Recenzja Mordhau, czyli (jeszcze nie) najlepszej gry tego roku

Adam "Harpen" Berlik
2019/07/24 13:05
0
0

Mordhau zaskarbił sobie sympatię fanów i nie bez powodu - to niezwykle wciągający, ale nadal wymagający dopracowania sieciowy slasher osadzony w średniowieczu.

Recenzja Mordhau, czyli (jeszcze nie) najlepszej gry tego rokuPosługiwanie się bronią białą nie jest łatwe. Owszem, możemy po prostu wziąć miecz i machać nim gdzie popadnie, ale w takiej sytuacji szansa na to, że wyrządzimy komuś krzywdę jest niewielka (prędzej to my oberwiemy). Idealnie pokazuje to Mordhau, który nie jest oczywiście pełnoprawnym symulatorem, ale posiada na tyle dopracowany system walki, byśmy mogli poczuć choćby namiastkę tego, czego doświadczyłby średniowieczny wojownik na polu bitwy. Gwoli ścisłości - w Mordhau sami sobie nie zadamy obrażeń, ale sojusznikom już jak najbardziej.

Mordhau śmiało można określić grą typu „easy to learn, hard to master”. Naprawdę nie trzeba ogromnej wiedzy, by zacząć wymachiwać mieczem, toporem, włócznią czy nawet próbować ustrzelić kogoś z łuku. Wykonywanie tych wszystkich czynności – kolokwialnie mówiąc – na czuja jest jedną z filozofii produkcji opracowanej przez studio Triternion. Co prawda zawiera ona dość rozbudowany samouczek, którego ukończenie zajmuje mniej więcej kwadrans, ale i tak ciężko zapamiętać wszystko, o czym mówi nasz nauczyciel. To trochę jak z prowadzeniem samochodu, gdzie dopiero po zdaniu egzaminu zaczynamy się naprawdę uczyć jeździć, mimo iż wcześniej poświęciliśmy kilkadziesiąt godzin na teorię i praktykę.

Z czego to wynika? Ze złożoności. Ta objawia się nie tylko w liczbie ciosów, jakie można wyprowadzić, ale także w tym, że każdy z nich możemy wykonać w zupełnie innym kierunku. Jeśli pamiętacie, jak wyglądało to w For Honor, to wiedzcie, że tutaj zastosowano nieco podobny, choć bardziej rozbudowany system. Kierunków jest więcej, a co za tym idzie, gra daje większe pole manewru w trakcie walki. Poza zwykłymi cięciami, mamy także pchnięcia, a oprócz tego w każdej chwili można obrócić miecz ostrzem w swoją stronę, by zaatakować niczego niespodziewającego się wroga rękojeścią. Do tego dochodzi możliwość parowania ataków, wykonywania kopniaków i nie tylko. Kluczowe znaczenie ma jednak zarówno opanowanie tych wszystkich możliwości, jak i odpowiednie wyczucie czasu, bowiem oprócz paska życia na ekranie widnieje pasek wytrzymałości, więc nie da się atakować i bronić bez końca.

Po wejściu na serwer nietrudno zauważyć, że Mordhau jest synonimem chaosu. Mimo iż wielokrotnie gracze po prostu machają swoim orężem na oślep, to czasem (ostatnio znacznie częściej) dochodzi do sytuacji, gdzie ich uczestnicy danego meczu dzielą się na mniejsze grupy. Największą atrakcję stanowią wówczas pojedynki „jeden na jednego”. To właśnie podczas nich można udowodnić swoje zdolności, a nie liczyć na to, że być może jakimś cudem uda nam się pokonać wroga. Dopiero w takich chwilach widać, komu udała się sztuka umiejętnego wyprowadzania ciosów i parowania oraz kto dobrze zarządza staminą. Nie zmienia to jednak faktu, że uruchamiając grę musicie być gotowi na śmierć nawet chwilę po respawnie.

O ile sama walka w zwarciu została zrealizowana naprawdę wyśmienicie, o tyle posługiwanie się bronią dystansową nadal jest dalekie od ideału. Ustrzelenie kogoś z łuku stanowi ogromne wyzwanie, wymagając niesamowitej precyzji; oprócz tego warto pamiętać, że po zaledwie kilku sekundach celowania nasza postać zaczyna hmm, łapać skurcze? W każdym razie macha łukiem na wszystkie strony, tylko nie tam, gdzie trzeba. Kiepsko wykonano także system posługiwania się katapultą. Co prawda samo sterowanie jest jasne i czytelne, ale to, gdzie dokładnie trafimy, to momentami czysta loteria.

W kwestii trybów zabawy Mordhau nieco zaskakuje obecnością modułu battle-royale, który jakoś nie pasuje mi do tej produkcji. Na szczęście to nie on stanowi główną atrakcję, bo w kwestii wariantów rozgrywki autorzy postawili na sprawdzone rozwiązania. Mamy więc typowy Deathmatch (zarówno indywidualnie, jak i drużynowo), Frontline, w którym nasze zadanie polega na zajmowaniu określonych punktów na mapie, podzielony na kilka rund Skirmish oraz Horde, gdzie zamiast walczyć z innymi graczami musimy współpracować, odpierając kolejne fale nadciągających wrogów. Nie jest więc tego zbyt dużo, ale na tyle wystarczająco, by każdy znalazł coś dla siebie.

GramTV przedstawia:

System rozwoju postaci w Mordhau został zrealizowany wręcz perfekcyjnie. Możemy wybrać jedną z dostępnych klas, co jest idealnym rozwiązaniem dla początkujących, bowiem są one na tyle różnorodne, że nie musimy wcale jako pierwsi atakować wrogów, ba – nawet wcale nie musimy tego robić, bo zamiast machać siekierą będziemy stanowić nieocenione wsparcie dla reszty, stawiając na przykład barykady. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by stworzyć unikatowego bohatera, odblokowując kolejne elementy wyposażenia. Skoro już o tym mowa, to warto wiedzieć, że jedyną walutą w Mordhau jest złoto, które pozyskujemy za rozgrywanie meczów (trochę gotówki na start otrzymamy także za przejście samouczka). Co istotne, nie da się go kupić za prawdziwe pieniądze, bowiem gra nie oferuje systemu mikropłatności.

Mordhau umożliwia zatem odblokowywanie nowych rodzajów broni, elementów pancerza czy dodatkowych umiejętności po awansowaniu na kolejne poziomy doświadczenia i zdobyciu wystarczającej liczby złota, ale co z tego, skoro matchmaking w żadnym wypadku nie dobiera graczy wg ich levelu? Odniosłem wrażenie, że zdarza mi się walczyć z totalnymi weteranami, jak i osobami, które uruchomiły grę po raz pierwszy. To chyba nie powinno tak wyglądać.

Jak wynika z informacji opublikowanych na Steamie, Mordhau wymaga co najmniej Intel Core i5 4670 karty graficznej GeForce GTX 680 (lub odpowiedników AMD), 8 GB RAM-u oraz DirectX 11, a jeśli chcielibyśmy grać na najwyższych detalach, to powinniśmy zaopatrzyć się w Intel Core i5 – 6600k i GeForce’a GTX 1060 (lub odpowiedniki AMD) oraz 16 GB RAM. Na komputerze wyposażonym w podzespoły, którym znacznie bliżej do zalecanych, czyli AMD 8350, 16 GB RAM i GeForce 1050 Ti musiałem najpierw ustawić średnie detale, a następnie jeszcze trochę pogmerać w menu, by uzyskać zadowalającą mnie płynność. Jest to tyle dziwne, że nawet i tak czasem grze zdarzało się przyciąć, nie wspominając już o długich czasach ładowania zarówno samej aplikacji, jak i kolejnych lokacji.

Mordhau z pewnością zainteresuje fanów Chivalry, Mount & Blade, War of the Roses czy For Honor, ale nie trzeba mieć żadnego doświadczenia z tymi grami, by czerpać radość z zabawy w produkcji od studia Triternion. Należy jednak pamiętać, że rozpoczynając swoją przygodę z Mordhau będziemy ginąć na potęgę, a dopiero po dłuższym czasie zaczniemy ogarniać, o co tutaj tak naprawdę chodzi. Droga, którą trzeba pokonać, by zostać może nie mistrzem, ale dość dobrym graczem, nie jest więc łatwa, ale osiąganie nawet najmniejszych postępów daje mnóstwo frajdy. I w tym właśnie tkwi cała siła Mordhau, które nagradza chętnych i wytrwałych, a nie osoby z grubym portfelem.

8,5
Świetny system walki i rozgrywka oparta na zasadach "easy to learn, hard to master" sprawiają, że Mordhau wciąga bez reszty, ale pomimo wielu zalet nadal posiada wady, które da się z czasem wyeliminować
Plusy
  • świetny system walki wręcz, który daje ogromne możliwości
  • łatwa do zrozumienia, trudna do perfekcyjnego opanowania
  • gotowe klasy postaci dla początkujących
  • wiele opcji w zakresie rozwoju bohatera dla bardziej doświadczonych
  • mnóstwo świetnie wykonanych, różnorodnych typów broni, elementów pancerza, itd.
  • różnorodne tryby rozgrywki oraz mapy
  • wszystko można odblokować za złoto (brak mikropłatności)
Minusy
  • po co ten battle-royale?
  • optymalizacja mogłaby być lepsza
  • system korzystania z łuku, kuszy czy katapulty pozostawia wiele do życzenia
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!