Przestań nudzić, Sylwestrze: recenzja filmu Rambo: Ostatnia krew

Piotr Nowacki
2019/09/27 19:30
2
0

Rambo V w pigułce: 20 minut rzeźni, 70 minut smętów.

Seria Rambo zawsze miała w sobie pewien paradoks. Z jednej strony, filmowy debiut tytułowego bohatera, Rambo: Pierwsza Krew, to był tytuł jednoznacznie antywojenny, skupiający się na zespole stresu pourazowego, z którego powodu cierpiał główny bohater, pokazywał jak wojna wyniszczała ludzi. Jednak równocześnie film popełnił ten “błąd”, że sceny walki były naprawdę niesamowite i Rambo jako bezlitosna maszyna do zabijania przysłonił w masowej świadomości antywojenny przekaz.

Przestań nudzić, Sylwestrze: recenzja filmu Rambo: Ostatnia krew

Kolejne filmy skupiły się właśnie na obrazie Ramba (będę odmieniał jego nazwisko w tej recenzji, bo 1) jest to zgodne z zasadami języka polskiego; 2) tak brzmi zabawniej) jako niezniszczalnego zabijaki, chociaż równocześnie nigdy do końca nie porzucono poważnych korzeni tej serii. Jednak dramat wojenny i krwawy film akcji to nie są elementy kompatybilne – szczególnie to widać w czwartej części, która z jednej strony próbuje pokazać piekło wojny, z drugiej zaś celebruje rozrywanie wrażych żołdaków na krwawe strzępy półcalowymi pociskami z przeciwlotniczego karabinu Browninga. Najlepszym sequelem Ramba był Rambo III, który prawie do zera ograniczył pretensje do opowiedzenia czegoś głębszego – niestety, Ostatnia krew nie idzie jego śladami.

Ostatnia krew rozgrywa się około 10 lat po zakończeniu ostatniej części. Rambo wrócił na ranczo swojego ojca w Arizonie, gdzie postanowił w spokoju osiąść, skupiając się na hodowli koni i opiekując się swoją przybraną córką, Gabrielą. Przez około dwie trzecie filmu Ostatnia Krew próbuje udawać poważną opowieść o emerytowanym żołnierzu, który próbuje zostawić swoją krwawą przeszłość za sobą. Problem w tym, że jedyny cel tej to danie podstarzałemu Rambowi pretekstu do kolejnej masakry.

I dlatego też trudno w jakikolwiek sposób się przejmować tym, co się dzieje zanim zacznie się naparzanina – a ta zaczyna się wyjątkowo późno, jak na film o Rambie. Zanim dojdziemy do właściwej akcji, musimy wysłuchać tekturowych monologów Stallone’a, które służą chyba tylko wypełnieniu czasu – Rambo jest wygadany bardziej niż kiedykolwiek, ale niestety, nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Gabriela jest w tym filmie tylko po to, by mogła zostać porwana przez handlarzy ludźmi i Rambo miał powód, żeby wyciągnąć swój łuk z szafy. Pretekstowość fabuły najlepiej widać w momencie, kiedy Gabriela pyta się Ramba, po co przez lata konstruował pod swoją farmą sieć tuneli. Zbywa ją wymijającą odpowiedzią, ale widzowie znają prawdę: Rambo te korytarze wykopał w pocie czoła po to, aby móc stoczyć finałową bitwę z czarnymi charakterami w klimatycznym miejscu.

I, trzeba to oddać, ta bitwa naprawdę robi wrażenie. Sięga do najlepszych wzorców serii: najciekawsze walki w Rambach to nie były te, w których Stallone chwytał M60 i przypuszczał na wrogów frontalny szturm, lecz kiedy krył się w cieniu i po cichu zdejmował kolejnych złoli. Jakkolwiek niedorzeczny jest sam pomysł budowania tych tuneli, to okazały się być one świetną areną tego starcia. Stallone wykorzystuje plątaninę ścieżek i ciemne zakamarki, prowadzi zakapiorów prosto w pułapki, które zrobią z nich rzeszoto, dziurawi ich strzałami, podrzyna gardła, rozpłatuje im czaski maczetą, a na końcu dosłownie wykonuje fatality, w bodaj najbrutalniejszej scenie w całej serii.

GramTV przedstawia:

Niestety, ciężko mi było czerpać przyjemność z tej rzezi, niezależnie od tego, jak świetnie była ona przedstawiona – ponura historia o handlu ludźmi i wykorzystywaniu seksualnym nie tworzy odpowiedniej atmosfery do czerpania radości z krwawej jatki, zaś instrospektywne smęty Ramba zwyczajnie zanudzają. Być może dałoby się pogodzić te elementy – w Django Quentinowi Tarantino udało się zwieńczyć opowieść o niewolnictwie satysfakcjonującą masakrą, ale operowanie takimi kontrastami wymaga talentu, którego najwidoczniej zabrakło reżyserowi. Dlatego też lepiej odpuścić sobie wyprawę do kina i poczekać, aż Ostatnia krew trafi do serwisów streamingowych – i, żeby nie psuć sobie zabawy, ograniczyć seans do ostatnich dwudziestu minut.

Zamiast oglądać, jak Rambo robi fatality, lepiej wykonać je samemu – na przykład w dostępnym teraz na promocji w sklepie sferis.pl Mortal Kombat X.

Komentarze
2
alex1112
Gramowicz
28/09/2019 23:25

Opłacam abonament Unlimited w Cinema City i  w pełni zgadzam się z recenzją. Nie warto kasy wydawać. Byłem za „free” i w mojej ocenie najgorsze Rambo w historii. Przez połowę czasu siedziałem z słuchawkami w uszach i słuchałem audiobooka. Stallone  jako aktor jest już do reszty wypalony, fabuła mdła i bezsensowna, rzeźnia nierealistyczna. Pierwszą krew uważam za klasyka, który pokazuje jakie nieludzkie maszyny do zabijania produkuje wojna, że zawsze znajdzie się większa ryba, że nie należy próbować na siłę rozwiązywać sporów. Ale potem ta seria błądzi. Co więcej uważam Sylvestrowi odbija samo zachwyt, końcówka ze scenami z kolejnych filmów „prowadząca” Rambo do galopu w kierunku zachodzącego słońca to narcystyczny szczyt. Ciemny ekran i napisy według zasady „kończ waść wstydu oszczędź” były by o wiele lepsze.

Headbangerr
Gramowicz
27/09/2019 23:42

Póki co, widziałem jedynie zwiastun, który skupiał się - jak się zdaje - wyłącznie na wspomnianych ostatnich minutach filmu i muszę przyznać, że wyglądało to przezabawnie. Oglądając go czułem się, jakbym patrzył na zajawkę thrillera, w którym jeden psychol morduję bandę przerażonych dzieciaków.