Zwichrowana architektura życia – recenzja filmu Gdzie jesteś, Bernadette?

Joanna Kułakowska
2019/08/20 20:00
0
0

Adaptacja powieści Marii Semple w reżyserii Richarda Linklatera sprawi nieco przyjemności osobom złaknionym lekkiej rozrywki na całkiem poważne tematy.

Film Gdzie jesteś, Bernadette? (ang. Where’d You Go, Bernadette) opowiada zwariowaną historię, w której tytułowa Bernadette (Cate Blanchett) – specjalistka od iście karkołomnych, chaotycznych ucieczek przed samą sobą i przed problemami w jeszcze większe problemy – musi w końcu spojrzeć na swoje życie krytycznie, bez chowania głowy w piasek i oskarżeń pod adresem otoczenia, po czym zrozumieć, że tak jak sama w nim namieszała, pozwoliwszy sobie na zrujnowanie niemal wszystkiego, co uprzednio z wielkim trudem zbudowała, tak i sama musi doprowadzić je do ładu. Sercem filmu jest niesamowita więź między Bernadette Fox a często wysuwającą się na pierwszy plan tej opowieści nastoletnią córką bohaterki – Bee Branch (Emma Nelson). Oś fabularną utworu Richarda Linklatera stanowi natomiast wnikliwe śledztwo dziewczyny po tym, jak jej matka tajemniczo znika, dokonując kolejnej spektakularnej ucieczki w tyleż stresujących, co groteskowych okolicznościach...

Zwichrowana architektura życia – recenzja filmu Gdzie jesteś, Bernadette?

W miarę stabilna, choć nacechowana ekscentrycznymi poczynaniami Bernadette, egzystencja rodziny Fox-Branch zaczyna chwiać się w posadach, gdy Bee, uzyskawszy na koniec roku najwyższe noty, przypomina o złożonej obietnicy, że w takim przypadku będzie mogła poprosić, o co tylko zechce. Zafascynowana biegunem południowym nastolatka wyraża pragnienie wycieczki do Antarktyki, a niepewni rodzice, każde cedując główny ciężar decyzji na to drugie, w efekcie wyrażają zgodę na eskapadę. Owa „klamka, która zapadła” powoduje, że cierpiąca na nerwicę, depresję, fobię społeczną, agorafobię oraz lekomanię matka dusi w sobie dość szybko narastający obłęd... Oczywiście z miernym skutkiem. Jak na złość ogólna sytuacja niezbyt pomaga trzymać się w ryzach – znienawidzona sąsiadka Audrey (Kristen Wiig), kobieta nad wyraz energiczna, zindoktrynowana tudzież indoktrynująca wszystkich w zasięgu wzroku ideą pracy na rzecz wspólnoty i ubóstwieniem konformizmu, wciąż nie daje protagonistce spokoju. Prowokuje to tę ostatnią do spontanicznych posunięć, które nie przydają jej wiarygodności w kontekście odpowiedzialności i bezpieczeństwa. Doprowadzony do ostateczności małżonek, Elgie Branch (Billy Crudup), usiłuje zrobić z tym wszystkim porządek, co koniec końców prowadzi do sytuacji, w której pojawia się rozpaczliwe i gniewne pytanie: Gdzie jesteś, Bernadette?

Bee nie traci nadziei i postanawia za wszelką cenę odnaleźć matkę – w tym celu zaczyna badać jej przeszłość. Dziewczyna niby trochę wie o tym, czym niegdyś zajmowała się rodzicielka, lecz i tak jest zdumiona, jaka persona wyłania się z poszukiwań. Okazuje się, iż Bernadette została niegdyś okrzyknięta genialną pionierką modernistycznej architektury w mocno zmaskulinizowanym zawodowym światku. Znawcy zachwycali się projektami budynków, wnętrz i mebli jej autorstwa. Jednakże wschodząca gwiazda wycofała się z pracy zawodowej – częściowo dlatego, że poświęciła się wychowaniu delikatnej, chorej na serce Bee, częściowo zaś dlatego, iż nie podniosła się po pewnym dotkliwym ciosie. Wmówiła sobie, że poniosła osobistą klęskę. Następnie Richard Linklater ze swadą pokazuje, jak nastolatka wraz z ojcem udają się na szaloną wyprawę tropem Bernadetette.

W obrazie Linklatera oglądamy przede wszystkim rozliczenie głównej bohaterki z samą sobą, studium upadku i proces podnoszenia się, odzyskiwania siebie – zarówno dzięki miłości do rodziny, jak i tęsknocie za pracą, którą pokochała wcześniej. Zostało to przedstawione w mocno ironicznej, niezwykle humorystycznej, a zarazem wzruszającej formie. Najważniejsze przesłanie książki Gdzie jesteś, Bernadette? i powstałego na jej podstawie filmu stanowi myśl, że artysta, który nie tworzy, staje się zakałą społeczeństwa, gdyż tłumione, niewyrażane pasje niszczą od wewnątrz, powodują gniew i pogardę do siebie, co oczywiście zostaje przekształcone w agresję i skierowane w stronę otoczenia. Może to i banalna psychologia w stylu Paula Coelho, ale coś jest na rzeczy. Niestety, film Richarda Linklatera – choć budzi uśmiech i irytację dokładnie tam, gdzie trzeba – nie dorównuje powieści Marii Semple. Zarówno sama historia, jak i jej przekaz zostają tu mocno zubożone, spłycone i w sumie pozbawione pazura w postaci kwestii tych naprawdę przykrych, krzywd nie do naprawienia. Wyszło nazbyt cukierkowo i w gruncie rzeczy ciut naiwnie – można by rzec: optymistyczne, momentami wręcz „słitaśne” kino familijne.

GramTV przedstawia:

Szkoda, że wiele wątków i mniej sympatycznych aspektów opowiadanej historii zostało wyciętych z obrazu Gdzie jesteś, Bernadette?... Trzeba jednak obiektywnie przyznać, że przeniesienie na ekran utworu, który w swej konstrukcji fabularnej stanowi współczesną wariację na temat epistolografii i w zasadzie książkę w książce, nie było dla filmowców łatwym zadaniem, a jednak udało im się przekazać co nieco z klimatu literackiego oryginału. Reżyser i scenarzyści (Richard Linkater, Holly Gent Palmo i Vincent jr Palmo) zgrabnie wkomponowali w fabułę paradokument na temat tytułowej bohaterki, specyficzny sposób załatwiania wszelkich spraw przez unikającą kontaktu ze światem Bernadette, a także komentującą rzeczywistość narrację Bee. Nieźle wyszła sekwencja złożona z fragmentów, w których Elgie i Bernadette nieświadomie otrzymują terapeutyczne rozwiązanie swoich własnych problemów, choć myślą, że robią coś innego. Sekwencja ta jednocześnie pokazuje, jak różni się percepcja życiowej sytuacji u obu stron.

Gdzie jesteś, Bernadette? koncentruje się na roli marzeń, na tym, że nigdy nie wolno o nich zapominać, i na wadze więzi rodzinnych. Richard Linklater mówi, że obie te kwestie są nieodzowne dla produktywnego, szczęśliwego życia i muszą pozostać w równowadze – bez miłości i rodziny jesteśmy nieszczęśliwi, ale bez realizacji własnych talentów i pasji, bez wizji i własnej misji, dzięki której odciskamy w świecie swój ślad, również tak jest. Dostajemy tu także świetną satyrę na „mentalność przedmieścia”, intelektualny bełkot, który w istocie stanowi przykrywkę dla konformistycznych tendencji, oraz pretensjonalne mamuśki histerycznie oddane idei podniesienia statusu swych pociech, zarazem jednak widzimy, że nie warto oceniać po pozorach – w godzinie próby ludzie mogą nas pozytywnie zaskoczyć... Niestety, brak tu ironicznego spojrzenia na środowisko Microsoftu, gdzie pracuje Elgie, co było mocną stroną powieści. Największym walorem recenzowanej produkcji jest gra aktorska, której (jak można się było spodziewać) niekwestionowaną liderką jest Cate Blanchett. To, co Blanchett wyprawia, wcielając się w neurotyczną Bernadette, wystarcza jako powód wyprawy do kina, ale mamy też bardzo znanych aktorów w rolach drugoplanowych (jak np. Laurence Fishburne) i zachwycające zdjęcia Shane’a F. Kelly’ego ukazujące piękno i majestat bieguna południowego.


Ten film zapewne przypadnie Ci do gustu, jeśli:

  • szukasz właściwego obrazu do obejrzenia całą rodziną,
  • lubisz motyw kobiet w „męskich branżach” (w tym wypadku warto także przeczytać książkę Architektki (praca zbiorowa, EMG 2016)),
  • cenisz humor oraz przewrotne motywy obyczajowe i psychologiczne w filmach i grach.
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!