się kojarzył z francuskim dubbingiem, RTL7 i Mugenem ogrywanym na pececie u sąsiada. W biblioteczce wciąż mam 42 tomy mangi kupowane na bieżąco w czasach szkolnych, a teraz dochodzą do nich kolejne z "Super" w tytule.

Krótko mówiąc, mam ogromny sentyment do opus magnum Akiry Toriyamy i słysząc obietnice związane z Dragon Ball Z: Kakarot, zacierałem ręce w oczekiwaniu na premierę. Gdy w końcu wkroczyłem do tego świata, uroniłem łezkę (albo dwie) wzruszenia, przeżywając przygody znane z mangi i anime. Ale pod wieloma względami byłem bardzo zawiedziony.

Dragon Ball Z: Kakarot to najogólniej rzecz biorąc interaktywna adaptacja anime Dragon Ball Z, które ciągnęło się w japońskiej telewizji przez niemalże siedem lat. 291 odcinków to cztery epickie sagi, napędzane pojawianiem się kolejnych, coraz potężniejszych przeciwników – począwszy od Saiyan z Vegetą na czele, przez Freezera zbierającego smocze kule na odległej planecie Namek, przebiegłego Komórczaka (lub Cella, jak kto woli), na niepozornym Buu skończywszy. Fabuła Dragon Ball Z: Kakarot pokrywa się z głównymi wątkami anime/mangi, choć hardcore'owi fani wyłapią pewne zmiany i braki. Dla kogoś takiego jak ja, kto lata temu pasjami oglądał kreskówkę z francuskim dubbingiem, nie jest to jednak żadna wada.

Jeżeli po przeczytaniu powyższego akapitu nie macie pojęcia, o jakich wydarzeniach i postaciach mowa, to powinniście się dobrze zastanowić przed zagraniem w Dragon Ball Z: Kakarot. Nie da się ukryć, że to produkcja przede wszystkim dla fanów serii, a momentami wręcz list miłosny pełen nostalgii i wzruszeń. Kakarot wrzuca gracza od razu na głęboką wodę, pokazując wydarzenia rozgrywające się kilka lat po 153-odcinkowym anime Dragon Ball. I choć początkowe godziny są pełne łopatologicznych tłumaczeń, to na scenie od razu pojawia się mnóstwo powiązanych ze sobą postaci. Bycie dragonballowym ignorantem przed zagraniem w Dragon Ball Z: Kakarot, nie jest najlepszym pomysłem.

Fanów Dragon Balla w Polsce nie brakuje, więc potencjalne grono odbiorców Dragon Ball Z: Kakarot jest bardzo duże. A i apetyt na kolejna dużą grę w tym temacie był niemały, bo od premiery przyzwoitego Dragon Ball Xenoverse 2 minęły ponad cztery lata, a w przepiękną bijatykę Dragon Ball FighterZ zagrywaliśmy się równo dwa lata temu. Gatunkowo Dragon Ball Z: Kakarot plasuje się bliżej dylogii Xenoverse, choć tym razem spece z CyberConnect2 (ci sami, którzy narobili masę gier na licencji Naruto) obrali inną ścieżkę, tworząc nierówny miks na wskroś japońskiego RPG i trójwymiarowej bijatyki.

To, że Dragon Ball Z: Kakarot stoi okrakiem między tymi dwoma gatunkami, jest jednym z największych zarzutów, jakie można wysunąć pod adresem tej gry. Bo ani to szczególnie dobre RPG, ani jakaś wyjątkowa bijatyka. Przed premierą słyszałem, że będzie eksploracja otwartego świata, główny wątek wyciągnięty z anime, losowe walki z mobami, zadania poboczne, levelowanie postaci itd. Przyznaję – wszystko te elementy znajdują się w Dragon Ball Z: Kakarot, ale razem nie tworzą ekscytującej i dobrze przemyślanej całości.

Jako gra z otwartym światem Dragon Ball Z: Kakarot stoi daleko w tyle za Wiedźminem 3, The Legend of Zelda: Breathe of the Wild czy chociażby Horizon Zero Dawn. Obiecywany wielki świat to kilka otwartych lokacji wybieranych z mapki. Tereny są rozległe, ale nudne. Sidequestów jest mnóstwo, ale znakomita większość opiera się na potwornie nużących schematach: zbierz pięć jabłek/zabij trzy roboty/leć do innej lokacji, gap się w ekran ładowania, znajdź przedmiot, gap się w ekran ładowania, oddaj przedmiot zleceniodawcy itp. Twórcy pokpili sprawę, bo mogli wykorzystać misje poboczne do podkreślenia bogactwa tego świata, pokazania znanych postaci od nieznanej strony. Owszem, zdarzają się wyjątki i udało się w nich opowiedzieć kilka fajnych historyjek, ale jest ich zdecydowanie za mało.

Nudę w czasie oderwania się od głównego wątku można zabijać łowiąc ryby, jeżdżąc pojazdami, zbierając składniki kulinarne, grając w baseball. Takich pobocznych aktywności jest całkiem sporo, ale znowu problemem jest ich prymitywność. Łowiąc ryby wystarczy w odpowiednim momencie wcisnąć po sobie dwa przyciski, by być królem moczenia kija (czy raczej ogona). Nie liczyłem na Symulator Wędkarza 2020, ale ciągle mam w pamięci ten sam element w Final Fantasy XV i widzę, że twórcy Dragon Ball Z: Kakarot w temacie sidequestów i minigier przespali ostatnich kilka lat.

GramTV przedstawia:

Elementy jRPG również są ograniczone do minimum. Zdobywanie punktów doświadczenia, wydłużanie paska życia i energii ki potrzebnej do ataków specjalnych itp. to standard. Oprócz tego mamy drzewka umiejętności, uczenie się nowych technik (wymaga to zdobywania specjalnych medali i zbierania kolorowych kulek) i chyba najciekawszy, choć niepozorny mechanizm zwany Tablicą Społecznościową. Na tablicach rozmieszczamy żetony odkrytych postaci, co w zależności od układu i rodzaju bohatera, zwiększa nasze możliwości bojowe, umiejętności kulinarne (Dragon Ball bez jedzenia nie ma racji bytu) itd. Na początku nie wydaje się to szczególnie ważne, ale gdy zaczniemy zdobywać coraz więcej żetonów postaci i odkryjemy wszystkie tablice, można testować różne kombinacje i dostosowywać bonusy do ulubionego stylu gry.

I wreszcie dochodzimy do systemu walki. Dragon Ball Z: Kakarot Super nie będzie pod tym względem niespodzianką dla fanów twórczości studia CyberConnect2, które specjalizuje się w widowiskowych akcjach i niskim progu wejścia. Podstawowe działania (cios, atak energetyczny, unik, blok) wykonujemy czterema przyciskami, tworząc intuicyjne combosy. Do tego dochodzi użycie spustów, które w połączeniu z podstawowymi atakami tworzą kultowe techniki z Kamehamehą na czele.

Dragon Ball Z: Kakarot stawia w walce na prostotę i widowiskowość. Nie znajdziecie tu wielu zaawansowanych technik, combosy wyprowadza się nawet jednym przyciskami, a i rosnący poziom trudności nie wymaga szczególnego zaangażowania. Zwłaszcza gdy mamy w swojej drużynie pomagierów, którzy wspierają nas ofensywnie lub defensywnie, a po naładowaniu paska można z nimi odpalić specjala.

Walki z fabularnymi przeciwnikami nie są wielkim wyzwaniem, jeżeli jesteśmy na odpowiednim poziomie doświadczenia. Bossowie mają przesadnie potężne ataki, ale wystarczy znać podstawy, obserwować ostrzeżenia i nie powinno być z nimi żadnego problemu, nawet jeśli nie spędziliśmy przed walką długich godzin na grindowaniu.

Dragon Ball Z: Kakarot nie jest wielkim rozczarowaniem, ale daleko mu też do "ostatecznej gry anime", na jaką po cichu liczyłem. Miało być jRPG z fabułą Dragon Ball Z i to dostałem. To samo tyczy się widowiskowych walk, które przywodzą na myśl serialowe pojedynki. Problemem jest zbyt duża prostota i gatunkowe archaizmy, których konkurencja pozbywa się od lat. W głównym wątku można spędzić lekko 30 godzin, a już po kilkunastu ma się wrażenie, że nic nas już tu nie zaskoczy pod względem mechanizmów, rozwoju postaci, sidequestów.

Jest sporo, na szczęście niekrytycznych, bugów. Polskie tłumaczenie w formie napisów można włączyć do japońskiej, amerykańskiej i kilku innych ścieżek dźwiękowych. Bywa toporne i niekonsekwentne (niektóre hasła zapożycza z wcześniejszych tłumaczeń mangi/anime, a inne nie), ale to oczywiście tylko jedna z opcji.

Dragon Ball Z: Kakarot chciało być trochę grą fabularną z otwartym światem, a trochę powietrzną nawalanką w 3D. Żaden z tych elementów w takiej formie nie powinien istnieć oddzielnie, ale jako całość zapewniają dobrą zabawę. Prostą, wtórną, archaiczną, jednak mającą w sobie to coś, co zachęca do dalszej rozgrywki mimo oczywistych mankamentów.

Sprawdź ofertę figurek Dragon Ball w naszym sklepie

7,5
Lektura obowiązkowa dla fanów Dragon Ball Z
Plusy
  • Grywalne anime
  • Widowiskowy i przystępny system walki
  • Nostalgiczna przygoda dla fanów
  • Animacje ataków
Minusy
  • Brak głębi
  • Archaizmy
  • Otwarty świat na pół gwizdka
  • Po jakimś czasie monotonne walki
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!