WWE 2K20 - recenzja - Botchamania!

Botchamania! Botchamania! Botchamania!

WWE 2K20 - recenzja - Botchamania!

Trochę mi zajęło rozprawienie się z WWE 2K20, prawda? Bo przyznam zupełnie szczerze, że mimo najszczerszych chęci, każde kolejne posiedzenie przy najnowszej grze 2K traktującej o jednej z moich ulubionych dyscyplin rozrywkowych było jak posypywanie ran solą. Zwłaszcza, gdy ten rok dla WWE jest tak słaby z nielicznymi pozytywnymi wyjątkami.

Tak jest i w tym przypadku, bo o ile pewne rzeczy cieszą, tak inne wywołują zażenowaniem i wyciągają z najdalszych zakamarków pytania o to, czy za rok nie będzie gorzej. Tym bardziej, że kilka ostatnich edycji wypadło całkiem porządnie.

Niedawno zakończone Survivor Series uświadomiło wielu fanom wrestlingu, że WWE ma aktualnie jeden z najlepszych rosterów od lat. Bez względu na to, czy mówimy tutaj o RAW, SmackDown czy NXT – potencjał wszystkich zawodniczek i zawodników federacji Vince’a McMahona jest wręcz ogromny. Dlatego też, mimo pewnych braków (spowodowanych głównie kwestią ewentualnych DLC w przyszłości) jest naprawdę świetnie, zwłaszcza że wielu nowych zawodników załapało się do tegorocznej edycji m.in. Keith Lee, Matt Riddle czy Io Shirai. To co jednak nadal powoduje nie małe zamieszanie to fakt, że WWE 2K20, jak co roku zresztą, przekazuje nam stan sprzed kilku miesięcy, a kilku tygodni. Dlatego jeśli liczyliście na Io Shirai w wersji Mad Genius of The Sky to niestety… może w przyszłym roku.

Inną kwestią jest to, że odwzorowanie graficzne postaci w 2K20 jest o wiele gorsze niż w poprzedniej edycji i to jest fakt. Visual Concepts przejęło projekt od Yuke’s (którym pomagali do tej pory) i zwyczajnie nie podołali zadaniu serwując festiwal niedopracowanych modeli cierpiących na wytrzeszcz gałek ocznych, problemy ze stanem uzębienia czy niezgodność z opisem produktu, jak z figurkami od WWE. W skrócie wszystko wygląda tak, jakby twórcy chcieli skopiować pracę domową od Yuke’s, ale specjalnie popełnili kilka błędów, aby nauczycielka nie zorientowała się, iż to ta sama praca. Sęk w tym, ostatecznie i tak całość nie trzyma się kupy, a także jest pełna błędów zarówno ortograficznych, jak i stylistycznych.

Gdyby się przyjrzeć trybom fabularnym WWE 2K20, to można mieć wrażenie, że Visual Concepts w jakimś stopniu wykorzystali absurdy WWE TV i przekuli je w film komediowy z tych, które często sprzedawane są na VOD, bo właściwie żadne kino nie decyduje się na wrzucenie tego w swój rep

ertuar, a dystrybutor po przeliczeniu kosztów wycofał się z wydania go na DVD czy Blu-Ray. Gdy obserwuje się perypetie bohaterów stworzonych w trybie MyPlayer to można mieć wrażenie, że mogłaby być z tego całkiem ciekawa retrospekcja tego, jak udało im się dojść do najważniejszego punktu w karierze zawodnika WWE – dołączenia do Hall of Fame… gdyby nie cała masa czerstwych do granic możliwości żartów, słabych dialogów i wydarzeń, które logicznie nie mają większego sensu. Chciałoby się wręcz powiedzieć, że zupełnie jak w przypadku dzisiejszego produktu World Wrestling Federation.

GramTV przedstawia:

A może właśnie chęć wiernego odwzorowania poziomu absurdalnych czasami historii serwowanych przez WWE powinienem uznać za duży plus oraz dystans do siebie?

O przeróżnych bugach i glitchach w WWE 2K20 gracze pisali już nie jedno i pozostaje mi potwierdzić – tak, jest tego trochę, a każdy z nich w różnym stopniu wpływa na doświadczenia z rozgrywki. Jedne wywołają uśmiech na twarzy, a inne potrafią uniemożliwić ukończenie starcia. Przykładowo, w starciu tag teamowym moi towarzysze postanowili… stać w miejscu obok siebie i patrzeć na siebie. Bez względu na to, co by się nie działo, to wynik był podobny – zawodnicy wracali do pozycji wyjściowej i nadal stali obok siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że seria WWE od 2K zawsze pod tym względem „trzymała poziom”, ale w tym roku po zmianie studia pewne problemy uwypukliły się i nasiliły do tego stopnia, że zamiast uśmiechu i chęci podzielenia się śmieszną sytuacją ze znajomymi zirytowany przewracam oczami.

Szkoda, że to właśnie w WWE 2K20 swoje pięć minut otrzymały w Showcase Mode „The Four Horsewomen” – Becky Lynch, Sasha Banks, Charlotte Flair oraz Bayley, bo o ile możliwość rozegrania najważniejszych starć, które rozpoczęły kobiecą rewolucję w wrestlingu cieszy, tak cała masa niedoróbek sprawia, że magia tego trybu zwyczajnie pryska. Podobnie w przypadku tradycyjnych wieżyczek czy wydarzeń tygodniowych. Szkoda również, że w Universe Mode większość ustawień związanych ze stypulacjami najlepiej poukładać osobiście, ponieważ w dużej mierze będą one związane albo ze starciami 1-1, albo 2-2, albo mix 2-2. Reszta właściwie nie istnieje dopóki sami nie ustawimy ich prawdopodobieństwo. Można w sumie pochwalić twórców za pomysły na alternatywne wersje zawodników, podobnie jak pomysły na przeróżne areny inne niż te oficjalne, ale to nadal kropla miodu w beczce dziegciu… dosłownie.

Żeby jednak nie było, że wszystko mi się nie podoba, to mimo wszystko muszę przyznać, że byłem zaskoczony brakiem większych problemów z rozgrywką od strony spadków klatek – wszystko było niesamowicie płynne, choć z drugiej strony patrząc na to, jak pewne rzeczy jakościowo odstają od standardów może zwyczajnie ekipa od optymalizacji poszła o krok za daleko. I nawet nie postarali się o zatuszowanie dowodów zbrodni na ekranach ładowania w trybie kariery.

I będę szczery do bólu – unikajcie WWE 2K20 jak diabeł święconej wody albo zawodnicy NXT awansu do głównych rosterów.

Tak, czasami gra potrafi sprawiać frajdę, ale jest ona związana głównie z samą możliwością rozegrania kilku starć swoimi ulubieńcami lub też kreowania własnych historii w WWE Universe (choć przyznam – edytowanie tego wszystkiego nie należy do najprzyjemniejszych). Całą resztę można natomiast określić jednym, dobrze znanym przez fanów wrestlingu terminem – Botchamania. Festiwal mniejszych lub większych wpadek, z których można byłoby stworzyć nie jeden odcinek internetowego serialu tworzonego przez Maffew Gregga. Szkoda, bo mimo wszystko przez te kilka ostatnich lat 2K powoli, z edycji na edycję, rozwijało serię i przyjemnie było ten rozwój obserwować.

Tym razem natomiast otrzymaliśmy najsłabszą odsłonę WWE 2K. Akurat wtedy, gdy roster jest wręcz przepełniony świetnymi zawodnikami… szkoda.

P.S.: Minus za to, że The Fiend znalazł się w halloweenowym dodatku do gry… bo w tym przypadku to jest to bardzo tani chwyt marketingowy.

3,0
Sędzia pokazuje "X"... i po sprawie.
Plusy
  • Jeden z najlepszych rosterów w dziejach WWE
  • NXT i "All Out Life" od Slipknota!
  • Showcase mode z The Four Horsewomen
Minusy
  • Cała masa błędów technicznych.
  • Niedoróbki graficzne modeli postaci (wszystkich, nie tylko zawodników).
  • Bardzo słaba fabularnie historia w trybie My Player.
  • Konieczność przebudowania stypulacji w trybie WWE Uniwerse od podstaw.
  • "The Fiend" Bray Wyatt w preorderze... naprawdę?
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!