Recenzja Katana Zero. Świetny indyczek dla fanów Hotline Miami

Adam "Harpen" Berlik
2019/07/16 15:50
0
0

Katana Zero z pewnością znajdzie się w rozmaitych plebiscytach na najlepszą grę niezależną tego roku.

Recenzja Katana Zero. Świetny indyczek dla fanów Hotline MiamiPoczątkowo największą zagadką Katana Zero jest fabuła, bo jeśli chodzi o rozgrywkę, to dość szybko można zrozumieć, na czym ona polega. Historia jest jednak na tyle zagadkowa, że sam do końca nie wiem, co bardziej zatrzymało mnie przed ekranem. Czy była to właśnie fabuła, czy też może piekielnie satysfakcjonująca walka z przeciwnikami.

Tak naprawdę nie mamy pojęcia, kim jesteśmy. Przeżyliśmy traumę, a powracające co noc koszmary to jedyna wskazówka do tego, by odkryć własną przeszłość. Nie śnimy jednak wciąż o tym samym, bo za każdym razem pojawiają się nowe wątki. Ze wszystkiego spowiadamy się naszemu terapeucie, który pomaga nam przetrwać, wstrzykując nam specjalne lekarstwo. Nie robi tego bez przyczyny, bo tylko dzięki niemu możemy wykonywać powierzone nam zlecenia, które skupiają się – a jakże – na likwidowaniu wskazanych celów.

Należy zatem przyznać, że wszystko to gdzieś już było, ale z drugiej strony sposób opowiadania historii w Katana Zero jest dość nietypowy. Zwłaszcza, że w parze z ciekawą fabułą idzie świetnie zrealizowany system przeprowadzania rozmów z napotkanymi postaciami niezależnymi. Na początku rozmowy pojawiają się zupełnie inne kwestie dialogowe niż po dłuższej chwili. Odpowiadając więc od razu wybieramy spośród niekoniecznie dobrych sentencji, kreując negatywnego bohatera, natomiast jeśli zastanowimy się chwilę nad tym, co chcemy przekazać drugiej osobie, będziemy mieli do dyspozycji bardziej delikatne kwestie, dzięki którym zyskamy sympatię naszego rozmówcy. Co do samych wyborów, to nie są one do końca iluzoryczne, bowiem mają one niekiedy wpływ na dalszy przebieg zdarzeń, lecz na diametralne różnice w fabule nie ma co liczyć.

Katana Zero jest dwuwymiarową grą akcji inspirowaną Hotline Miami, w związku z czym zarówno my, jak i przeciwnicy giniemy od jednego strzału. Nie powinniście jednak rezygnować z dalszej lektury recenzji z myślą, że to kolejny niekoniecznie udany klon fenomenalnego dzieła studia Dennaton Games, bo autorzy Katana Zero jedynie inspirowali się wspomnianym hitem. Po pierwsze zupełnie inna jest perspektywa (zamiast top-down mamy widok z boku), po drugie natomiast… Zacznijmy może od tego, że walka skupia się na korzystaniu z tytułowej broni białej. Wymachiwanie kataną to jednak nie wszystko, bo nasz samuraj może także wykonywać szarże, rzucać przedmiotami we wrogów czy też robić uniki. To jednak nic w porównaniu do największej atrakcji, jaką oferuje Katana Zero.

Katana Zero to przede wszystkim spowalnianie czasu. Na potęgę, ale nie do przesady, bo korzystanie ze slow-mo jest co prawda ograniczone, ale jedynie na tyle, byśmy musieli czasem przestać na chwilę go używać. Niemniej to właśnie na tym rozwiązaniu, które w Max Payne nazywaliśmy bullet time’em, opiera się spora część rozgrywki. Niektórych przeszkód nie da się ominąć w normalnym tempie, a grupkę wrogów pokonamy jedynie wtedy, gdy czas będzie płynął wolniej niż zazwyczaj – rezygnowanie z tej możliwości to proszenie się o śmierć.

Wydawać by się mogło, że to, co oferuje Katana Zero w kwestii mechaniki rozgrywki, to trochę za mało, ale nie chcąc zbyt wiele zdradzać powiem, że autorzy i tak potrafią zaskoczyć. Jeśli spodziewacie się po prostu biegania od punktu A do B i walce z przeciwnikami, to cóż – to nie zawsze tak wygląda. Mamy tutaj chociażby jazdę na motocyklu, etapy zmuszające nas do działania w ukryciu oraz wiele innych momentów, w których wydaje nam się, że przechodzimy kolejną rutynową misję, aż tu nagle okazuje się, że… Zobaczycie zresztą sami.

GramTV przedstawia:

Zanim jednak podejmiecie decyzję o zakupie Katana Zero musicie wiedzieć, że nie jest to szczególnie prosta gra. Inspiracja słynnym Hotline Miami to nie przypadek, bowiem recenzowany tytuł niejednokrotnie potrafi dać w kość. Na początku mocno obawiałem się ograniczeń czasowych, które obecne są w każdym etapie, bo nie lubię działać pod presją, ale w praktyce ani razu nie zdarzyło mi się przegrać z powodu nadmiernego ociągania się. Nie irytowałem się również dlatego, że musiałem powtarzać spore fragmenty kampanii, bo twórcy umiejętnie rozmieścili punkty kontrolne, testując nie cierpliwość, ale zręczność gracza. I to przez całe sześć godzin, które należy poświęcić na dotarcie do finału Katana Zero.

Po tym czasie nie musimy jednak żegnać się z Katana Zero, bo mamy do dyspozycji także bonusowe warianty rozgrywki. Mowa o trybie speedrun, w którym nasze zadanie polega na ukończeniu całości w jak najkrótszym czasie. Jeśli nie chcemy jednak ścigać się z czasem (choć w Katana Zero i tak poniekąd musimy to robić), to możemy spróbować swoich sił w Hard Mode, czyli wyższym poziomie trudności odblokowywanym po jednorazowym przejściu gry. Walki z bossami są w nim zmodyfikowane, levele nieco przeprojektowane, a dodatkowo na naszej drodze staną niedostępni wcześniej wrogowie.

Nie do końca jestem fanem pixel-artu, bo w wielu przypadkach to ewidentne pójście na łatwiznę, ale w Katana Zero aż chciałem się zatrzymać i podziwiać to, jak wyglądają poszczególne lokacje. Naprawdę, ktoś odwalił tu kawał świetnej roboty. Z niesamowitą oprawą wizualną komponuje się nastrojowy soundtrack. Nie jest on może na tyle udany, by szukać go na Spotify, ale cóż – buduje niepowtarzalny klimat. Katana Zero ogółem puszcza oczko w stronę fanów gier w stylu retro nie tylko podczas właściwej rozgrywki, ale także w innych miejscach. Po ukończeniu danego etapu możemy zobaczyć powtórkę z jego przejścia na czarno-białym ekranie. Samo menu główne także nawiązuje do ery magnetowidów i kaset VHS pod telewizorem.

Katana Zero to majstersztyk niezależnie od tego, czy będziemy oceniać sposób opowiadania fabuły, rozwiązania w mechanice rozgrywki, oprawę graficzną czy warstwę dźwiękową. Dzieło stworzone przez Askiisoft zachwyca w każdym aspekcie już teraz zasługując na tytuł w kategorii najlepszej gry niezależnej tego roku. Co prawda do jego zakończenia pozostało jeszcze sporo, ale wątpię, czy na rynku pojawi się drugi tak fenomenalny „indyczek”.


Sprawdź bogatą ofertę gier na PC i konsole w sklepie Sferis.pl.

9,0
Wymachiwanie samurajskim mieczem dawno nie sprawiło mi tyle frajdy
Plusy
  • intrygująca fabuła opowiedziana w ciekawy sposób
  • świetnie zaprojektowane poziomy
  • system kwestii dialogowych
  • piekielnie satysfakcjonująca walka z przeciwnikami
  • oprawa audiowizualna w stylu retro
  • sporo nawiązań popkulturowych
  • dodatkowe tryby rozgrywki
  • dobrze wyważony poziom trudności
Minusy
  • mogłaby być odrobinę dłuższa
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!