Kupowanie gier w abonamencie - czy to ma sens?

Adam "Harpen" Berlik
2019/06/27 15:40
1
0

Jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie stosunek ceny subskrypcji do liczby udostępnionych gier to jak najbardziej, ale temat jest bardziej złożony niż mogłoby się wydawać.

Kupowanie gier w abonamencie - czy to ma sens?Xbox Game Pass za złotówkę! Ubisoft Pass Premium przez miesiąc za darmo! Bezpłatny trial Origin Access na tydzień! Takie nagłówki widujemy regularnie w serwisach informacyjnych najpopularniejszych serwisów growych i nie ma w tym nic dziwnego, wszak rozmaite „netflixy dla graczy” stają się powoli normą, a wielkie firmy robią wszystko, by zachęcić nas do korzystania ze swoich abonamentów. Pytanie tylko, czy warto je subskrybować, czy lepiej – tak jak wcześniej – kupować pojedyncze gry i mieć je na własność?

Napisałem „na własność”, ale przecież dzisiejszy rynek zdominowany jest przez cyfrową dystrybucję, w których nie kupujemy, ale – jak chociażby na Steamie – je wypożyczamy. Zyskujemy dostęp do licencji, a to jednak coś innego. Subskrybujemy więc na potęgę, bo przecież dzisiaj większość graczy, o ile nie wszyscy, ma swoje konto na platformie Valve; do tego dochodzą launchery Epic Game Store, Uplay, Origin, itd. A skoro już tak to wszystko działa, to czy właśnie nie lepiej kupić możliwość korzystania z przywołanych na wstępie (Ubisoft Pass Premium ruszy we wrześniu, ale francuski gigant już teraz reklamuje swoją usługę) usług, mając na uwadze fakt, że nie da się ot tak po prostu kupić gry dla siebie? Chociaż da się, ale na GOG-u po pierwsze nie znajdziemy wszystkiego, a po drugie to tylko wyjątek potwierdzający regułę.

Z mojego punktu widzenia odpowiedź na pytanie zawarte na końcu poprzedniego akapitu brzmi „i tak, i nie”. Kupowanie gier w abonamencie nie ma dla mnie sensu dlatego, że gram zarówno w gry do recenzji, jak i prywatnie (chociaż te, które ogrywam niby tylko dla siebie potem i tak przydają mi się w pracy, bo mogę zarzucić jakimś nawiązaniem lub porównaniem), co sprawia, że niekiedy przerywam zabawę z danym tytułem na kilka dni, a czasem i tygodni. W takim przypadku abonamenty nie mają racji bytu, bo nigdy nie wiem, kiedy będę mógł wrócić do Assassin’s Creed: Odyssey, które ogrywam od jesieni zeszłego roku. Pięćdziesiąt godzin na liczniku i końca nie widać, chociaż staram się robić wszystko, bo sprawia mi to ogromną frajdę. Ale wyobraźcie sobie, że taki ACO byłby w abonamencie za 20 złotych miesięcznie. Grę kupiłem za nieco ponad „stówkę”, a subskrybując ją od – dajmy na to – października dzisiaj musiałbym wydać 180 złotych. Co najmniej, bo zamierzam przecież kontynuować swoją przygodę.

Jako że pisać o grach zacząłem chwilę po tym, jak wymarły dinozaury (a tak na serio to w 2003 roku), to miałem styczność z naprawdę wieloma tytułami, co sprawia, że dzisiaj trudno mnie czymś zaskoczyć (chociaż ta sztuka udała się chociażby From Software, Rockstarowi, CD Projekt RED czy Warhorse Studios). W statystykach widnieję jako osoba, która rozpoczyna wiele gier, ale większości z nich po prostu nie kończy, zabierając się za następne. Kiedy jednak sięgnę głębiej do portfela, na przykład po ponad 200 złotych, by kupić coś w dniu premiery, mam wyrzuty sumienia jeśli odkładam taką pozycję na półkę po zaledwie kilku godzinach rozgrywki. I tutaj właśnie z pomocą przychodzą owe abonamenty, bo – przykładowo – Xbox Game Pass zawiera 240 gier, a jeśli dodamy do tego produkcje dostępne również na PC, to mamy aż 329 tytułów. Prawda, że sporo? Nawet będąc na emeryturze nie byłbym w stanie tego ograć, zwłaszcza że Microsoft co rusz dodaje nowe pozycje do katalogu.

Ale o to właśnie chodzi. O tą nieprzyzwoicie ogromną bibliotekę gier, które można sprawdzić za grosze (nie trzeba płacić 40 złotych co miesiąc za konsolowego Xbox Game Passa, bo można poczekać na promocje). To właśnie dzięki niej mamy okazję przetestować wybrane tytuły bez obaw, że kupimy któryś z nich za większe pieniądze i nie będzie nam się go chciało kończyć. Dlatego też abonamenty traktuje częściowo jako coś w rodzaju dostępu do wersji demonstracyjnych. Częściowo, bo takie usługi, jak Xbox Game Pass czy Origin Access pozwalają mi również ukończyć krótsze produkcje bez konieczności nabywania (to znaczy wypożyczania) ich w pełnej cenie. Mowa w tym przypadku o liniowych grach, z którymi bez problemu uporamy się w jeden wieczór lub przez weekend (np. kampania w Battlefieldzie, A Way Out, Unravel czy ABZU). Chociaż z drugiej strony jak ktoś ma za dużo czasu, to będzie mógł sobie kupić Ubisoft Pass Premium na 30 dni i w tym czasie przejść albo któregoś z nowszych Asasynów, jakiegoś Ghost Recona czy Far Cry’a.

GramTV przedstawia:

Dostępne abonamenty pozwalają nam także zagrać w premierowe tytuły. Xbox Game Pass ma to w standardzie, natomiast Origin Access wymaga opłacenia droższej subskrypcji. Tak chociażby sprawdziłem Anthem i naprawdę cieszyłem się, że wydałem na tą wątpliwą przyjemność nie grubo ponad 200 złotych, ale 60. Gra nie przypadła mi do gustu, natomiast czas, jaki pozostał do wygaśnięcia usługi przeznaczyłem na FIFĘ. Podobnie zamierzam sprawdzić Gears 5, bo o ile trylogię z Markusem Fenixem uważam za dzieła wybitne, to zarówno Judgment, jak i Gears of War 4 – delikatnie rzecz ujmując – niczego mi nie urwały.

Warto również pamiętać, że w usługach Microsoftu, Electronic Arts oraz – niedługo – Ubisoftu, poza grami AAA dostępne są również „indyczki”. Jasne, czasem bez problemu kupimy je za grosze czy też dodamy do konta dzięki Xbox Live Gold lub PlayStation Plus (wcześniej płacąc, bo nie ma nic gorsze niż nagłówki „darmowe gry w PlayStation Plus”), ale mając dostęp do wspomnianych usług możemy przebierać w grach niezależnych tak długo aż w końcu trafimy na jakąś perełkę lub mniej udany, ale wciągający nas tytuł zamiast kupować je w jakiś Humble Bundle czy innych tego typu paczkach.

Zatem podsumowując trzeba powiedzieć, że to, czy kupowanie abonamentów ma sens, tak naprawdę uzależnione jest wyłącznie od naszych predyspozycji. Ile czasu możemy poświęcić na granie, czy zdarza nam się „wtopić”, kupując grę, która nam się spodoba, czy „skaczemy” między tytułami, czy raczej staramy się najpierw skończyć jeden, a dopiero potem zainstalować drugi. Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jak wygląda to w waszym przypadku.

Komentarze
1
MisioKGB
Gramowicz
28/06/2019 20:20

Ciekawy artykuł, sam pisałem o nowym Game Passie na PC na moim blogu, abo nie jest dla każdego, choć coraz więcej osób się do niego przyzwyczaja. Ot, prawa rynku, coraz więcej rzeczy idzie w abo, serwera nie kupiłem tylko wypożyczam, pakiet adobe też w abo, netflix w abo, telefon w abo, Origin Access w abo, grosz do grosza i nagle okazuje się, że można spokojnie na fajne wakacje odłożyć w rok :) Zgadzam się z tym, że jeśli ktoś tam gra w jedną, dwie gry i to z przerwami to opcja opłacania miesięcznego haraczu nie jest zbyt lukratywna, ale, o matko, nowe Metro i sequel Wolfa za promocyjne 4 zł w pierwszym miesiącau Game Passa? Ktoś w ogóle się nad tym zastanawia? :)